Od lat zastanawia mnie, z jaką ochotą co poniektórzy dziennikarze publicznie udają debili. Czy sami nie widzą, że się ośmieszają? Ostatnim takim popisem zabłysnął publicysta „Newsweeka”, Piotr Śmiłowicz. Otóż tenże pan noszalancko robi z siebie totalnego osła na oczach wielomilionowej publiki ochoczo udowadniając, że znany rusofob Jarosław Kaczyński postanowił wykluczyć publicznie winę Władimira Putina, aby mieć szansę w wyborach. Teza już na pierwszy rzut oka jest poniżej wszelkiej krytyki. Bo ludzie logicznie myślący pamiętają, kogo rzeczywiście Jarosław darzy niechęcią, za co i co to jest rusofobia.
Tenże pan o orędziu Jarosława Kaczyńskiego pisze:
Takie wystąpienie to idealny sposób ocieplenia wizerunku prezesa PiS. Idealny dlatego, że dotyczący sfery, w której nikt się takiego gestu nie spodziewał.
Powtórzę się, ale jeśli „nikt” się takiego wystąpienia nie spodziewał, to tylko dowód na to, że ten „nikt” jest kretynem do entej potęgi. Wszak Jarosław Kaczyński nigdy nie powiedział złego słowa na naród rosyjski w sensie stricte. Wszystko, co mówił złego o Rosji, tyczyło się postkomunistyczego aparatu terroru i jego funkcjonariuszy.
Anyway. Pan Śmiłowicz autorytarnie stwierdza, że przejawami rusofobii PiS i Kaczyńskiego były rozpowszechnione w tym środowisku teorie, że katastrofa była dziełem Rosjan.Czy dobrze rozumiem? Pan Śmiłowicz sugeruje, że sympatycy PiS o strącenie Tupolewa posądzają cały naród rosyjski? Calutki? Panie Śmiłowicz, serio ktoś twierdził pana zdaniem, że każdy rosyjski kierowca TIRa, każdy listonosz, każda sprzątaczka i każda szwaczka w Rosji uczestniczyła w spisku? Serio pan nie zna innego znaczenia słowa „Rosjanie” niż calutki rosyjski naród? To co pan w „Newsweeku” robi z tak marnym zasobem słownictwa, niech pan ma honor i nie kompromituje swojego pracodawcy!
W związku z powyższym wyjaśniam, że kiedy mowa o polityce bynajmniej nie kłopoczę się rozwlekaniem się nad zbędnymi szczegółami i o rządzie rosyjskim i rosyjskich służbach specjalnych piszę „Rosjanie”. Nie wierzę, że panu Śmiłowiczowi nie zdarzało się powiedzieć o amerykańskich władzach per „Amerykanie”? Różnica jest taka, że o ile w USA jest demokracja, o tyle w Rosji jej nie ma, a rosyjskie wybory to tylko farsa. Rosyjskie władze nie mają absolutnie nic wspólnego z rosyjskim społeczeństwem. Stąd kwiatuszki takie jak posądzanie o rusofobię w oparciu o to, że Kaczyński podczas pobytu na miejscu katastrofy nie chciał nawet przyjąć kondolencji od premiera Władimira Putina, można tylko uznać za przejaw głębokiego upośledzenia umysłowego. Ciężko mi uwierzyć, że sam pan Śmiłowicz nie był świadom tego, jakiego kalibru debilizmy wypisuje.
Bo jeżeli znanemu z niechęci do Rosji prezesowi PiS Rosjanie zamordowaliby brata, to przecież nie wyciągałby on do nich ręki. Skoro wyciągnął i zrobił gest, który był nie do pomyślenia nawet przed katastrofą, to znaczy że nie wierzy w winę Rosjan.
Ależ do tych konkretnych Rosjan, których oskarża się o katastrofę, czyli do Władimira Putina i podległego mu aparatu terroru, Jarosław Kaczyński ręki nie wyciągnął. Sam pan Śmiłowicz to zaznacza wcześniej. A teraz znów pisze, że wyciągnął. Czy Jarosław wspomniał cokolwiek o rosyjskim rządzie w przemówieniu? Nie wspomniał. No to gdzie pan Śmiłowicz widzi to wyciągnięcie ręki w stronę Władimira Putina? W dołączeniu rosyjskiego tłumaczenia i wrzuceniu orędzia na YouTube? Władimir Putin oficjalnych słów pojednania od polskich polityków szuka na YouTube jak rozumiem?
A skoro nie wierzy genialny w swej przenikliwości prezes PiS, to winy Rosjan nie było.
A skoro genialny w swej przenikliwości pan Piotr Śmiłowicz sobie ubzdurał, że Jarosław Kaczyński był rusofobem i że sympatycy PiS o Smoleńsk posądzają całe rosyjskie społeczeństwo jak leci, to na pewno tak było. Pan Śmiłowicz jest zwolniony z obowiązku udowadniania, że zarzucając komuś rusofobię nie kłamie jak bura suka, by zacytować ulubione powiedzonko Ludwika Dorna. I skoro genialny w swej przenikliwości pan Piotr Śmiłowicz ex cathedra uznał, że cwaniak Jarosław Kaczyński postanowił poświęcić teorie spiskowe dla ocieplenia swego wizerunku to na pewno się nie myli.
Niech ktoś mnie oświeci, jakim cudem publicystą „Newsweeka” może być osoba wypisująca publicznie takie debilizmy?! Na miejscu naczelnego wypieprzyłbym pana Śmiłowicza z roboty natychmiast po ukazaniu się rzeczonego tekstu na Salonie24 w dobrze pojętym interesie własnym „Newsweeka”.
Kiedy ktoś nazwie cię koniem, nie zwracaj na niego uwagi. Gdy powtórzy to ktoś inny, poważnie się zastanów. A kiedy powie to ktoś trzeci, odwróć się i przywal mu zadnimi kopytami. Na drugi raz poważnie się zastanowi, zanim zaczepi konia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości