Pan Marek Migalski narobił ostatnio sporego fermentu swoim listem otwartym do Jarosława Kaczyńskiego. Wypowiadali się na ten temat już różni ludzie. Być może czas, bym i ja się wypowiedział.
Po pierwsze partia jest jednak jak drużyna piłkarska i zgadzam się tutaj z Ufką. Podoba się to komuś czy nie, póki co to Kaczyński jest gwiazdą tej drużyny. I faktycznie to, co zrobił pan Migalski, jest po prostu nie do pomyślenia.
Pół biedy, gdyby Migalski miał rację i obszerne doświadczenie polityczne. Ale nie ma IMO ani jednego, ani drugiego. A żeby nie być gołosłownym, postaram się odpowiedzieć na zastrzeżenia pana Migalskiego.
Pan Migalski znalazł sobie wygodną różdżkę, którą machnięcie natychmiast da PiSowi wygraną. Tą różdżką jest pozbycie się JarKacza. I najwyraźniej postuluje pozbywanie się z partii każdego prezesa, którego media ośmieszą. Bo przecież „partia, której lider króluje w rankingach polityków o najniższym zaufaniu społecznym, nie ma szans na wygraną”. Panie Migalski, to może od razu na szefa PiS zacznie pan postulować człowieka mianowanego przez Agorę i ITI? No bo spójrzmy prawdzie w oczy, nie ośmieszono pana tylko dlatego, że jesteś pan politykiem niegroźnym dla PO, a ponadto nie bardzo było kiedy nazbierać na pana odpowiednią ilość „haków”. Nie jesteś pan na tej szachownicy żadną figurą. Maciarewicz był figurą i go ośmieszono. Tak samo jak braci Kaczyńskich, Wassermana czy Szczygłę. Kluzik-Rostowska czy Poncyljusz po prostu są nowi i media nie zdążyły ich ośmieszyć. Nie starczyło im czasu na sfabrykowanie dostatecznej ilości „afer”. Ale tak by było.
Można było ten mechanizm obserwować w przypadku Ziobry czy Kamińskiego. Prokuratura stawiała zarzuty, media robiły wielki szum. Potem okazywało się, że zarzuty są bezpodstawne, ale o tym media intensywnie milczały. W efekcie większość ludzi słyszała o zarzutach i nadal jest przekonana o ich aktualności. A jak jakiś polityk PiS starał się przegadać Olejnikową czy Lisa i powiedzieć niewygodną prawdę, to po prostu zamykano mu usta albo stosowano standardową argumentację typu „a u was też biją murzynów”. I dlatego mądrzej jest chronić nowe osoby przed ośmieszeniem odsuwając czasowo na dalszy plan, kiedy nie są koniecznie potrzebne i dać mediom na pożarcie ludzi od dawna już ośmieszonych.
Pan Migalski uprawia też klasyczną demagogię. Powołuje się na fakty, które bynajmniej faktami nie są. Do takich pseudofaktów zaliczyć można sugestie, że:
-
JarKacz miał bardzo niskie poparcie społeczne i odrobił je w kampanii,
-
poparcie dla PiS spadło na łeb na szyję po wyborach,
-
można „obejść” media i grać nimi,
-
każda wygrana w wyborach oznaczałaby automatycznie poprawę sytuacji,
-
realna jest przewaga PiSu nad PO w sondażach publikowanych w mediach skrajnie niechętnych PiSowi,
Wszystkie te stwierdzenia są oparte o zmanipulowane sondaże, a przez to są po prostu śmieszne. Bo gdzie znajduje się dowód, że poparcie dla JarKacza na początku kampanii wynosiło 12%, w TVNie czy GW? Bez jaj. Przecież według GW Komorowski miał wygrać w pierwszej turze! W każdych wyborach dotąd powtarzał się schemat, że PiS startuje z niskiego pułapu, a potem spektakularnie „goni” PO. I jakoś panu to nie przeszkadza stawiać tę konkretną kampanię jako wzorową „tylko zabrakło czasu”, a pomijać dokładnie taki sam medialny fakt braku czasu w przypadku reszty kampanii PiSu.
Wydaje się, że dyskusja z politykiem, który tak prostej rzeczy nie pojmuje jest daremna, zwłaszcza, jeśli ten polityk roi sobie, że jest sprytniejszy, bardziej przewidujący i mimo nikłego doświadczenia bardziej predysponowany do ustalania strategii partii niż jej od dawna siedzący w polityce lider.
Na domiar złego w tekście Migalskiego pobrzmiewają echa syndromu dornowskiego. Miałem za złe JarKaczowi odejście z PiS Dorna, okazało się, że Dorn jest po prostu człowiekiem mściwym i z nikim porozumieć się nie jest w stanie. Nie zamierzam więc popełniać drugi raz tego samego błędu odnośnie pana Migalskiego. Na miejscu JarKacza po prostu skreśliłbym Migalskiego z listy kandydatów PiS na jakiekolwiek wybory. Niech sobie nie roi, że podstawianie własnej partii nogi w taki sposób i to w tak istotnym czasie pozostaje bezkarne.
Reasumując pan Migalski wzbudził moje obrzydzenie swoim postępkiem. Dla mnie to tak, jakby wbił swemu dobroczyńcy sztylet w plecy. Miałem o moralności pana Migalskiego trochę lepsze zdanie. Tylko patrzeć, jak przejdzie do PO, by tam już z błogosławieństwem nowego szefa narzekać na tyranię Kaczora (vide Sikorski). Albo siądzie na marginesie polityki, rozgoryczony, że przebrzydły Kaczor nie posłuchał jego światłych rad (vide zawistnik Dorn).
Nie wiem jak się na to zapatruje JarKacz. Ja z całą pewnością nie życzę sobie w PiS ludzi, którzy o wewnętrznych sprawach partii dyskutują z szefem za pomocą mediów, zwłaszcza nie będąc członkami tej partii, a więc na liście partyjnej będąc niejako „gościnnie”. Migalski ponad wszelką wątpliwość dla PiSu jako takiego nie zrobił wiele i żadnych potwornych zasług nie ma, więc nie wiem z jakiego powodu tak się nadyma. A Kaczyński jest lokomotywą. W chwili obecnej gdyby z PiSu zniknął JarKacz, po prostu przestałbym chodzić na wybory. Bo nikogo innego tak wartego głosu jak on na polskiej scenie politycznej nie widzę. Kluzik-Rostowska czy Poncyljusz są nieźli, ale do poziomu JarKacza mają nadal lata świetlne.
Kiedy ktoś nazwie cię koniem, nie zwracaj na niego uwagi. Gdy powtórzy to ktoś inny, poważnie się zastanów. A kiedy powie to ktoś trzeci, odwróć się i przywal mu zadnimi kopytami. Na drugi raz poważnie się zastanowi, zanim zaczepi konia.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka