Lubicz Lubicz
92
BLOG

Citius, altius, fortius?

Lubicz Lubicz Rozmaitości Obserwuj notkę 4
Citius, altius, fortius – (szybciej, wyżej, silniej) brzmi oficjalna dewiza kolejnych igrzysk olimpijskich, poczynając od roku 1913. I rzeczywiście, nic dodać, nic ująć. XXI Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Vancouver przejdą do sportowych annałów nie tylko jako najszybsze, najwyższe i najsilniejsze ale także jako najniebezpieczniejsze w nowożytnej historii.
 
Felix Loch, złoty medalista w saneczkarstwie, osiągał na lodowym torze w Whistler prędkości na granicy 150 km/h i to z obniżonego o kilkadziesiąt metrów tzw. „damskiego“ startu. Ale to nie prędkość (lub nie tylko ona) była przyczyną śmierci jego młodego konkurenta z Gruzji. To raczej kombinacja nieustannie rosnącej prędkości i niespotykanego na innych torach zagęszczenia ostrych zakrętów. Ostatni, szesnasty, wyrzucający zawodnika niczym katapulta ostro w górę aby później równie ostro i brutalnie sprowadzić na ziemię i wyhamować był ostatnim w życiu Nodara Kumatritaschwili.
 
Tor w Whistler był także dobrze znane bobsleistom. Już w zeszłym roku, jeden z najlepszych niemieckich zawodników, André Lange, zwyczajnie i po ludzku odmówił startu. W tym roku, tylko podczas treningu, doszło do 14 ciężkich przewrotek a po pierwszych dwóch zjazdach doszły jeszcze cztery następne, w tym także, obytej z torem ekipy kanadyjskiej. Najprawdopodobniej wszystkie stacje telewizyjne na całym świecie pokazywały angielskiego (lub australijskiego) zawodnika, który z nagim torsem i ociekającymi krwią plecami mechanicznie przeskakiwał przez kolejne barierki oddzielające tor od trybuny aby wziąć w ramiona skamieniałą z przerażenia żone. Zdziesiątkowana ekipa Szwajcarii (absolutnie nie nowicjusze w tym sporcie) wycofała się z dalszych startów. Po prostu i zwyczajnie zabrakło zdolnych (i chętnych) do dalszej jazdy. Podczas przedolimpijskiego meetingu kapitanów drużyn (a także wcześniej), wielu trenerów zwracało uwagę, że tor jest niebezpieczny dla zdrowia i życia zawodników. Reakcja? Powiedzmy, że były dwie. Obydwie walczące o palmę pierwszeństwa pod względem (jakże typowej dla tej olimpiady) arogancji. Szef komisji budowlanej toru powiedział (jeszcze przed tragiczną śmiercią saneczkarza), że skoro nawet jego syn może na tym torze jeździć, to trudno uznać go za niebezpieczny, a Światowy Związek Bobsleja wprowadził zakaz wypowiedzi dla atletów i ich opiekunów na temat samego toru jak i panujących na nim warunków (sic!).
 
Na "Franz's Run" lub jak kto woli "Dave Murrays Course" zawodnicy jak i zawodniczki w konkurencjach alpejskich osiągali prędkości powyżej 120 km/h. Niby nic takiego. Pucharowe trasy w Kitzbühel czy Sestriere sa jeszcze szybsze. Ale trasa zjazdowa w Vancouver miała nie tylko „speedowe przyjemności“ dla narciarzy z całego świata. Z odcinków pokrytych czystym lodem zawodnicy wpadali w hamująca maź roztopionego śniegu, a gdy już wydawało im się, że najgorsze mają za sobą, tuż przed samą metą czekała niespodzianka w postaci ostatniego skoku. Skoku, bagatelka, plus minus 60 metrów lotu. Jak długie mogą być te metry i jak twarde lądowanie mogła przekonać się na własnej skórze sama Anja Pärson (jakby nie było siedmiokrotna mistrzyni świata) i wiele innych, mniej doświadzonych, zawodniczek. To że, podczas prędkościowych konkurencji alpejskich, nie doszło do poważniejszych obrażeń można spokojnie zaliczyć do kategorii cudów. Nie takich panatuskowych tylko tych prawdziwych cudów z najwyższej półki ;–)
 
Niebezpieczeństwa czyhające na stokach zjazdowych, jak i pogodowe kapriole, były znane już od zawodów w zeszłym roku. Mówiło o tym wielu trenerów i zawodników. Szef zawodów ze strony FIS, Atle Skaardal, odpowiedział krótko i lakonicznie, że nie może ponosić odpowiedzialności za każdy ewentualny upadek. Później jednak zdecydował się na przeniesienie miejsce startu i skrócenie trasy.
 
Można przyjąć za pewnik, że trasy biegowe w dyscyplinach nordyckich wytyczał specjalista od narciarstwa alpejskiego. Strome i pieruńsko szybkie zjazdy, ostre zakręty i wąskie mostki z barierkami siegającymi zawodnikom do kolan. Cztery złamane żebra i uszkodzone płuca Petry Majdic, dziesiątki upadków na trasie. Reakcja na oficjalny protest Słoweńców? Zgadnijcie Państwo. Oczywiście, wszystko w najlepszym porządku.
 
Powyższe przykłady to tylko wierzchołek góry lodowej. O wypadkach na skoczniach (dopadło między innymi Janne Ahonena), na trasach snowcrossu, etc., nawet nie wspominam.
 
Bawiąc się dalej w wyliczankę, można argumentować, że sportowcy to ludzie dorośli i świadomi podejmowanego ryzyka. Można, oczywiście, dlaczego nie. Ale skoro tak, to wypada także przytoczyć wypowiedź argentyńskiego saneczkarza, który po tragicznym wypadku Gruzina powiedział, że ani on, ani jego koledzy NIE wyobrażali sobie, że można, tak po prostu „wyfrunąć“ z toru – „tego nie wiedzieliśmy“ – powiedział.
 
Organizatorom wyraźnie zabrakło wyobraźni lub oczytania bo mogli przecież śmiało zerknąć do Dantego i umieścić na bramie toru napis: Lasciate ogni speranza, voi ch'entrate. Nikt nie miałby wątpliwości a tym bardziej złudzeń.
 
Prezydent IOC Jaques Rogge zaplanował na kwiecień spotkanie z reprezentantami związków saneczkarzy i bobsleistów – "żeby w przyszłości coś takiego już nie mogło się wydarzyć“. Brawo! Tylko czy to spotkanie cokolwiek zmieni? Jak wiadomo nic tak nie podnosi oglądalności jak spektakularny i najlepiej krwawy wypadek. Nic tak nie obliguje sponsorów do głębszego sięgnięcia do kasy jak prawdziwa tragedia. Nic tak nie przyciąga nowych telewidzów jak mrożacy krew w żyłach spektakl z udziałem nowożytnych gladiatorów. Najlepiej w slow-motion, kadr po kadrze, koniecznie w HDTV i Dolby Surround. Miliard dolarów wpływów planuje uzyskać IOC do roku 2012. Oznacza to równie spektakularny, jak kończaca się właśnie olimpiada, wzrost o 15%.
 
Citius, altius, fortius! Zgoda. Gdyby jednak za cztery lata w Soczi nikt normalny nie miał ochoty zabijać się na torach czy wpadać do rowów to zawsze można podnieść poprzeczkę i zrobić jeszcze szybciej lub jeszcze wyżej. Ostatecznie show must go ona pecunia non olet! Po cholerę mamy się oszukiwać, proszę szanownego państwa ;–)
 
Rock’n’roll
 
Powyższy tekst zainspirowany został artykułem „Diktatur der Geschwindigkeit“ autorstwa Christiana Gödecke w najnowszym wydania tygodnika „Der Spiegel“
 

  

Lubicz
O mnie Lubicz

If I could stick my pen in my heart I'd spill it all over the stage Would it satisfy ya or would slide on by ya? Or would you think this boy is strange? Ain't he strayayange? If I could win you, if I could sing you a love song so divine. Would it be enough for your cheating heart If I broke down and cried? – If I criyiyied. I said I know it's only rock and roll But I like it. Ludzie do mie pisza :) Czy ty Lubicz złamany ch..u nie powinieneś trzymać fason jak prawdziwy komuch? Twoje agenturalne teksty (z których jesteś znany) dawno wystawiły ci świadectwo.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (4)

Inne tematy w dziale Rozmaitości