Artur Lewczuk Artur Lewczuk
675
BLOG

Kod opozycji

Artur Lewczuk Artur Lewczuk Polityka Obserwuj notkę 3

Od dłuższego czasu nie ma dnia, aby nie rozlegały się syreny alarmowe ostrzegające nas przed nadchodzącym kataklizmem, który ma polegać na tym, że Polaków owionie brunatna mgła faszyzmu, głupiej autarkii, histerycznego katolicyzmu. Różne syreny przeciągle wyją tym samym rozpaczliwym tonem, łkając nad umierającą rzekomo w naszej ojczyźnie demokracją, i już prawie pochowaną w politycznym grobie przez grabarzy z Prawa i Sprawiedliwości.

Zawył alarmistycznie i prof. Jerzy Stępień w czasie otwartego wykładu, który wygłosił w Białymstoku. Dramatycznie wykrzyczał, że „nieprawdopodobne rzeczy dzieją się na naszych oczach!” i że skończyło się w Polsce państwo prawa. Profesor, jak można przypuszczać na podstawie jego słów, swoim syrenim głosem chciał przekonać, że PiS próbuje zniszczyć zasady demokracji obowiązujące w naszym kraju, by zwolnić tym samym wszelkie hamulce ograniczające rząd w jego dążeniu do narzucenia społeczeństwu „chorej wizji Polski” i zaspokojenia pragnienia zakrycia opozycji ust. Ze słów prof. Jerzego Stępnia można wysnuć jednocześnie wniosek, że katastrofa, jaka – jego zdaniem – grozi nam z powodu nowych rządów w Polsce, nie jest nieunikniona, bo rozpoczęła się na dobre w naszej ojczyźnie prawnicza wiosna, która przyczynia się do tego, że „podnosi się poziom prawny społeczeństwa”. Zdaniem prof. Jerzego Stępnia część nonkonformistycznych prawników, demokratycznie usposobionych zaczęła stawić dzielnie opór władzy próbującej wyswobodzić się z kajdan prawa. Profesor jest przekonany, że Polacy wkrótce otrząsną się z zaślepienia programem „500+”. Wierzy że kiedy coraz więcej osób będzie tracić pracę z powodu poglądów politycznych niezgodnych z poglądami konserwatywnymi, to ludzie pojmą w pełni wymiar swojej tragedii, jaką jest przejęcie władzy przez PiS. Pokłada też wiarę w KODzie. Ufa, że Polaków w ich walce będą wspierać „demokracje Europy Zachodniej”.

Dopiero co ucichła syrena prof. Jerzego Stępnia, a już za korbkę chwycił Andrzej Wajda i dalej syreną kręcić z całych sił, tym razem w „Die Welt”. Nuta jego opowieści ta sama – to nuta narastającego w Polsce faszyzmu. Wsłuchując się w nią, pomyślałem sobie: Ot, jakie dziwne to koło historii – polski reżyser łka w niemieckiej gazecie, że w jego ojczyźnie pęcznieje faszyzm i drżąc jak osika prosi Niemców o to, by pomogli ocalić w Polsce demokrację. I tylko czekać, jak będą kolejne syreny wyły. Ale ja nie o tym w zasadzie chcę powiedzieć, a o tym, że temu wyciu syren towarzyszy też bardzo niebezpieczny zew.

Rozlegające się tu i ówdzie syreny nawołują także ludzi do buntu czynem, ruszenia ławą i przepędzenia „okrutników poniewierających demokrację”. Dziewiczy prometeizm maszerujący w duchu idei Wielkiej Rewolucji Francuskiej ma stanąć przeciw rozpasanej przejęciem władzy czarnej sotni ultrakonserwatyzmu. Lep tej myśli niestety działa. Kiedy na niego patrzę okiem powszedniego dnia, widzę, jak do niego przyklejonych jest wielu ludzi. Dziwi mnie to, bo przecież rozwieszają ten lep ci, którym niedawno władzę odebrano w wyniku woli większości, którzy, gdy władzę mieli, o demokrację w ogóle nie dbali, nawołując do „dorżnięcia watahy”. Co więcej, są to ludzie kreujący sztuczną rzeczywistość, przypisując tym, którzy nie należą do ich kamaryli, niecne zamiary, choćby chęć wystąpienia z Unii Europejskiej. Robili wiele, aby osłabić zaangażowanie społeczeństwa w życie polityczne, namawiając do „zabrania babci dowodu”, do depolityzacji życia obywatelskiego, czerpania radości przede wszystkim z tego, że płynie ciepła woda w kranie. Zamieniali symbole narodowe na te, wokół których chcieli stworzyć „nowy wspaniały świat” – choćby nawołując do „usuwania krzyży z przestrzeni publicznej”, racząc nas jednocześnie czekoladowymi orłami, kotylionami, każąc nam zachwycać się łukiem tęczowym. Ci nasi domorośli zwolennicy demokracji bardzo starali się, aby prawdziwe problemy naszego kraju przysypać kopczykiem milczenia i zastąpić je problemami sztucznie wywołanymi, by mieć kontrolę nad emocjami społeczeństwa, kierować je w bezpieczną dla władzy stronę i kształtować w nas estetykę kiczu uczuć oraz myśli.

Dzięki zapędom naszych rodzimych miłośników demokracji marsze niepodległości, zostały wzbogacone o biegające po Warszawie bojowe grupy niemieckich „antyglobalistów”, a ci, którzy jawnie wyrażali swoje przywiązanie do ojczyzny w czasie tych marszów, nie mogli czuć się bezpiecznie. Społeczny projekt przeprowadzenia referendum w sprawie obowiązku szkolnego sześciolatków podpisany przez prawie 950 tysięcy Polaków dzisiejsi „obrońcy demokracji” na swój sposób podarli i wrzucili do kosza na śmieci. Ot, taka to ich demokracja, dlatego, kiedy o nich myślę, to mam przekonanie, że to, co teraz robią, to wciąganie Polaków w czerwień taką, jaką zaczyna się „Mechaniczna pomarańcza” Stanleya Kubricka i w jaką zaprasza widza Aleks – główny bohater tego dzieła.

Film zaczyna się od obrazu czerwonego prostokąta wypełniającego cały ekran. Zaraz potem pojawia się Aleks uśmiechający się kpiąco, triumfalnie i patrzący wprost na widza okiem kusiciela, jakby zapraszał widza w czerwień, w świat przemocy. Jego spojrzenie to wzrok namawiający do draki, brutalnej, cynicznej zabawy i jak się może wydawać, mówiący: „Znamy się dobrze. Wiem, że to lubicie, że to was rajcuje. Chodźcie ze mną”. Aleks, sam bezduszny, nienasycony pragnieniem władzy, ogarnięty demonem walki, jest przekonany, że nie wartości duchowe ludzi poruszają, że nie o nie ludzie biją się. Oni pragną przede wszystkim odczuwać jak najsilniejsze napięcia emocjonalne, których doznają zwłaszcza wtedy, kiedy przychodzi im z kimś ścierać się i kiedy mogą nad innymi panować. W tym „kopie” – jak myśli Aleks – jest źródło „najwyższej radości”. I z tej wiedzy potrafi bardzo dobrze korzystać.

Stanley Kubrick w „Mechanicznej pomarańczy” przekonuje, że ludzie, żyjąc w odmętach wielkiej nudy, w zdegradowanym do „zdrowego rozsądku” świecie, w którym człowiek dla człowieka jest manekinem, intensyfikują swoje istnienie poprzez różnego rodzaju sztuczne środki; sami dla siebie – z powodu swojej bezduszności – źródłem „najwyższej radości” przecież być nie mogą  stąd sztuczne podniety. Środkiem, który wzmacnia i pobudza przemoc w Aleksie, czyli daje mu "najwyższą radość", jest „mleko plus”. Podobnym „mlekiem” dzisiejsi „obrońcy demokracji” chcą karmić Polaków, gdy namawia się nas do wstydzenia się za rząd, prezydenta, patriotyczną tradycję, gdy próbuje się nas przekonać, że przynosimy wstyd Europie, jak to zrobił niedawno przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk w czasie odbywającej się w Rzymie debaty unijnych przywódców mówiąc, że kraje Europy Wschodniej w sprawie przybywających do Europy uchodźców wykazują przesadny „lęk i strach”, a czasem zachowują się „w bardzo irytujący sposób”.

Podawane przez „obrońców demokracji” mleko plus ma wzbudzać pasję niszczenia tych, którzy są „wrogami demokracji". To środek, który ma zachęcać do wzięcia udziału w „narodowej naparzance”, by ci, którzy ją uwielbiają i dla których jest sensem życia, mogli triumfować.

„Obrońcy demokracji” starają się wlewać w Polaków płyn nienawiści i zarazem szyderstwa, ale próbują wciągnąć ich w wir swojego świata w jeszcze inny sposób. Tak jak filmowy Aleks demonstruje, w poczuciu własnej pychy i siły, obrzydzenie dla świata (przykładem jest to, jak odnosi się do Kloszarda), tak i nasi dzisiejsi „obrońcy demokracji” robią to samo. Obnoszą się ze swoim dystansem wobec „tych innych”, że swoją „mądrością i szlachetnością” poprzez zaznaczanie na każdym kroku, jak wiele ich różni od tych, którymi gardzą, których mają za głupców i niedorajdy życiowe. Ten dystans okazywany jest przez nich na wiele sposobów, najczęściej poprzez ostentacyjne wyśmiewanie, i jest jednocześnie dla nich wystarczającym uzasadnieniem słuszności ich walki. Jego przykładem może być minikabaret Macieja Stuhra, który ów aktor wystawił w czasie rozdania nagród filmowych „Orły 2016”, kiedy to zapragnął szturchnąć „nienawistników demokracji”. Tak, to była dopiero „polewka” – cała nasza śmietanka artystyczna tarzała się ze śmiechu. A jeśli nawet niektórym z niej nie było do śmiechu, to i tak śmiano się w myśl zasady, że na każdym kroku trzeba pokazywać teatralnie swój dystans wobec PiS-u, żeby nie narażać siebie na ostracyzm.

W czerwień przez „obrońców demokracji” jesteśmy wciągani także tak samo, jak Aleks wciągnął Liberalnego Intelektualistę, na którego dom napadł wraz ze swoimi kompanami. Liberalny Intelektualista to ktoś oderwany od codzienności. To przykład współczesnego konsumenta, który zamknął się w swoim wygodnym świecie i pragnie jednego – żeby dano mu spokój, żeby nikt nie wtrącał się w jego życie i żeby mógł cieszyć się tym, co już zdobył. Aby wejść do środka jego domu, Aleks ucieka się do kłamstwa – prosi o pomoc mówiąc, że jest ofiarą wypadku samochodowego. Liberalny intelektualista, słysząc oszustwo Aleksa, kierując się „zasadą współczucia”, którą bezmyślnie stosuje wobec każdego, kto podaje się za pokrzywdzonego, wpuszcza go do swojego domu. Jest gotowy nim się zaopiekować, wesprzeć go. Tym samym wpadnie w pułapkę, w dużym stopniu zastawioną przez siebie samego, bowiem wpuści do siebie Śmierć. Banda Aleksa wchodzi do domu Liberalnego Intelektualisty, mając na twarzy maski z długim nosem Pinokia, a zatem posługując się kłamstwem. Te ich maski są symbolem metody, która jest często stosowana także przez „naszych obrońców demokracji” – rzekomo okrutnie prześladowanych przez władzę, wyrzucanych z pracy, pozbawianych prawa do mówienia głosem wolnego człowieka, zastraszanych na różne sposoby. Kiedy tak żalą się w rozgłośniach radiowych, pomstują w programach telewizyjnych, maszerują ulicami miast, niosąc trumnę ze złożoną do niej Demokracją, to mam wrażenie, że widzę na ich twarzach maski z długimi nosami, a pod nimi szydercze uśmiechy.

Gdy bandzie Aleksa udaje się zdobyć dom Liberalnego Intelektualisty, wtedy dochodzi do gwałtu, na który może on już tylko jedynie patrzeć (Aleks gwałci jego żonę na tle melodii „Deszczowej piosenki” i deszczu krwi). W pewnej chwili Aleks śpiewa: „Niebo pochmurne nade mną, słońce szczęśliwe we mnie”, przeinaczając Kantowską formułę człowieka. To on sam ustanawia prawa i wartości, określa ich rozumienie i każe innym widzieć w nim Boga. Chce, aby to, co myśli, jego sposób rozumienia wartości były obowiązującym wszystkich prawem, według którego rozstrzyga, kto jest dobry, a kto zły.

W dalszej części filmu Aleks jawi się jako meloman, wielbiciel Beethovena. Z wielkim upodobaniem słucha jego z IX symfonii i słów z „Ody do radości” Fryderyka Schillera. W jego mniemaniu łączy się w tych utworach poczucie siły z uniesieniem, szczęściem, ale nie jest to opowieść o poczuciu prawdziwego braterstwa ze wszystkimi, lecz radości wynikającej ze zwycięskiego boju i niechęci wobec tych, którzy kroczą inną drogą („Ale kto miłości nie zna, niech nie wchodzi tu na próg”). Aleks to ktoś, kto chce kreować świat na swój sposób, wcielając się w bóstwo i jednocześnie kusząc ludzi światem nowej braterskiej unii. Widać to w scenie, kiedy uniesiony muzyką Beethovena wyjmuje z szuflady węża i przykłada go do obrazu przedstawiającego nagą kobietę symbolizującą lubieżność. Obraz jest nad czterema figurkami Chrystusów zdjętych z krzyża obejmujących się i tańczących. Profanacja świętości jest w tym przedstawieniu symbolem nowego boga świata, którego fizycznym wyrazem jest Alex. To jest ktoś, kto powiela sacrum, odwołuje się do wartości chrześcijańskich, do etyki; kto pragnie boskości, ale jednocześnie, powielając świat Boga, niszczy ten świat, bowiem sprowadza go do farsy, czegoś, czego nie traktuje się poważnie. Bohater „Mechanicznej pomarańczy” czuje jedność, ale tak naprawdę nie ze światem krzywdzonych, ale ze światem krzywdzących. On nie traci czasu na intelektualne rozważania, wystarczy mu powiew jego pragnień, pożądań i zaraz zaczyna „płynąć”. Dla niego celem jest zwycięstwo i upokorzenie tych, którzy nie są z nim.

Aleks to ktoś, kto jest obecny wśród nas. To gromada opozycyjna stale atakująca rząd utworzony przez Prawo i Sprawiedliwość. Niektórym z nas jego świat może wydawać się wartością nie do przecenienia, przecież w jego imieniu zawiera się słowo „leks”. Mnie jednak wydaje się, że nasz opozycyjny Aleks, biorąc pod uwagę jak myśli i postępuje, to ktoś, kto może dać nam co najwyżej bolesne „A!”

"Pisz piórem, kochany Francesco. Słowa pisane mieczem nie są trwałe. Pióro i zeszyt to prawdziwe fundamenty prawdziwego mocarstwa." Bolesław Miciński Moje fotografie https://www.deviantart.com/arte22/gallery

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka