Przy okazji bojkotu TVN przez PiS, poza zwyczajowym stekiem obelg pod adresem dziennikarzy, pojawiło się kilka ciekawych polemik z moim tekstem. Bodaj najobszerniejszą i najbardziej interesującą napisał Doomer, któremu obiecałem odpowiedź.
Doomer polemizował z moimi głównymi tezami, na podstawie których doszedłem do wniosku, że bojkot zaszkodzi PiS i jest absurdalnym pomysłem. Oto one dla przypomnienia:
- PiS, żeby zdobyć władzę ponownie, musi wyjść poza swój żelazny elektorat, który wynosi prawdopodobnie 15-20 procent. Musi zatem podjąć walkę o centrum, zdominowane dziś przez PO. Do tego potrzebna jest zmiana języka, wizerunku, sposobu komunikowania się.
- Decyzja o bojkocie idzie dokładnie w przeciwną stronę: podoba się już przekonanym, nieprzekonanych utwierdza w przeświadczeniu, że negatywne opinie o PiS, jakie wpaja im część komentatorów i mediów są prawdziwe.
- PiS popełnił zasadniczy błąd, ogłaszając bojkot bez wyraźnego, czytelnego dla publiczności powodu. Te, które oficjalnie się podaje, są nieczytelne, niezrozumiałe i nieznane.
- Dodatkowy protest przeciwko zdjęciach w Onet.pl sprawia skrajnie infantylne wrażenie i jest bardzo łatwy do okpienia.
- PiS nie postawił żadnych wyraźnych warunków. Z drugiej strony wiadomo, że koncernu medialnego takiego jak ITI nie da się bojkotować w nieskończoność - to oczywista oczywistość. Skoro jednak nie ma warunków powrotu, a wrócić trzeba będzie, powstaje poważny problem, jak ten powrót uzasadnić tak, żeby nie stracić twarzy.
- Warto też zauważyć, że przeciwko bojkotowa na Radzie Politycznej było tych jej kilku członków, którzy najlepiej rozumieją media i dobrze się w nich odnajdują. Niestety, zostali przegłosowani.
Żeby nie przedłużać tekstu, nie będę w detalach cytował polemiki Doomera - najlepiej otworzyć ją sobie w drugim oknie przeglądarki. Przechodzę od razu do polemiki z polemiką.
I. Faktycznie, PiS w wyborach z 2005 roku i w ostatnich osiągnęło wyniki wyższe niż pokazują dziś sondaże, czy to jednak oznacza, że niczego nie trzeba zmieniać, a sytuacja jest znakomita? Wybory 2005 roku odbywały się w całkiem odmiennych warunkach politycznych, a wyborcy kierowali się oczekiwaniem odnowy państwa, którą wspólnie miały prowadzić dwie wówczas opozycyjne partie.
Wybory 2007 roku zostały, przypominam, przez PiS przegrane. Odbywały się w atmosferze bezprecedensowej chyba konfrontacji, a ta zawsze sprzyja napędzaniu obozów wyborców dwóch konkurujących głównych sił. Faktycznie było tak, że Platformie udało się zmobilizować dużą część elektoratu, który w normalnych, spokojniejszych warunkach w ogóle by nie głosował. Przewidywałem zresztą taki rozwój wypadków niemal od początku rządów PiS. Fakt pozostaje faktem: PiS przegrało.
Warunkiem wygranej PO w kolejnych wyborach jest utrzymanie pamięci o „strasznych czasach PiS" i pobudzenie strachu przed wygraną Jarosława Kaczyńskiego. To dość oczywiste. Tylko w takich warunkach bezprecedensowa mobilizacja może się udać ponownie. Oczywiście mogą dojść inne czynniki: rozczarowanie niespełnieniem obietnic wyborczych, inflacja, recesja. Wszystko działające na niekorzyść rządu. Czy to jednak dość, żeby przemóc irracjonalny strach przed powrotem PiS do władzy?
Moja ocena wielkości twardego elektoratu PiS wynika z uważnej lektury tych bardziej rozbudowanych sondaży, które podają strukturę sympatyków danej partii oraz z oceny, iż PiS za sprawą swojej polityki wizerunkowej skierował swój przekaz w ciągu ostatnich dwóch lat głównie, a może wyłącznie ku takim właśnie zwolennikom. Zatem liczby, jakie dziś pokazują sondaże, to mniej więcej właśnie ów twardy elektorat plus kilka punktów. Efekt niedoszacowania, jeśli taki jest, bierze się stąd, że respondenci wstydzą się przyznać do popierania danej partii. Skoro jednak się wstydzą, znaczy to, że trudno ich zaliczyć do twardego elektoratu.
W sumie sytuacja wygląda tak: PiS ma grupę wiernych i twardych wyborców być może nawet większą niż taka grupa po stronie PO, ale PO ma większe zdolności mobilizacji wyborców mniej zaangażowanych, wahających się, centrowych. A tych jest więcej. Dla mnie wniosek jest jasny: PiS powinien bić się o centrum, a przynajmniej o to, żeby centrowi wyborcy uznali, iż niebezpieczeństwo, wynikające ze zwycięstwa PiS, nie jest na tyle poważne, aby trzeba było w dniu wyborów ruszyć się i zagłosować na PO.
Oceniam, że retoryka PiS, polityka wizerunkowa tej partii oraz gesty takie jak bojkot TVN są działaniem w całkiem drugą stronę. I tu kolejny raz proszę zwolenników PiS, żeby nie ulegali chciejstwu oceniania odruchów wszystkich wyborców według własnych kryteriów. Fakt, że ktoś uznaje, iż bojkot jest genialnym sposobem pokazania braku obiektywizmu TVN nie znaczy, że takiej iluminacji dozna cały elektorat. Przeciwnie - ludzie reagują na klisze i schematy. Pomysł bojkotu idealnie wpisuje się w schemat PiS-u obrażalskiego, wciąż jątrzącego, mającego pretensję i winiącego innych za swoje porażki. To po prostu taktyczny błąd.
II. Czy wyjście do centrum może spowodować utratę twardego elektoratu? Owszem, mogłoby, gdyby ten miał poważną alternatywę. Ale nie ma. Żadna „partia o. Rydzyka" nie istnieje, LPR nie ma, Samoobrona to kpina. Alternatywy nie ma. Poza tym od tego są spece od partyjnej taktyki, żeby tak ustawiać jej wizerunek, by otwarcie na centrum nie odbywało się kosztem twardego elektoratu. To da się zrobić.
Doomer pogardza wyborcami centrum. Pogarda dla jakiejś części potencjalnego elektoratu to luksus, na jaki może sobie pozwolić bloger na S24, ale nie lider partii, chcącej wygrać wybory. Doomer popełnia charakterystyczny błąd, mieszając do politycznej taktyki ideowe uzasadnienia. Oczywiście tam, gdzie takie uzasadnienia są możliwe do zastosowania. W innych wypadkach zwolennicy danej partii powiadają, że przecież czasem trzeba być elastycznym, pragmatycznym itp. Jarosław Kaczyński w ciągu ostatnich trzech lat zaprezentował się jako postać z gruntu pragmatyczna, nawet cyniczna. Nie kwestionuję, że gdzieś, u głębokich podstaw jego działań leżały przesłanki ideowe. Ale leżały naprawdę bardzo głęboko. Oceny typu: Stąd moja, nie tyle pogarda, co niechęć, do tzw. „centrum". Tej części elektoratu, która jest zbyt zajęta sobą, aby zainteresować się sprawami kraju i jednoznacznie określić swoje poglądy. Partia centrum jest nie tylko skazana na porażkę, lecz nie zasługuje na szacunek ludzi ideowych. Z wyjątkiem tych, dla których nijakość jest ideą - nie mieszczą się po prostu w sposobie myślenia partyjnych liderów. To nie ten poziom, nie te przymiotniki, nie te uzasadnienia. Gra toczy się w innej sferze. Nie tyle wyższej lub niższej, co obok. Ideowe uzasadnienia są dorabiane bądź dobierane post factum, a ich główną rolą jest: a) podanie uzasadnienia elektoratowi, nie rozumiejącemu politycznej praktyki; b) podanie uzasadnienia partyjnym działaczom niższego szczebla, którzy oczekują wprawdzie praktycznych profitów władzy, ale przed argumentami „z idei" musza ustąpić.
III. Dalej Doomer pisze, że dla niego powód bojkotu jest jasny. Kolejny raz popełnia w ten sposób błąd postrzegania wszystkiego z własnego punktu widzenia. Sprawę rozstrzygnąłby sondaż, przeprowadzony na reprezentatywnej grupie Polaków, w którym padłoby pytanie: „Czy zna Pan(i) powód, dla którego PiS zdecydowało się bojkotować TVN?". Idę o zakład o dobre wino, że odpowiedzi „nie" byłyby w okolicach 80 proc. Drogi Panie Doomer - powód powinien być jasny nie dla przekonanych, takich jak Pan, ale dla nieprzekonanych i sceptycznych.
Poza tym w ten sposób PiS pozbawił się bardzo silnej broni, której być może mógłby użyć w innej, jasnej i klarownej sytuacji.
IV. Kwestia warunków powrotu. Skoro nie ma jasnego powodu bojkotu, to i warunki powrotu nie mogą być jasne. Być może są niejasne właśnie po to, żeby można było po pewnym czasie mgliście uznać, że „TVN się stara" i bojkot oficjalnie zakończyć.
Kwestia widowni tej stacji to broń obosieczna. Te 30 proc., o których Pan pisze, nie odejdzie od telewizorów tylko dlatego, że nie będą tam mogli obejrzeć Suskiego. Natomiast może się zdarzyć, że o Suskim zaczną zapominać, nie widząc go od jakiegoś czasu w oglądanej przez siebie telewizji.
Mówiąc szczerze, nie widzę możliwości konkretnych strat po stronie TVN. Twierdzenie o spadku wartości akcji albo mniejszej widowni reklam to dla mnie wishful thinking zwolenników PiS - choć mogę się mylić. Widzę natomiast konkretne straty, jakie mogą wyniknąć dla PiS z powodu przedłużającej się nieobecności na antenie TVN - choćby dlatego, że zniknie możliwość kontrowania niesłusznych oskarżeń.
Warunki nie powinny być oczywiście takie, jak pisze Doomer - zatrudnienie dziennikarza X albo 5 minut więcej dla PiS. Powinny jednak być jasno sformułowane. Np. „oczekujemy, że główne programy informacyjne TVN nie będą ignorować ważnych wydarzeń, organizowanych przez Prawo i Sprawiedliwość oraz że będą je pokazywać w sposób obiektywny" - a do tego lista konkretnych przykładów, gdy było inaczej. Postulat zarazem konkretny i na tyle pojemny, że dający pole manewru.
Raz jeszcze dziękuję Doomerowi za interesującą polemikę. Mam nadzieję, że udało mi się z grubsza odpowiedzieć.
Oto naści twoje wiosło:
błądzący w odmętów powodzi,
masz tu kaduceus polski,
mąć nim wodę, mąć.
Do nieznajomych zwracamy się "pan", "pani".
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka