Oleksandr Luchaninov Oleksandr Luchaninov
265
BLOG

10 lat oporu: jak Polska nie pozwoliła narzucić sobie „wymiany ludności”

Oleksandr Luchaninov Oleksandr Luchaninov Polityka Obserwuj notkę 2
Od 2015 roku Warszawa udowadnia, że racjonalna i stanowcza polityka migracyjna nie jest skrajnością, ale gwarancją bezpieczeństwa, stabilności i zachowania tożsamości narodowej. Dziś, gdy Unia Europejska wydaje się stopniowo zmieniać kurs po dekadzie eksperymentów z migracją zastępczą, to doświadczenie może się przydać zarówno krajom Europy Zachodniej, jak i Ukrainie, która dopiero przygotowuje się do otwarcia granic dla migrantów.

image
Oleksandr Luchaninov
Dziennikarz, Kijów


Pięć strzałów w Madrycie: kto mógł być wykonawcą zabójstwa ukraińskiego polityka?

21 maja w Madrycie zginął ukraiński polityk i biznesmen Andrij Portnow – były zastępca szefa Administracji Prezydenta Wiktora Janukowycza. Zabójstwo wywołało większy rezonans w Ukrainie niż w UE, co jest zrozumiałe – w końcu postać Portnowa była w Europie praktycznie nieznana. Jednocześnie incydent ten wiele mówi o sytuacji bezpieczeństwa we współczesnej Europie: nieznany sprawca dokonał egzekucji na zlecenie w biały dzień, w zatłoczonym miejscu obok szkoły, oddał pięć strzałów do ofiary, po czym „rozpłynął się w powietrzu”. Hiszpańskiej policji nie pomogły ani śmigłowce, ani drony – sprawca do dziś nie został zatrzymany.

Według mediów, policja rozpatruje dwie wersje motywu zbrodni: działalność polityczna ofiary oraz możliwe długi finansowe. Równocześnie nie podano żadnego przypuszczenia co do tego, kto mógł być wykonawcą. Sądząc po statystykach Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Hiszpanii, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że spust pociągnął migrant. W ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba zabójstw popełnianych przez cudzoziemców w Hiszpanii wzrosła o 69%, a np. w Barcelonie w 2022 roku migranci stanowili 76% wszystkich zatrzymanych za przestępstwa, mimo że ich udział w populacji miasta to jedynie 17,6%.

image

Miejsce zabójstwa ukraińskiego polityka i biznesmena Andrija Portnowa w Madrycie

Nieprzypadkowo temat migracji jest dziś centralnym wątkiem europejskiego dyskursu politycznego. Ten trend nie ominął ani Polski, ani sąsiedniej Ukrainy, gdzie w ostatnich latach przedstawiciele władz zaczęli mówić o „nieuchronności” masowego sprowadzania migrantów w celu łatania dziur demograficznych. Taki cel trafił nawet do Strategii rozwoju demograficznego, przyjętej przez ukraiński rząd we wrześniu ubiegłego roku. To uderzający kontrast z Polską, gdzie praktycznie w tym samym czasie (w październiku 2024 roku) Rada Ministrów zatwierdziła własną strategię migracyjną na lata 2025–2030, której głównym akcentem jest właśnie zaostrzenie kontroli migracyjnej.

Polskie podejście do tej kwestii to przykład racjonalnej polityki, opartej na zdrowej potrzebie ochrony własnego domu. Polityka ta powinna stać się wzorem również dla Ukrainy, którą przed napływem obcych kultur ratuje na razie jedynie względna nieatrakcyjność kraju dla imigracji w kontekście wojny i niskiego poziomu zabezpieczenia socjalnego.

Migracyjna arytmetyka: kogo i po co „zastępują” w UE
Na początek warto zrozumieć, czym jest migracja i jakie są jej rodzaje. Ogólnie istnieją dwa typy: migracja zastępcza (replacement migration) oraz migracja zarobkowa (labour migration). Migracja zastępcza to koncepcja, zgodnie z którą spadek demograficzny w kraju przyjmującym (niski przyrost naturalny, starzejące się społeczeństwo) próbuje się kompensować napływem młodej, zdolnej do pracy ludności z państw trzecich, która – według zamysłu rządu – ma „zastąpić” brak rąk do pracy i utrzymać systemy społeczne (emerytury, podatki).

Najbardziej obrazowym eksperymentem z migracją zastępczą była polityka „otwartych drzwi” byłej kanclerz Niemiec Angeli Merkel, która w sierpniu 2015 roku otworzyła granice dla ponad miliona uchodźców, głównie z kulturowo obcych Niemcom Syrii, Afganistanu i Iraku. Jak ogłaszano, motywacje były humanitarne, ale także ekonomiczno-demograficzne: Niemcy miały niski wskaźnik urodzeń i starzejące się społeczeństwo, w związku z czym część elit widziała w imigrantach potencjalnych przyszłych pracowników i płatników podatków. Wówczas setki niemieckich wolontariuszy witały migrantów na dworcach z transparentami „Welcome” i cukierkami. Otrzeźwienie nadeszło w sylwestrową noc na przełomie lat 2015 i 2016, kiedy to świat obiegły doniesienia o masowych napaściach seksualnych i kradzieżach w Kolonii, dokonanych przez osoby pochodzenia arabskiego i północnoafrykańskiego. Później smutną codziennością życia w Niemczech (a także innych krajach Europy Zachodniej) stały się zamachy islamistyczne – wjazdy w tłumy na jarmarkach, ataki nożownikami, podkładanie bomb – które powtarzają się do dziś z przerażającą regularnością.

image
Kanclerz Niemiec Angela Merkel w 2015 r.

Podsumowanie 10-letniej polityki zapoczątkowanej przez Angelę Merkel ujął w jednym dobitnym zdaniu jej partyjny kolega – nowo wybrany kanclerz Niemiec Friedrich Merz: „Doszliśmy do ściany”. 7 maja niemiecki minister spraw wewnętrznych Alexander Dobrindt zarządził zamknięcie granic kraju dla osób ubiegających się o azyl z tzw. „bezpiecznych krajów”, unieważniając tym samym decyzję rządu z 2015 roku. Nowa rzeczywistość Niemiec obejmuje teraz regularne loty deportacyjne dla Afgańczyków i Syryjczyków, którzy byli karani lub mają udowodnione powiązania z organizacjami terrorystycznymi. Zaostrzenie kursu wobec migrantów jest polityczną koniecznością dla rządzącej centroprawicowej koalicji w obliczu bezprecedensowego wzrostu popularności skrajnej prawicy.

Wzrost nastrojów antyimigranckich wśród Europejczyków to jedna z głównych przyczyn zwrotu w prawo w europejskiej polityce. Napływ cudzoziemców z krajów trzeciego świata początkowo był interpretowany jako korzyść przez zachodnich zwolenników neoliberalnej teorii ekonomicznej. Jednak nawet efekt gospodarczy z przyjęcia przybyszów okazał się niejednoznaczny, zważywszy na wysokie koszty ich integracji i utrzymania socjalnego. Znaczna część uchodźców zamiast zasilić szeregi siły roboczej, stała się dodatkowym obciążeniem dla pracującej ludności rdzennej. Wymowny jest skandal, który wstrząsnął w zeszłym tygodniu Austrią, gdy wyszło na jaw, że syryjska rodzina uchodźców z 11 dziećmi, mieszkająca w Wiedniu, otrzymuje miesięcznie 9 tysięcy euro świadczeń socjalnych. Kwota ta obejmuje zasiłki dla bezrobotnych dla obojga rodziców, dodatki na dzieci oraz pokrycie kosztów wynajmu mieszkania. Nic dziwnego, że beneficjenci takiej pomocy nie spieszą się do podjęcia pracy. Czy można się dziwić rosnącej popularności partii prawicowych wśród rdzennych Europejczyków?

Wśród skutków społecznych napływu obcych znajduje się wzrost przestępczości oraz napięć na tle etnicznym. Jak się okazuje, przybysze wcale nie są skłonni do asymilacji z lokalną ludnością – zwłaszcza jeśli pochodzą z kultur pozaeuropejskich, przybywają do kraju docelowego w dużej liczbie i żyją w zwartych społecznościach. W takich przypadkach tworzą etniczne „enklawy”, które stają się podatnym gruntem dla przestępczości oraz religijnego terroryzmu.

Jednym ze skutków migracji zastępczej stało się przekształcenie krajów Europy Zachodniej w jeden ze światowych ośrodków radykalnego islamizmu – co budzi poważne zaniepokojenie w Stanach Zjednoczonych. Już we wrześniu 2024 roku powiązany z Partią Republikańską amerykański think tank Hudson Institute opublikował artykuł pt. „Wzrost islamizmu w Europie szkodzi interesom USA”. Jego autor – starszy analityk ośrodka Matthew Boyse – wezwał Biały Dom, by nie przymykał oczu na islamistyczne zagrożenie płynące z Europy. Tylko we Francji islamiści przeprowadzili ponad 30 dużych zamachów terrorystycznych w ciągu ostatniej dekady – w większości przypadków sprawcami byli migranci. W 2019 roku w Europie (głównie we Francji) doszło do około 3 tysięcy aktów wandalizmu wobec kościołów chrześcijańskich, szkół niedzielnych i innych obiektów kultu religijnego. „Naiwność i niezdecydowanie liderów NATO i UE, którzy dopuścili do wzrostu i szerzenia się islamizmu, podważa ich wiarygodność jako sojuszników USA w stawianiu czoła licznym wyzwaniom, przed jakimi stoi świat Zachodu. To zmniejsza bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych i komplikuje naszą politykę zagraniczną” – podsumowuje Matthew Boyse.

Bycie chrześcijaninem w Europie staje się niebezpieczne. W styczniu tego roku organizacja praw człowieka OIDAC zaprezentowała raport za rok 2024, w którym podkreśliła, że chrześcijanie w krajach UE coraz częściej padają ofiarami dyskryminacji i przemocy motywowanej nienawiścią. Organizacja odnotowała blisko 2,5 tysiąca takich przestępstw w ciągu roku – najwięcej we Francji, Wielkiej Brytanii i Niemczech.
image
Wandalizm na ścianie kościoła katolickiego w Lyonie, północno-wschodnia Francja

Obrońcy praw człowieka wzywają Unię Europejską do utworzenia stanowiska „koordynatora ds. przeciwdziałania nienawiści wobec chrześcijan”. Analogiczna funkcja istnieje w strukturze Komisji Europejskiej od 2015 roku, ale dotyczy wyłącznie ochrony praw muzułmanów. Walka z „islamofobią” w UE prowadzona jest pod kierownictwem Francuzki Marion Lalisse. 13 marca ogłosiła ona, że europejscy liderzy „zawiedli muzułmanów” i wezwała państwa członkowskie do wprowadzenia odpowiedzialności karnej za „islamofobię” poprzez uznanie tego pojęcia w ustawodawstwie. Przeciwnicy tych zmian określają je mianem „ustawy o bluźnierstwie”. W przypadku ich przyjęcia, de facto każda krytyka islamu zostałaby skryminalizowana.

Bezpieczeństwo i zatrudnienie: dlaczego Polska wybiera model kontrolowanej migracji
W ten sposób koncepcja migracji zastępczej (przynajmniej w jej współczesnym zachodnioeuropejskim wydaniu) poniosła spektakularną porażkę. Jeśli chodzi o migrację zarobkową, jej głównym celem jest zaspokojenie potrzeb rynku pracy, a nie łatanie dziur demograficznych. Migranci są sprowadzani w sposób celowy, aby zapewnić pracę w konkretnych sektorach (budownictwo, IT, opieka, transport, rolnictwo itp.). W klasycznym modelu długość ich pobytu w kraju ogranicza się do czasu trwania umowy o pracę, bez prawa do sprowadzenia członków rodziny.

Mówiąc prosto, migracja zarobkowa nie przywozi ze sobą meczetów — w przeciwieństwie do migracji zastępczej. Taki model jest stosunkowo bezpieczny dla kraju przyjmującego (przy spełnieniu określonych warunków) i może być uzasadniony ekonomicznie. Przykładem migracji zarobkowej są ukraińscy pracownicy w Polsce przed 2022 rokiem.
Granica między migracją zastępczą a zarobkową bywa często rozmyta. Istnieje jednak niepisana zasada: im bardziej masowy i niekontrolowany jest napływ ludności — zwłaszcza z krajów kulturowo odległych od państwa przyjmującego — tym mniejsze szanse, że nowo przybyli będą pracować i bezpiecznie się integrować. Takich migrantów interesuje przede wszystkim system opieki społecznej, a nie zatrudnienie. Według danych Komisji Europejskiej, w 2023 roku tylko 63% obywateli państw trzecich w wieku produkcyjnym przebywających w UE miało pracę. Dla porównania, zatrudnienie wśród ludności rodzimej wynosiło 76,2%, a wśród wewnątrzeuropejskich migrantów (obywateli UE mieszkających w innym kraju UE) – 77,6%.

Jednocześnie odsetek cudzoziemców wśród sprawców przestępstw jest nieproporcjonalnie wysoki. Na przykład, według danych niemieckiej policji, w 2023 roku migranci — stanowiący około 15% populacji — popełnili ponad 40% przestępstw (jeszcze gorsza statystyka dotyczy sąsiedniej Francji, gdzie migranci są odpowiedzialni za 70% wykroczeń). Szef Federalnego Urzędu Kryminalnego, Holger Münch, tłumaczył to niskim poziomem wykształcenia, złym położeniem ekonomicznym cudzoziemców, a także ich wcześniejszym doświadczeniem w zakresie przemocy w krajach pochodzenia. Warto zauważyć, że odsetek Ukraińców wśród sprawców przestępstw w Niemczech jest relatywnie niski.
image
Migranci na granicy Białorusi i Polski

Dla porównania, w Polsce ponad 80% cudzoziemców jest zatrudnionych — to jeden z najwyższych wskaźników w UE. Jednocześnie poziom przestępczości wśród migrantów należy do najniższych: w 2024 roku cudzoziemcy popełnili 6,3% zarejestrowanych przestępstw w kraju. Według danych Eurostatu opublikowanych w marcu tego roku, Polska stała się krajem o najniższym bezrobociu w UE – 2,6% wobec średniej europejskiej na poziomie 6%.

Warszawa obroniła swoją suwerenność i przyszłość narodu w 2015 roku, gdy w Europie zaczęła dominować linia Angeli Merkel, zakładająca wdrożenie eksperymentu multikulturowego i przekształcenie Starego Kontynentu w „tygiel”. Polscy politycy mieli odwagę i patriotyzm, by przeciwstawić się Brukseli i odrzucić system kwotowego rozmieszczenia uchodźców — mimo pozwów i presji finansowej. Dziś, po dziesięciu latach, zasadność tej polityki stała się oczywista, a pozycja Polski jeszcze się umocniła, czyniąc dalsze próby wywierania presji bezcelowymi.

Oskarżenia pod adresem polskiego rządu o „ksenofobię”, „islamofobię” czy „rasizm” są absurdalne. Brak chęci wpuszczenia do własnego domu ludzi, którzy mogą przynieść ze sobą przemoc i zagrożenie dla narodowej kultury, to nie nienawiść, ale zdrowy instynkt samoobrony. Stało się to jeszcze bardziej oczywiste w 2022 roku, kiedy Polska przyjęła miliony Ukraińców uciekających przed pełnoskalową rosyjską inwazją. To dowód, że kraj jest gotów przyjąć tych, którzy są kulturowo bliscy, szanują prawo i rzeczywiście potrzebują ochrony. Polska polityka nie jest antyimigrancka — jest proeuropejska i pronarodowa: rozróżnia między emigracją ekonomiczną a narzuconą inżynierią demograficzną. Troska o tożsamość, porządek publiczny i stabilność społeczną to obowiązek, a nie przestępstwo.

Dziś stara Europa próbuje naprawić błędy przeszłości, podczas gdy Polska już dawno przeszła ten test — i wyszła z niego silniejsza. Ukraina zaś dopiero zbliża się do swojego wyboru. Od tego, którą drogą pójdzie — polską czy niemiecką/francuską — zależeć będzie nie tylko jej przyszłość gospodarcza, ale i oblicze całego narodu.

Dziennikarz, Kijów

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Polityka