Postanowiłem wyjaśnić, z jakiego powodu jestem za nazwaniem Stadionu Narodowego imieniem Lecha Kaczyńskiego. I postanowiłem jasno określić, jak widzę tę kwestię. Bo widzę, że jest przedstawiana w fałszywym świetle przez ludzi genetycznie pozbawionych zdolności odróżniania formacji politycznej od sprawowanego przez daną osobę urzędu.
Czy jestem za tym pomysłem, bo Lech Kaczyński był z PiS? A co to ma do rzeczy, z jakiej partii on był? Nie widzę powiązania ze sprawą. Nie widzę powodu dla którego polityk z PiS miałby być lepszy tylko z powodu partii. Jestem za pomysłem, bo:
- Lech Kaczyński był jednym z filarów "Solidarności",
- był urzędującym prezydentem RP i zginął w czasie pełnienia obowiązków,
- jego śmierć na zawsze upamiętniła mord w Katyniu,
- zginął w katastrofie lotniczej nie mającej precedensu w dziejach lotnictwa.
Kogo obchodzi, z jakiej był formacji politycznej? Chyba tylko zapiekłych w nienawiści politycznych frustratów, którzy wszystkie nieszczęścia zwalają na karb działalności ideologicznie niewygodnych im osób. Szmajdziński też zginął w tej katastrofie. Gdyby to on był urzędującym prezydentem, byłbym za nazwaniem Stadionu Narodowego imieniem Szmajdzińskiego.
Pokażcie mi inną osobę spełniającą te cztery warunki. Jeśli tak bezprecedensowa katastrofa i tak ważne wydarzenie jak śmierć prezydenta w czasie pełnienia obowiązków służbowych nie zasługuje na upamiętnienie, to nie wiem co.
Lech Kaczyński nie żyje. A gdyby nie był prezydentem to by jeszcze żył.