rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH
153
BLOG

Wstępna szopka ze śledztwa dot. katastrofy pod Smoleńskiem

rip LunarBird CLH rip LunarBird CLH Polityka Obserwuj notkę 7

 

Wstępny raport MAK na temat katastrofy w Smoleńsku nie wyjaśnia wiele. Przy okazji przewodniczącej komisji, pani Tatianie Anodinie, wyraźnie zależy na zintensyfikowaniu domysłów zamiast na ich likwidacji. Dwoiła się i troiła, by przykryć niewygodne swojemu szefowi informacje i zastąpić je politycznie poprawną wersją. Momentami wchodziła w sprzeczność z wypowiedziami innych osób uczestniczących w konferencji. TVN24 pisze co następuje.

Lotnisko miało być trzykrotnie sprawdzane - po raz pierwszy 13 marca, a ostatni 5 kwietnia. Z kontroli wynika, że było ono przygotowane do lądowania samolotów przy różnej pogodzie. MAK uznał również, że na lotnisku było identyczne zabezpieczenie lotniska, kiedy w Smoleńsku 7 kwietnia lądował premier Donald Tusk, jak i trzy dni później - 10 kwietnia w czasie katastrofy.

Co z wymienianiem żarówek na lotnisku? Ani słowa w TVN24. Co z nienowoczesnymi systemami naprowadzającymi lotniska? Ani słowa. Co z dziwnym manewrem Iła-76 na godzinę przed katastrofą? Ani słowa. Dlaczego pilot zszedł za nisko pomimo sprawnego wysokościomierza i systemu TAWS? Nie wiadomo.

Tutaj jednak news TVN24 rozmija się z informacją, podawaną na blogu dziennikarki Joanny Kamolki:

Wciąż nie wiadomo, jak funkcjonowało samo lotnisko – wykonano tzw. obloty techniczne, ale eksperci nie znają jeszcze ich wyników. Mimo, iż minęło od ich wykonania kilkadziesiąt dni. Wiele też może się wyjaśnić po odczytaniu zapisów rejestratorów samolotu IŁ 76, który dwukrotnie podchodził do lądowania przed prezydenckim Tupolewem. Nie wylądował, piloci zrezygnowali z tego.

Zaznaczyć należy, iż tej informacji nie pokwapiła się podać żadna stacja, nawet TVP. Dalej TVN24 podaje:

Przedstawiciele MAK odpowiadali również, kto z załogi rozmawiał z obsługą naziemną i, czy istniały problemy językowe. Jak poinformowali rosyjscy śledczy, do Mińska rozmowy prowadził nawigator w języku angielskim. Na lotnisku w Smoleńsku rozmawiał dowódca załogi w języku rosyjskim. Poziom znajomości języka rosyjskiego przez dowódcę załogi oceniono jako zadowalający.

Czyli jednak komunikacja między pilotem a wieżą była na przyzwoitym poziomie. Ponownie jednak pani Kamolka ma swoje dwa słowa do dodania.

Odpowiedź może okazac się kluczową, a być zawarta w bardzo prostej informacji, której jednak dzisiaj nikt nie zdecydował się podać. W parametrach, które podawał kontroler z wieży w Smoleńsku. Czy podał aktualne dane meteo, dane dotyczące wysokości? A może źle zostały odebrane, źle wprowadzone do urządzeń… Tych informacji wciąż brakuje. Pytanie tylko, czy eksperci już je znają, czy dopiero poznawać będą.

Ujawnia się natomiast wyraźna sprzeczność, przynajmniej w relacji TVN24.

Z ustaleń MAK wynika również, że piloci mieli informację na temat sytuacji meteorologicznej na lotnisku w Smoleńsku.
Mówił o tym Morozow. Poinformował, że po nawiązaniu łączności z wieżą w Smoleńsku uprzedzono załogę polskiego samolotu o mgle i złej widoczności na lotnisku w Smoleńsku.

Z powyższym nie zgadza sięRekontra, cytujący tłumaczenie TVP:

Faktyczna pogoda oraz prognoza na lotnisku Smoleński Siemiernyj nie była przekazana załodze. Aktualne dane lotnicze Smoleńsk Siemiernyj nie były również przekazane załodze.

Na portalu TVP Info znajdujemy jednak wskazówkę, co do tej sprzeczności:

W momencie wylotu załoga nie miała informacji o warunkach pogodowych na lotnisku w Smoleńsku. Otrzymała je dopiero w trakcie lotu. (…) Kontrolerzy lotu z Mińska i Smoleńska, a także załoga polskiego samolotu Jak-40, który wylądował w Smoleńsku wcześniej, kilkakrotnie informowali załogę Tu-154M o pogarszaniu się pogody na smoleńskim lotnisku. Załoga nie dysponowała też aktualnymi danymi aeronawigacyjnymi, dotyczącymi lotniska Smoleńsk-Siewiernyj.

W relacji TVN pojawia się też ciekawa sprzeczność.

Piloci mieli dowiedzieć się, że nie ma możliwości lądowania. Widoczność wynosiła 400 m, widoczność pionowa około 50 m.

To w końcu sugerowano inne lotnisko czy też wprost zakazano lądowania? Bo w tym miejscu ustalenia MAK są zupełnie sprzeczne z dotychczasowymi informacjami. W protokole komisji rosyjskiej Poltawczenko stwierdził, że kontrolerzasugerował lądowanie na innym lotnisku. A tu się dowiadujemy, że pilot dostał nie sugestię, ale informację o tym, iż lądowanie jest niemożliwe. To w końcu jak to jest i kto kłamie? Kontroler? Poltawczenko? MAK? A może TVN24?

Jest też kwestia dotycząca dodatkowych głosów. TVN24 na ten temat pisze:

Anodina ujawniła, że w kabinie pilotów zarejestrowane zostały dwa głosy osób spoza załogi. Jeden z nich udało się już rozszyfrować. Według przewodniczącej MAK, osoba, do której należy został zidentyfikowana. W sprawie rozszyfrowania kolejnego głosu trwają prace.
Obecny na konferencji przewodniczący polskiej Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych Edmund Klich dodał, że głosy zostały zarejestrowane na 16-20 minut przed zderzeniem z ziemią. W jego ocenie, nie miało to "decydującego wpływu na zdarzenie". Klich zaznaczył jednak, że nie zna całego zapisu.
Szefowa MAK nie chciała zdradzić, do kogo należy zidentyfikowany głos ani o czym rozmawiano. Tłumaczyła to "kwestiami etycznymi" i pierwszeństwem bliskich w przekazywaniu takich informacji. Dodała również, ze rozmowy nie mogą zostać opublikowane do zakończenia badań.

Zachowały się też ślady zmian w nagłówku newsa. Pierwotny tytuł wiadomości brzmiał: „Czarne skrzynki rozszyfrowane: dwa dodatkowe głosy w kabinie”. Później został zmieniony, co jednak nie zmieniło adresu newsa. Znam takie szczegóły, bo mam informatyczne wykształcenie i miałem styczność z CMSami posiadającymi ten myk.

Zresztą odnośnie wywierania presji na pilotów zdania są podzielone.

Edmund Klich stwierdził, że po odsłuchaniu nagrań z kabiny pilotów nie odniósł wrażenia, by piloci działali pod wpływem presji.

Pani Anodina nie byłaby sobą, gdyby znowu nie namieszała.

Z kolei zdaniem Anodiny, kwestia wpływu na załogę i podjęcie przez nich decyzji (co do lądowania) jest istotna i powinna zostać zbadana.

W świetle informacji z tłumaczenia TVP Info cytowanej przez Rekontrę, iż załoga Tupolewa otrzymała informację o pogodzie dopiero od załogi Jak-a stwierdzenie Klicha jest uzasadnione, w chwili prowadzenia rozmów z osobami postronnymi załoga samolotu nie wiedziała, że w Smoleńsku warunki są trudne, nie mogło więc być nacisków. Co więcej 16-20 minut przy średniej prędkości z jaką latają samoloty to ok. 250 km. Nikt wtedy jeszcze nawet nie myślał o lądowaniu. Aż dziw bierze, że towarzyszka Anodina sama tego nie stwierdziła, ale zapewne na tym polegała jej rola, by namnożyć sugestii bez podawania faktów je popierających. Zamieszania narobiła przy okazji PAP wyrywając się z nieoficjalną informacją, jakoby na skrzynkach słychać było gen. Błasika. Aż się prosi na usta określenie „przeciek kontrolowany”.

Wysokość, na której podjęto decyzję o ewentualnym odejściu na drugi krąg, na polecenie wieży, wynosiła 100 metrów, załoga to polecenie potwierdziła. Na 18 sekund przed uderzeniem w przeszkodę, która całkowicie zniszczyła konstrukcję maszyny, po raz pierwszy zadziałał system TAWS (urządzenie ostrzegające o zbliżaniu się do ziemi), wydając załodze polecenie "PULL UP" (do góry) - podał Morozow.

No właśnie. Dlaczego nie zareagowali? Ten wątek porusza też pani Kamolka.

Po konferencji prasowej Międzypaństwowego Komitetu Lotniczego wiemy więcej, ale wciąż na wiele pytań nie uzyskaliśmy odpowiedzi. Między innymi na to najważniejsze: dlaczego piloci zniżyli samolot, dlaczego mimo ostrzeżeń zdecydowali się zejść tak nisko.

TVN24 jedynie lakonicznie informuje, iż:

Jak poinformował Morozow, jednym z głównych kierunków badań komisji są wskaźniki wysokościomierzy.

Znalazł się też wątek tajnych informacji.

Członkowie komisji odpowiadali też na pytania o "tajne materiały", o których rozpisywały się media. Zaznaczyli, że MAK nie ma żadnych tajnych materiałów i urządzeń samolotu.

Co jest całkiem zrozumiałe, bowiem jeśli takowe zostały przez stronę rosyjską przejęte, to posiada je nie MAK a FSB lub GRU.

I na koniec kubeł zimnej wody.

Anodina oświadczyła ponadto, że, zgodnie z praktyką, rejestratory lotów pozostają w kraju, w którym prowadzone jest dochodzenie. Zapowiedziała, że mogłyby trafić do Polski tylko pod warunkiem, że zdecydowałby tak prezes Rady Ministrów Federacji Rosyjskiej. MAK jest gotowy do przeprowadzenia wszystkich procedur, w celu przekazania "kopii" rejestratorów do Polski, zapewniła.

Ja tu czegoś nie rozumiem. Kupiliśmy tego Tupolewa czy nie? Kupiliśmy. Zapłaciliśmy za czarne skrzynki? Tak.

To jakim prawemzłodzieje z Kremla kradną nam naszą własność?!

To się powoli robi wręcz farsa. Nadal nic w tej katastrofie nie ma sensu, zwłaszcza oficjalna wersja wydarzeń. Tak zwany wstępny raport nie posuwa się bowiem ani krok w stronę wyjaśnienia kluczowej zagadki: dlaczego Tupolew zszedł tak nisko. Jeśli strona rosyjska chce mnie przekonać, że to nie oni w sposób zdecydowany przyczynili się do śmierci naszego prezydenta, zdecydowanie musi postawić na konkrety zamiast na mnożenie sugestii odnośnie winy pilotów i prezydenta oraz bicie piany. Lotnisko w Smoleńsku było tragicznie przygotowane. To jest fakt oczywisty. Rosja ośmiesza się tylko nie przyznając się do tego.

Kiedy ktoś nazwie cię koniem, nie zwracaj na niego uwagi. Gdy powtórzy to ktoś inny, poważnie się zastanów. A kiedy powie to ktoś trzeci, odwróć się i przywal mu zadnimi kopytami. Na drugi raz poważnie się zastanowi, zanim zaczepi konia.

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Polityka