No proszę, PO ma nowy pomysł na Polskę. Decentralizacja, przekazanie kompetencji "w dół" do województw (a dlaczego nie do powiatów, czy lepiej jeszcze - gmin). Likwidacja ministerstw: zdrowia, gospodarki (!), edukacji (!!), rodziny (!), sportu, rolnictwa (!!). Wyciekł dokument "Wielka Polska Obywatelska" w którym przedstawiono plan decentralizacji kraju, oparty na założeniu, ze większość kompetencji władczych z centrum przesunie się na szczebel wojewódzki.
Można powiedzieć, to nic nowego. Jeszcze na początku lat 90-tych w gdańskim "Przeglądzie politycznym" lansowano pomysł "landyzacji" Polski. Później o tych sprawach mówiło wielu, m. in. i Tusk. Pamiętamy jedną z "wielkich reform" rządu Buzka (zawsze jak piszę o byłym premierze przypomina mi się tytuł filmu "Och Karol" - treści nie pamiętam, ale tytuł dobry), której podstawą miało być "wzmocnienie województw", czyli likwidacja 50 "małych" województw i utworzenie 12-14 regionów, wprowadzenia szczebla pośredniego między gminą i województwem czyli powiatów. W dyskusji publicznej na ten temat, proponowano nawet odejście od nazwy "województwo" na rzecz: ziemia, region, czy departament. Do początkowo przewidywanych 12 "ziem" dodano w końcu 4 nowe (opolskie, lubuskie, kujawsko-pomorskie i świętokrzyskie) utrzymując nazwę województwo. http://web.archive.org/web/20140312224949/http://zobacz.info/12-wojewodztw/
Polska z 12 województwami to był pierwszy krok w kierunku "landyzacji" kraju. Określenie dość szerokich kompetencji samorządów to krok drugi. Krok trzeci to poszerzanie owych kompetencji i ograniczanie możliwości władzy centralnej, zwłaszcza w sprawach które dotyczą 2-3 województw. Teraz pojawiły się nowe pomysły. Oczywiście absurdalne, gdyż oddanie spraw edukacji, gospodarki, zdrowia, rolnictwa, rodziny w ręce samorządów to koniec możliwości prowadzenia polityki ogólnokrajowej przez rząd.
Mimo absurdalności tego planu, wcale bym go nie lekceważył. Zakłada on bowiem przesunięcie uprawnień władczych w ręce polityków lokalnych (a także lokalnych sitw administracyjno-sądowo-biznesowych) i to może być magnesem przyciągającym zwolenników do tych pomysłów. Jest wielu ludzi (także w PiSie) którzy zdają sobie sprawę z tego, że na mandat posła nigdy liczyć nie mogą, ale gdyby poszerzono zakres ich władzy tu "na dole" to nie byliby przeciw. Hasło "Warszawa nie będzie nami rządzić, tu w Kielcach, czy Gorzowie", a "niżej": w Płońsku, czy Przeworsku, może okazać się chwytliwe.
Obóz rządowy musi dobrze przemyśleć kontrargumentację i solidnie się przygotować do kampanii jesienią. Pierwszym pytaniem do projektodawców które należy zadać to to, czy władze lokalne mają decydować, czy w woj. pomorskim będzie funkcjonował program 500+, po likwidacji Min. rodziny? Kolejne: czy władze lokalne będą mogły samodzielnie "prowadzić politykę imigracyjną"? Jak będą wyglądały projekty infrastrukturalne obejmujące 3-4 województwa? Czy nauczyciel dyplomowany w Giżycku i Tarnowie będzie zarabiał tyle samo jak dziś, czy też lokalne władze zróżnicują je? Można te pytania mnożyć i bardzo łatwo udowodnić absurdalność tych pomysłów. O aspekcie międzynarodowym nawet nie wspominam, ten projekt rujnuje możliwości prowadzenia skutecznej polityki państwa na wielu obszarach. Będzie się bardzo natomiast podobał biurokratom brukselskim, Sorosowi i rządom w Berlinie i Moskwie. O międzypaństwowych aspektach piszą na S24: giz 3miasto, Zbigniew Kuźmiuk i komentatorzy obu notek, więc nie będę powtarzał oczywistych argumentów. Oba teksty i komentarze warte przeczytania.
Projekt ten zmierza do obezwładnienia władzy politycznej od wewnątrz, bez względu na wynik wyborczy do Sejmu, czyli "obchodzi" uregulowania konstytucyjne. Można zadać ciekawe pytanie. Czy projekt Wielka Polska Obywatelska i osoby go wspierające nie nawołują aby do zmiany ustroju drogą pozaprawną, bo przecież jego wdrożenie wymagałoby zmiany konstytucji, czyli 2/3 głosów, a tyle mandatów nawet "zjednoczona" opozycja nigdy nie uzyska.
