Wahałem się, czy pisać o sytuacji z „Nowym Państwem". Znam i Michała Szułdrzyńskiego, i Tomka Sakiewicza. Dla żadnego z nich, jak się domyślam, sytuacja nie jest komfortowa. Jednak błędem jest obarczanie któregokolwiek z nich odpowiedzialnością za to, co się stało. Decyzja należała przecież do wydawcy, czyli - mówiąc w uproszczeniu i pomijając kwestie formalne - do Jarosława Kaczyńskiego. I to z tego punktu widzenia należy na nią patrzeć.
Ja widzę tę zmianę tak. Gazeta zostaje zabrana człowiekowi, który jest nowoczesnym, rozsądnym (nie doktrynalnym) konserwatystą. Który dopuszczał na jej stronach różne głosy, a na debatach potrafił zebrać osoby z bardzo różnych środowisk i obozów. Były naczelny był osobą samodzielną i dzięki tej samodzielności udało mu się wyrobić „Nowemu Państwu" markę i renomę, o jakie generalnie trudno w przypadku pisma bądź co bądź powiązanego z ugrupowaniem politycznym.
„Nowe Państwo" trafia teraz pod skrzydła środowiska „Gazety Polskiej". „GP" jest na rynku potrzebna, ale też ma bardzo specyficzny profil. Pod względem doboru tematów i spojrzenia na politykę to taki „Przegląd" à rebours. Tak jak wiadomo, co spotka się w „Przeglądzie", tak samo doskonale wiadomo, co się spotka w „Gazecie Polskiej". „GP" była od dawna wyróżniana przez Jarosława Kaczyńskiego jako pismo, które - być może jako jedyne - nie ulega naciskom i nie włącza się w chór zdradzieckich innych mediów. Nic dziwnego - dla Kaczyńskiego „patriotyczne" i „nie zdradzieckie" są jedynie te media, które go nigdy nie krytykują, a „GP" na niego nigdy ręki nie podniosła.
To wszystko nie znaczy oczywiście, że pojawiające się w niej teksty są nierzetelne i nieprawdziwe - broń Boże. One pokazują po prostu tylko jedną stronę medalu, bo takie jest założenie. I czytając „GP" należy o tym pamiętać.
Można przypuszczać, że w ten sam sposób będzie teraz wyglądać „Nowe Państwo". A to oznacza jego koniec. Stanie się po prostu przybudówką do „GP", pismem pisanym przez przekonanych dla przekonanych. Pozbawionym intelektualnego bigla. Szkoda.
To wszystko pokazuje, czego chce Jarosław Kaczyński. Jak widzi swoje intelektualne zaplecze. A właściwie nie tyle pokazuje, co potwierdza. Nie są mu potrzebni ludzie z własnym zdaniem, krytyczni także wobec niego, nielubiący stąpać w szeregu. Nie jest mu potrzebna gazeta, robiona przez taki zespół. Potrzebni mu są żołnierze i partyjny biuletyn.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka