Łukasz Foltyn Łukasz Foltyn
1221
BLOG

Kim są "wykształciuchy"?

Łukasz Foltyn Łukasz Foltyn Polityka Obserwuj notkę 43

Znaczenie słów "wykształciuch" i „wykształciuchy” nie jest jeszcze dokładnie ustalone. Dla zwolenników PiS jest to określenie osób wykształconych, o niesłusznych jednak poglądach, bo nie popierających polityki PiS i projektu IV RP. Popierających za to linię polityczną Gazety Wyborczej i TVN24. Jest to więc dla zwolenników PiS ta „gorsza część” wykształconych. Zupełnie odwrotnie w związku z tym traktuje to określenie Gazeta Wyborcza, jako wręcz komplement- dla odróżnienia z kolei od tych „wykształconych”, którzy popierają PiS i IV RP. Wielu ludzi w związku z tym z dumą mówi o sobie „jestem wykształciuchem”. Chciałbym zaproponować zupełnie inne znaczenie tego słowa, odmiennego od dwóch wymienionych wyżej, nie wynikających bowiem z kryteriów politycznych, ale socjologicznych.

 Posiadanie wyższego wykształcenia wiąże się w Polsce z zaklasyfikowaniem takiej osoby do wyższej warstwy społecznej. To pozostałość czasów feudalnych, z którymi polskie społeczeństwo nigdy ostatecznie nie zerwało. Dlatego w stosunkach społecznych w Polsce ciągle występuje przywiązanie do tytułów oraz dzielenie społeczeństwa na niższe i wyższe warstwy społeczne. Wiąże to się niestety także pogardą warstw wyższych dla niższych. Dlatego osoby z wyższym wykształceniem „patrzą z góry” na tych, którzy takiego wykształcenia nie mają, od razu stawiając się ponad nimi. Z kolei ci którzy takiego wykształcenia nie mają, czują się gorsi, uniżeni. Takie same, feudalne podziały występują w stosunkach miasto-wieść (miastowy-wiejski), pracodawca-pracownik, zwierzchnik-podwładny, rząd-społeczeństwo, itd. Itp… Zajmijmy się podziałem na wykształconych i niewykształconych.

Czy osoby wykształcone mają prawo czuć się „lepsi” od pozostałych? W warunkach quasi-feudalnych panujących w Polsce tak, bo każdy pretekst jest dobry żeby podzielić społeczeństwo na lepszych i gorszych. Realnie jednak wykształceni nie mają takich podstaw, żeby czuć się aż tak lepsi, żeby tworzyć „wyższą warstwę” społeczną. Wyższe wykształcenie bowiem dawno przestało być synonimem mądrości i kulturalności. To efekt z jednej strony coraz większej specjalizacji studiów, a więc siłą rzeczy zawężenie wiedzy którą uzyskuje się na wyższej uczelni. Z drugiej zaś strony następuje wzrost skomplikowania i złożoności problemów politycznych, społecznych i gospodarczych. Pisał o tym już na początku wieku Jose Ortega Y Gasset w „Buncie Mas”. Używał on pojęcia „mądro-głupi” na osoby wykształcone, co może być pierwowzorem określenia „wykształciuch”. Pisał o nich, że są „groźniejsi” od osób bez wykształcenia- a to dlatego, że w swoim mniemaniu uważają się za mądrych, tylko dlatego że posiadają tytuł naukowy. Są więc zwykle bezkrytyczni wobec stanu swojej wiedzy i przekonaniu o słuszności własnego zdania, mimo że w rzeczywistości często nie mają racji.

Tymczasem „mądry” człowiek stara się wyrobić sobie własne zdanie na dany temat, zanim wyrazi swoją opinię. Opiera je na analizie i konfrontacji wiedzy, poglądów i opinii z różnych źródeł. W obecnych czasach jest to o tyle ułatwione, że jest Internet, z niemal nieograniczonym dostępem do wiedzy. Podkreślam że muszą to być różne źródła, a nie jakiś autorytet któremu bezkrytycznie się zawierza, albo wybrana gazeta lub kanał telewizyjny. Ograniczając się na przykład do Gazety Wyborczej i TVN24 nie ma szans zapoznać się z pewnymi poglądami a nawet faktami, które nie znajdą miejsca w tych mediach (albo marginalne, tudzież wyśmiane), bo mają one swoją określoną linię polityczną. Zarazem zgodnie z regułami naukowymi trzeba zawsze zachować pokorę w myśl zasady „wiem, że nic nie wiem”, a nie ogłaszać światu że ma się rację tylko dlatego, że dany pogląd przeczytało się w Gazecie Wyborczej, Rzeczpospolitej, czy usłyszało w TVN24. To nie jest podejście intelektualisty, a nawet inteligenta- tylko właśnie wykształci ucha.

Reasumując, „wykształciuchy” zasługują nie tyle na pogardę, ile na dezaprobatę i zawód dlatego, że pomimo możliwości intelektualnych (w końcu trzeba przyznać że skończenie studiów wymaga pewnych ponadprzeciętnych zdolności), nie spełniają oni funkcji społecznych i politycznych, których można by od nich oczekiwać. Mało że nie wprowadzają do życia społecznego i politycznego mądrości, to potrafią tłamsić niezależne myślenie, powielając stereotypy narzucone przez media głównego nurtu, realizujące swoją politykę i narzucającą ją społeczeństwu z dużą pomocą wykształciuchów. Tego chyba Ortega Y Gasset nie przewidział- uważając, że masy do których zaliczył osoby wykształcone, powinny zamiast własnego zdania zdać się na „arystokrację umysłu”. Problem w tym, że w takiej sytuacji władzę często przejmuje fałszywa arystokracja, która nie służy (jak powinna wg. Ortegi-Gasseta) dobru całego społeczeństwa, ale na przykład wyzyskowi społeczeństwa czy innym złym ideom (np. faszyzm- poparty przez dużą część inteligencji-wykształciuchów). Lepiej jednak uwierzyć w człowieka i to, że może on samodzielnie myśleć i wyrabiać sobie własne, zamiast narzuconego przez innych zdanie. Na szczęście w dobie Internetu jest to znacznie ułatwione.

 

Już 100 lat temu Henry Ford zauważył, że żeby gospodarka się rozwijała- jego pracowników musi być stać na samochody, które produkują.... Gospodarka i społeczeństwo mogą rozwijać się tylko w równowadze. Odrzucam skrajne idee- liberalna, gdzie nie widzi się roli społeczeństwa w rozwoju gospodarki, oraz skrajnie lewicowe- gdzie w ogóle nie widzi się zagadnień gospodarczych. Najlepiej radzą sobie kraje, które znalazły dobrą równowagę, "umowę społeczną" między gospodarką i społeczeństwem.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka