Inny sposób na życie bez postanowień ustawy lustracyjnej zapewnił sobie były kontakt operacyjny Służby Bezpieczeństwa pseudonim „Anton”. On nie musiał rezygnować z pracy, aby nie wypełniać oświadczenia lustracyjnego. Po prostu jakiś genialny przedstawiciel naszego narodu nie widział potrzeby sprawdzania, czy agentura służb PRL obsadziła państwowe banki. Uściślę, że „Antona” ominęły wszystkie prywatyzacje - pracuje w państwowym banku do dzisiaj.
Według zapisów ewidencyjnych udostępnionych w IPN współpraca „Antona” miała miejsce w samej końcówce PRL: 15.05.1987- 16.02.1990 r. Jego oficer prowadzący - ppor. A. Lubryczyński pracował w Wydz. IV Dep. V MSW i zajmował się „nadzorem bankowym”. W literaturze IPN problematyka gospodarcza występuje szczątkowo, a Lubryczyński i kilku jego kolegów z jednostki zasługują na więcej uwagi - udziału bankierów i SB-eków w ustrojowej transformacji nie można przecenić. Ostrzegam, że lektura dokumentacji tego Wydziału jest śmiertelnie nudna. Po pierwsze większość dotyczy tzw. nieprawidłowości w funkcjonowaniu jednostek gospodarki uspołecznionej, czyli część pracowników banków była na bakier z socjalistyczną moralnością. Po drugie ich koledzy – donosiciele w życiu kierowali się moralnością socjalistyczną i to jest jeszcze nudniejsza lektura. Na tyle nudna, że nie będę cytował Czytelnikom dwóch odnalezionych dokumentów ze współpracy „Antona” z Lubryczyńskim, tylko streszczę, że obydwa dotyczą rozmów o polskim długu z Klubem Londyńskim. Po prostu SB-ek trzymał rękę na pulsie krwioobiegu gospodarki. Z kilku moich „bankowych” lektur w IPN wynika, że przez zadłużenie państwa za granicą powoli staczaliśmy się do poziomu kraju niewypłacalnego.
Wyjaśniam, dlaczego „Anton” nie współpracował z SB jako tajny współpracownik. Zgodnie z Instrukcją operacyjną jako członek PZPR, a w swoim ówczesnym miejscu pracy nawet I sekretarz POP PZPR (nie chodzi o PO, tylko o Podstawową Organizację Partyjną Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej), miał prawo do nie pisania zobowiązania i donosów.
W całej sprawie za bezcenną uznaję korespondencję z pionem prasowym państwowego banku. Pracowników nie interesują personalia, stanowisko „Antona” jako osoby zagrożonej szantażem, ewentualne zagrożenie dla funkcjonowania firmy, skala zjawiska, całą odpowiedź poświęcono za to zamiataniu pod dywan – wytłumaczono mi, że liczą się kwalifikacje (:)), a przypadki zdrady tajemnicy służbowej ściga ochrona. Lubryczyński jako ochroniarz? Jeden z jego kolegów z Wydziału przeszedł do pracy w banku już w 1987 r. – od razu na stanowisko dyrektora Departamentu Spraw Pracowniczych. Gdyby stanowisko nie wystarczyło mu do forsowania „własnej wizji bankowości”, zawsze mógł poprosić o pomoc swoich dawnych współpracowników. Miał na to 10 lat, bo ten bank prywatyzowano w okolicach 1997 r.
Opisana wyżej sprawa to ostatnia, ale nie pierwsza rejestracja „Antona” przez Służbę Bezpieczeństwa. Jednak dla zilustrowania, jak bardzo lustracja w III RP kuleje, wystarczy.
Osoby zadowolone i niezadowolone z lektury proszę o klikanie na poniższe reklamy.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka