Niniejszy tekst piszę rozwijając wypowiedź kolegi Ultrarechta, na którego blogu ostatnio pojawił się pouczający wpis dotykający tematu prawnego zakazania rodzicielskich „klapsów”. Jaki sens ma prawne zakazanie bicia swoich pociech?
Otóż ma sens niewielki. Istnieją dwie zasadnicze przesłanki, które zmuszają nie tylko mnie ale i wielu do odrzucenia tego mało rozsądnego zakazu. Pierwsza dotyka samej jego zasadności, zaś druga kwestii praktycznych.
1) Załóżmy optymistycznie, że prawo będzie miało instrumenty, aby skutecznie wyegzekwować treść przyszłej ustawy. Pytaniem retorycznym jest czy rodzice faktycznie unikając bicia swych dzieci przestaną je krzywdzić jeśli wcześniej robili to. Tym jeszcze nie przekonanym odpowiem - otóż agresją jest nie tylko ciężka ręka lub pas ojca ale także wrzask matki. Co ciekawe, właśnie najbardziej krzywdząca i niebezpieczna, nie jest umiarkowana przemoc a sytuacja zupełnego braku reakcji i indyferencji – to co niektórzy nazywają cichymi dniami. Dlaczego chłopcy wolą się pobić, a potem po przyjacielsku podać sobie ręce? Czemu dziewczynki wolą się posprzeczać i wyrazić wszystko co się im ciśnie na język? Chyba trafiam w sedno mówiąc, że jedne i drugie pragną tej odrobiny przemocy aby cieszyć się czystym sumieniem.
2) Kwestie praktyczne są nie inne niż takie, że ktokolwiek mieni się „obrońcą bitych dzieci” lub „obrońcą życia” stosuje szarlatański chwyt retoryczny. I oczywiście nie sposób mu zaprzeczyć nie przyklejając sobie na czole społecznie dyskwalifikującej etykietki „bijącego dzieci”, „mordującego płody” itp. Jednocześnie sam problem leży zupełnie gdzieś indziej – w procedurze. Tylko jeśli założymy, że proces jaki ma miejsce (tutaj: sporadyczne bicie dzieci) jawnie narusza czyjeś uprawnienia i równocześnie widzimy realną możliwość walki z niesprawiedliwością możemy w ogóle reagować. Pomyślmy chwilę – czy naruszenia praw dziecka następuje, gdy symbolicznie go uderzymy, gdyż coś przeskrobał? No nie bądźmy śmieszni!
Podsumowując trzeba stwierdzić prawdę: niech państwo trzyma się z dala od naszych dzieci. Niech się trzyma z dala przede wszystkim dlatego, że niczego wartościowego im nie przekaże. Niech się trzyma jak najdalej i uszanuje nasze prawo do dysponowania potomstwem zgodnie z naszą (dobrą) wolą.
Szkoda, że zdrowy rozsądek ma się nijak do powstającego prawa. Mniemam, iż zostanie prawo o którym mowa przyjęte kiedyś w przyszłości – me serce jednak nie krwawi z tego powodu specjalnie, wiedząc, że oprócz kodyfikacji czyjejś dobrej woli za owym wzniosłym parawanikiem raczej nie stoi wielkie zło. I Obym się nie mylił. W najlepszym wypadku owo prawo urodzi się martwe stanowiąc objaw niestrawności systemu i jego sraczki legislacyjnej... Czego i tobie życzę.
W sprawach publikacji moich artykułów, zaproszeń towarzyskich tudzież ofert matrymonialnych... Ludwikpapaj[ET]gmail.com
My political compass (31.05.08) Economic Left/Right: 7.50 Social Libertarian/Authoritarian: -2.26 ( Classic liberal )
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka