Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha
1454
BLOG

Nieznalskiej genitalia na krzyżu

Łukasz Warzecha Łukasz Warzecha Polityka Obserwuj notkę 241

„Gazeta Wyborcza” tryumfuje: Nieznalska uniewinniona. Na drugiej stronie piątkowego wydania, w charakterystycznym dla tej gazety grafomańsko-pompatycznym stylu, o sprawie rozwodzi się jakaś Dorota Jarecka: „Ten wyrok to święto wolności i rozumu. Zwycięstwo sztuki krytycznej, ale bez intencji krzywdzenia kogokolwiek, nad polityką – taką, która oczernia przeciwnika, przypisuje mu najgorsze intencje. […] W tym procesie chodziło o prawo jednostki do wolnej ekspresji, wyrażania poglądów, do bycia innym niż większość. Prawo bycia obywatelem, człowiekiem, artystą, które jednostce gwarantuje konstytucja. Przez akt oskarżenia artystki zostało ono podważone. Wyrok w sprawie Doroty Nieznalskiej to prawo jednostce zwraca”.
(Przy okazji – ciekawe, czy ktoś kiedyś podda analizie ów charakterystyczny dla „GW” pompatyczny język, bo jest on swoistą jakością sam w sobie.)
Dowiadujemy się z „GW”, że Nieznalska jest przedstawicielką tzw. nurtu krytycznego sztuki. Nurt krytyczny polega mniej więcej na tym, że do wizualnego bełkotu, na ogół obracającego się gdzieś w okolicach genitaliów, muszą być dołączone długaśne wyjaśnienia, o co artyście chodzi, ponieważ ów bełkot mógłby być wzięty w przeciwnym razie za przypadkowo pozostawione śmieci lub w najlepszym wypadku byłby kompletnie nieczytelny. Rzecz jasna, sztuka, do której trzeba dołączać broszury w celu wyjaśnienia, o co w niej chodzi, to nie sztuka, ale pokrętna publicystyka. Nie jest potrzebna broszura, żeby zachwycić się obrazem Jordaensa albo Rubensa czy kantatą Bacha albo Buxtehudego.
Gdy czytam gdzieś o „krytycznym nurcie sztuki”, zawsze przypomina mi się film „Nie lubię poniedziałku” i sukces, jaki na wystawie sztuki nowoczesnej odniosło „dzieło”, złożone z wału od snopowiązałki z tryblinkami. Wał przypadkowo postawił na moment w galerii Jerzy Turek, który został przysłany do stolicy w delegacji w poszukiwaniu wspomnianych tryblinek. Do „dzieła” dyżurny krytyk sztuki natychmiast dołączył odpowiednie objaśnienie jego głębokiego sensu.
 „GW” twierdzi, ze Nieznalska nie miała zamiaru nikogo obrażać, czego ma dowodzić rozwlekła egzegeza jej „dzieła”, jakiej dokonała, tłumacząc, że chodzi o zdemaskowanie „kultu ciała”. Do tego dochodzą zabawne detale. „GW” twierdzi np., iż sąd wziął pod uwagę, że krzyż, wykorzystany w „dziele” Nieznalskiej nie był obiektem kultu religijnego, ponieważ nie został poświęcony. Najwyraźniej sądowi oraz dziennikarzom „GW” nieznane jest pojęcie symbolu, którego znaczenie jest całkiem niezależne od tego, czy dokonano wobec niego jakichś czynności liturgicznych.
Ale zaakceptujmy na chwilę sposób rozumowania „GW” oraz, jak rozumiem, sędziego. Oznaczałoby to, że dopuszczalne jest użycie każdego symbolu, w tym religijnego, w dowolny sposób, jeśli tylko używający jest w stanie przedstawić wytłumaczenie, czemu to ma służyć. Czekam zatem, aż jakiś „artysta”, zachęcony przykładem Nieznalskiej, zaprezentuje np. gwiazdę Dawida zanurzoną w kale i opatrzona napisem „Żydy do gazu”. I czekam na odważny komentarz „GW”, która będzie dowodzić, że to przykład wspaniałej wolności twórczej. O ile oczywiście „artysta” dołączy do swojego dzieła stosowną eksplikację, wyjaśniającą, że nie chodzi mu o obrażanie narodu żydowskiego, ale przeciwnie – o napiętnowanie antysemityzmu.
Mało tego. Można sobie wyobrazić sytuację, w której performer staje przed sędzim, autorem przełomowego wyroku w sprawie Nieznalskiej, po czym rozbiera się do naga, oddaje mocz na środek sali sądowej, a następnie zjada własny kał, uprzednio przygotowany w papierowej torebce z napisem „zabić sędziego”. Po czym, odpowiadając za obrazę sądu oraz stosowanie gróźb karalnych, przedstawia opasłą broszurę, w której tłumaczy, że nie chodziło mu wcale o obrażanie sądu, ale o zwrócenie uwagi na problem skrępowania indywidualnej osobowości przez ramy bezdusznego prawa. Sąd zaś, zgodnie własną logiką, powinien performera uniewinnić. On przecież tylko realizował swoją swobodę twórczą.
Zachwycona obroną wolności słowa „GW” jest zresztą także niekonsekwentna. Z jednej strony „GW” akceptuje tłumaczenie Nieznalskiej (o tym za moment), że nie miała zamiaru nikogo obrazić. Z drugiej wyjaśnia, że sztuka musi mieć wolność prowokacji. Oczywiście pojęcie prowokacji jest dyskusyjne, ale jeden z jego oczywistych wydźwięków to obrażenie, a w każdym razie ostre zadziałania na czyjąś wrażliwość.
Kolejny kuriozalny argument, użyty przed sądem, brzmiał, że Nieznalska, tworząc swoje „dzieło”, nie wiedziała, iż on może kogoś obrazić. Jak wynika z relacji „GW”, sąd to wyjaśnienie zaakceptował, stwierdzając, iż nie da się dowieść, że Nieznalska miała świadomość, iż jej dzieło kogoś może obrażać. Nie wiem, czy „artystka” przeszła jakieś badania psychiatryczne, które wykazały jej niepoczytalność, ewentualnie osłabienie kontaktu z rzeczywistością, ale do tego sprowadza się powyższy argument. Rozumiem, że Nieznalska, gdyby wychowała się i żyła na Okinawie, w Arabii Saudyjskiej lub Nowej Zelandii, mogłaby z pewną ograniczoną wiarygodnością twierdzić, iż nie wie, jakie są tabu w polskiej kulturze i religijności, jaka jest wrażliwość większości Polaków i jak postrzegane będzie przez nich powieszenie na krzyżu fotografii penisa. Jeśli jednak Nieznalska twierdzi, że tego wszystkiego nie wie, żyjąc od urodzenia w Polsce, a sąd daje jej wiarę, to znaczy, że albo ona, albo sędzia, albo oboje powinni zostać przebadani na okoliczność poważnych zaburzeń w percepcji rzeczywistości.
Zachwyty „Wyborczej” nad wyrokiem na Nieznalską mnie nie dziwią. Jest też dla mnie całkiem oczywiste, że „GW” kieruje się tutaj nie generalnym upodobaniem do twórczej wolności, ale nierównym stosunkiem do poszczególnych tabu, jakie „artyści” mogliby w swoich „dziełach” atakować. Czyli, mówiąc w uproszczeniu, powiesić genitalia na krzyżu można, zanurzyć gwiazdy Dawida w kale – nie wolno. Łamanie tabu i prowokacja jest z tajemniczych powodów akceptowalna jedynie w odniesieniu do symboli chrześcijańskich.
Zadziwia mnie znacznie bardziej – choć nie po raz pierwszy – intelektualny niedowład przedstawicieli stanu sędziowskiego. Inna sprawa, czy prawo, jakie w tej dziedzinie w Polsce obowiązuje, jest właściwe czy nie. „GW” rozpacza nad tym, że prokuratura w ogóle podjęła śledztwo i stworzyła akt oskarżenia, podczas gdy przecież wiadomo, iż rzeczony przepis kk miał służyć nie walce z Nieznalskimi, ale z profanacją żydowskich cmentarzy. Tu wypada zauważyć, iż skandalem jest, że prokuratura nie kierowała się interpretacją polskiego kodeksu karnego, stworzoną przez „Gazetę Wyborczą”. Przecież to „GW” wie najlepiej, czemu ma służyć jaki artykuł kk.
 O tym jednak nie rozmawiamy, bo to osobna sprawa. Ale prawo jest, jakie jest. Jeżeli sędzia wyprowadza z niego w sprawie Nieznalskiej wnioski takie właśnie, to znaczy, że kompletnie nie zdaje sobie sprawy ze znaczenia własnych orzeczeń i słów.
Powiedzmy zatem raz jeszcze: z przemądrego wywodu pana sędziego wynika, że nie jest istotne, po jakie środki się sięgnie, tworząc konstrukcję, którą sam autor zakwalifikuje jako „sztukę” (bo pozostaje jeszcze kwestia, czy każdy, kto uzna się za „artystę”, a swoje wytwory za „sztukę”, faktycznie artystą jest, a jego wytwory – sztuką). Mogą to być środki dowolne, także takie, które same w sobie będą w najoczywistszy sposób obraźliwe dla jakiejś grupy osób, nawet bardzo znacznej. Ważne jest jedynie, aby „twórca” potrafił przedstawić wyjaśnienie, z którego będzie wynikać, iż celem dzieła nie było obrażenie kogokolwiek. Aby tę konkluzję zobrazować, oto przykład. Zenek, który namaże na murze hasło „Żydy do gazu”, obraża naród żydowski. To jasne. Celebrowana nowoczesna artystka Waleria Pipadalsza, która namaże na murze to samo hasło, ale zarazem przedstawi folder, objaśniający ten „performance”, nie jest winna obrazy. Ona korzysta z wolności twórczej. Ergo – chcąc uniknąć kary, Zenek powinien także przedstawić się jako artysta i wyprodukować odpowiedni folder z objaśnieniami.
Rzecz zatem sprowadza się do tego, czy w imię jakichś pokrętnych pseudoartystycznych wywodów można sięgać po obraźliwe dla innych środki wyrazu. Sąd powiada, że można, ale obawiam się, że nie rozumie w pełni konsekwencji swojego orzeczenia.
Nieznalska tymczasem zapowiada, że postara się rychło przedstawić swój wytwór w jakiejś galerii. Warto na tę deklarację zwrócić uwagę, bo w mojej opinii obala ona tezę, iż w swoich intencjach Nieznalska jest niewinna i nie chce nikogo obrażać. Przecież po trwającym lata procesie wie ona doskonale, że jej wypociny są dla sporej grupy ludzi obraźliwe. A mimo to – lub może właśnie dlatego – chce je gdzieś wyeksponować.
Pozostaje jeszcze czysto pragmatyczne pytanie, co zrobić z pseudoartystami w rodzaju Nieznalskiej i ich „dziełami”, obracającymi się głównie wokół zestawiania genitaliów i chrześcijańskich symboli religijnych. Składać zawiadomienia do prokuratury czy nie? Nieznalska dzięki procesowi została uznana przez grupkę postępaków za świecką męczennicę za sprawę. Gdyby nie proces, nikt by o tej kobiecinie nie słyszał, a na sprzedaż swoich „dzieł” w prywatne ręce nie miałaby szans, bo kolekcjonerzy wolą jednak bardziej konserwatywne środki wyrazu. Dla postępowych artystów jedynym sponsorem pozostaje niestety państwo, czyli za wypociny Nieznalskiej płacimy wszyscy.
Może zatem lepsza jest inna metoda, jeśli już ktoś koniecznie chce czynnie protestować przeciw pseudoartystycznemu chłamowi. Należy wejść do galerii, gdzie ów chłam jest wyeksponowany, po czym rzeczone obiekty zniszczyć w sposób możliwie dokładny. W tym czasie nasz współpracownik powinien rozdawać obecnym foldery, wyjaśniające, że to kolejna akcja artystyczna. Rozumiem, że uniewinnienie przed sądem mamy w kieszeni.

Oto naści twoje wiosło: błądzący w odmętów powodzi, masz tu kaduceus polski, mąć nim wodę, mąć. Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka