LucjanZgoda LucjanZgoda
128
BLOG

Krucjata 1.

LucjanZgoda LucjanZgoda Polityka Obserwuj notkę 0

Moja Marysia filmy lubi oglądać. A potem mnie dręczy. Idziemy sobie na spacer a ona pyta - Lutek, do kogo ten facet jest podobny? Już go gdzieś na filmie widziałam. Podobnie jest z politykami. Dla niej Schetyna do cały Fernandel, Nowak – to James Bond, ale taki prowincjonalny, Palikot, to Alfred Hitchcock, choć tylko z podbródka potrójnego. Ale najbardziej to ją premier Tusk męczył. Gdzieś go na filmie widziałam, mówi, ale nie wiem gdzie. Aż tu nagle budzi mnie w środku nocy i krzyczy: Lutek wiem!, wiem!, Malcolm McDowell!, McDowell! Taki aktor angielski z okrutną płaską gębą i wytrzeszczonymi niebieskimi oczami co Kaligulę grał! Obróciłem się na drugi bok i w sen słodki zapadłem.

Na początku to on słodki był, ale zaraz w koszmar się przemienił. Ujrzałem salę wielką, rzęsiście oświetloną, a na niej tłum polityków różnymi językami gadających. Rada Europy to była. A w tłumie Tuska naszego dojrzałem. Putin na bok go wziął, ramieniem serdecznie otoczył i coś do ucha zaczął mu szeptać na Angelę Merkel wskazując i ruch ręką czyniąc jakby chleb albo kraj jakiś na dwie części kroił albo dzielił. Aż tu nagle premier spurpurowiał i jak go w mordę nie strzeli! Aż klasnęło po unijnej sali. A potem w te pędy do Angeli podbiegł i nuż za włosy ją targać. Oj niedobrze! Stoi kobieta z opuszczonymi rękoma, potargana i zbaraniała zupełnie ze zdumienia.

A potem Tusk ubrany w kąpielowy trykot obcisły, w barwy narodowe haftowany i w takim też czepku i w masce do nurkowania kazał się wieźć do Gdańska. A stamtąd do Sopotu, gdzie filmowany przez TVN z mola w morze się rzucił i popłynął w głąb Bałtyku. Płynie tedy dzielnie, głowę nad falami trzyma, brodę ku przodowi wystawia. A za nim Schetyna wierny, nieodłączny, połyskliwy, jak delfin w czarnych stringach. A obok posłanka lewicy cała w czarnych skórach i srebrnych suwakach jak postmodernistyczny kaszalot z rekina uśmiechniętą twarzą, a woda po niej spływa jak po kaczce. Dalej sam prezydent w balii rozpostarty, wąs podkręca i wiosłuje kolbą od strzelby co ją wziął na wyprawę by jaką krowę morską ustrzelić albo i rybę latającą. Płyną tedy i płyną. Wiatr szalony. Fale granatowe. Chmury dzikie. Mewy nad nimi skrzeczą. A po co oni płyną - spytacie? Po to by wespół zespół zębami rosyjsko-niemiecką rurę przegryźć, kraj nasz od hańby uwolnić, na niepodległość energetyczną go wybić.

Pierwszy dopadł rury Schetyna ale jeno ząb na niej nadwyrężył i odstąpił. A potem premier próbował, zębami w rurę się wgryzł, zmarszczył się okropnie, natężył aż mu zakola poczerwieniały, ale rady nie dał. Sam Prezydent w rurę kolbą stuknąć raczył i też nic, bo jeno dla pijaru stuknął. A posłanka lewicy cała w skórach do rury dopłynąwszy objęła ją rękoma czule, okrakiem na niej siadła i jak imadłem lewoskrętnym udami swymi mocno ścisnęła. Zadrżała rura dreszczem lubieżnym, nabrzmiała, wyprężyła się i ponad fale powstała. A posłanka udami swymi ją ściska, mocniej i mocniej, a rura pręży się i tańczy na tle pochmurnego nieba. A Tusk, Schetyna i Prezydent sam patrzą oniemiali, bo jakby znany obraz Podkowińskiego Władysława żywy oglądali, co ”Szał” się nazywa. Ale tam dziewczyna młoda, jasnowłosa na czarnym rumaku spienionym, do szyi jego przytulona, a tu kruczowłosa dama lata swe posiadająca rurę czarną obejmuje pośród fal spienionych. I rozwarła paszczę swoją posłanka, błysnęła rzędami siekaczy i jak nie kłapnie! Trysnęły ciemne ropy strugi, a w Berlinie i na Kremlu jęk i lament wielki się podniósł.

A po powrocie znad morza premier Tusk Radę Bezpieczeństwa zwołał i rzecze: dość mielenia ozorami po próżnicy, dość nicnierobienia, dość ruchów pozornych i szklenia dupy! Na wielką wyprawę krzyżową przeciw terroryzmowi islamskiemu czas nam wyruszyć. Jak powiedział – tak zrobił. Sam na czele tej krucjaty stanął, w zbroi srebrnej, ze świętym obłędem w błękitnym oku. A za nim ramię przy ramieniu zbrojne hufce polskie i niemieckie i kwiat rycerstwa ruskiego, a obok Tuska, z jednej strony, na ośle, wierny giermek Sancho Pansa – Komorowski, co wczesnym rankiem z Pałacu Prezydenckiego się wymknął, przez kordony BOR-u przedarł i incognito, na czworaka koło krzyża kontrowersyjnego przebiegł. Z drugiej strony minister, ten co to z matrioszką, ale teraz już nie jako minister ani rycerz, jeno jako fryzjer nadworny, z przedziałkiem na głowie ulizanej brylantyną i uśmieszkiem przymilnym, czujnym, lisim, bo mu premier funkcję fryzjera osobiście piastować nakazał podejrzewając, że jak kto raz zdradził to i drugi raz zdradzić może. Teraz zamiast watahy brzytwą dożynać brody nią jeno będzie golił. W tyle wozy kuchenne i gromada hałaśliwa ciurów miejskich z panią Hanią roześmianą.

A dalej wozy z jadłem i napitkami. A w nich media zmieszane z mniejszościami religijnymi i seksualnymi, takoż i ze służbami. Wreszcie kareta dla pacyfistów i wykluczonych, ze skrzynkami szampana i dopalaczy do dachu przytroczonymi, a wewnątrz adamaszkiem wybita i prezerwatywami wymoszczona. A na samym końcu, aż po sam horyzont stada baranów wełnistych, beczących, a na ich czele premier Pawlak kroczy, boso, w portkach białych, wełnianych i na fujarce wierzbowej gra bo jako koalicjant od premiera zadanie ważne otrzymał by szaszłyki baranie dla wojska przyrządzać. A na szyi jego iPod wisi, a w nim pliki z adresami rodziny, bliższej i dalszej, sąsiadów i sąsiadów sąsiadów, , przyjaciół z wojska i przyjaciół z wojska przyjaciół. A wszystkie one pliki rezerwę kadrową dla partii chłopskiej stanowiące.

A na samym przedzie lirnik kroczy, starzec z bielmem na oczach, wielki, siwowłosy, kościsty, ze wspaniałą przeszłością i fatalną teraźniejszością, bo teraz jeno szalejem się żywi, odziany w opończę ze skór euromatołków uszytą, a wzrok jego straszny, mowa szybka i niewyraźna, a w zębach zakrwawione zwierzątko futerkowe piszczy, a jucha po starca pomarszczonej grdyce spływa.

LucjanZgoda
O mnie LucjanZgoda

Jestem miły.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka