Pierwszy dzień prezydencji mija, warto więc odnotować absurdy, jakie mu towarzyszyły.
Po pierwsze, ten ogólnomedialny zachwyt nad tym, jacy my teraz jesteśmy ważni... Tia... jeszcze chwila i uwierzę, że mamy pozycję równą Niemcom, Anglii czy Francji. Przecież, jeśli państwo, które sprawuje prezydencję, ma, nazwijmy to delikatnie, nie najmocniejszą pozycję, to jego prezydencja sprowadza się do funkcji czysto administracyjnych. Najważniejsze decyzje i tak zapadają w gronie najsilniejszych...
Absurd numer dwa, to wiara, że swoimi decyzjami możemy Unii pomóc. Możemy uznać (wbrew absurdowi nr 1), że jesteśmy w stanie coś faktycznie przeforsować i nadawać ton w ważnych dyskusjach. Ale w takiej sytuacji euroentuzjaści i miłośnicy Unii powinni krzyknąć „Boże chroń Unię”. Wiemy, jaką klasę Tusk i spółka pokazują w rządzeniu w Polsce. I teraz wyobraźmy sobie, że ta ekipa ma w zasadniczym stopniu np. kształtować budżet Unii czy ratować Grecję... Ech, już widzę, jak Merkelowa leci do Grabarczyka z kwiatami :)
Wreszcie absurd nr 3, czyli wypowiedzi w stylu: krytyka naszego rządu w zakresie sprawowania prezydencji, to krytyka Polski i jest niedopuszczalna. M.in. w tym duchu wypowiadał się Tusk. Jeszcze się nie zaczęła prezydencja, a Ci już się boją krytyki swoich działań... Może z góry wiedzą, jaki będzie ich efekt... Niemniej jest to kolejna odsłona szopki pt. krytykujesz rząd nie jesteś patriotą.
Cóż, wygląda na to, że czeka nas „wesołe” pół roku...
Inne tematy w dziale Polityka