Nie będę dzisiaj posługiwał się nazwiskiem bohatera notki, bo mam ochotę na parę złośliwości. Pan B. pojawił się już na tym blogu w zeszłym roku – pod pełnym nazwiskiem, gdy apelowałem do niego, aby wystąpił do IPN o autolustrację. Uznałem, że urzędnik państwowy osadzony na stołku dyrektorskim przez „partię ludzi rozumnych” u zarania III RP, jeszcze za Sejmu kontraktowego, ma na tyle przyzwoitości, aby apelu wysłuchać. Nie może być mowy o nieznajomości tematu – wysłałem Panu B. link do notki służbową pocztą. W dodatku „po godzinach” Pan B. wykłada studentom savoir-vivre, więc byłby podwójnie zobowiązany. Niestety musiałem się pomylić - człowiek przyzwoity (środowisko uwolskie), żonaty z ekspatką, dyrektor od 22 lat nie podlega tym samym regułom zachowania co ja.
W powodzi lustracyjnej, jaką przygotowano w ustawie z 2006 r., wymieniono również stanowisko Pana B., więc po 17 latach dyrektorowania w Kancelarii Sejmu, dopiero w końcu 2007 r. złożył pierwsze oświadczenie lustracyjne. Na tym przykładzie widać katastrofalną ułomność obydwu ustaw lustracyjnych. Ustawa z 1997 r. nie obejmowała stanowiska dyrektorskiego w Kancelarii Sejmu, a więc i wielu innych drugoplanowych, ale istotnych w procesie rządzenia państwem. Natomiast ustawa z 2006 r. objęła całkowicie niepotrzebnie dziesiątki tysięcy kandydatów na stanowiska wybieralne. Tym samym, mimo złożenia oświadczenia lustracyjnego w 2007 r., do końca 2011 r. (słownie: cztery lata) Pan B. nie doczekał się zweryfikowania jego oświadczenia lustracyjnego. Osobą odpowiedzialną za taki, a nie inny przebieg lustracji w Polsce (nie tylko Pana B.) – zaległości rzędu stu kilkudziesięciu tysięcy nie sprawdzonych oświadczeń - jest dyrektor Biura Lustracyjnego Jacek Wygoda, powołujący się na przeszkody obiektywne ze strony archiwum. Ja bym nazwał to zjawisko „dziedzictwem Kurtyki”, bo dyrektor Wygoda nie działał w próżni, a zaległości narastały.
Nie mogę podać aktualnego stanu sprawy Pana B. z powodu objęcia stanowiska dyrektora generalnego IPN przez Jacka Weltera, od którego rządów nie podaje mi się informacji o przebiegu lustracji osób ze stanowisk niewybieralnych. Przypuszczam zatem, że do dzisiaj oświadczenie Pana B. zalega w jakimś magazynie. Jeśli nawet toczy się już (już?!) postępowanie sprawdzające jego oświadczenie, zakładam się, że zostanie ono uznane za zgodne z prawdą. Po prostu zawodowi lustratorzy programowo nie są w stanie odnaleźć w zasobie IPN dokumentów o tajnej, świadomej, ale nie rejestrowanej współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa, a taką domniemuję z dokumentów dot. Pana B. Podkreślam, że w tej sprawie nie idzie o „winę” Pana B., ale o opieszałość Biura Lustracyjnego i wieloletnie zaniedbania IPN w odnajdywaniu nie ewidencjonowanej przez SB dokumentacji.
cdn
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka