Na poczatek tytulowy felieton Wojciecha Reszczynskiego link
Marsz Niepodległości zorganizowany w stolicy w święto 11 Listopada przez Obóz Narodowo-Radykalny i Młodzież Wszechpolską, przy współudziale kilku stowarzyszeń, kibiców piłkarskich oraz manifestujących swój patriotyzm wielu Polaków został dwukrotnie zablokowany przez tzw. antyfaszystów, którzy nie chcieli dopuścić do złożenia kwiatów przy pomniku Romana Dmowskiego. Doszło do bijatyk i starć z policją. Stroną łamiącą prawo, prowokującą zajścia i demonstrującą zdecydowaną agresję (wynika to choćby z różnicy w liczbie zatrzymanych przez policję uczestników obu manifestacji) okazali się tzw. antyfaszyści.
W odróżnieniu od uczestników Marszu Niepodległości można ich było rozpoznać po zasłoniętych chustami i szalikami twarzach. Szli za wielkim transparentem z hasłem "Faszyzm nie przejdzie", stąd grupę tę nazywa się dziś "antifą". Na to, co wydarzyło się 11 listopada br. w Warszawie, nie zareagowali premier i rządowe agendy: rzecznik prasowy, Ministerstwo Edukacji Narodowej, Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego, nie zareagowała prezydent Warszawy. W mediach były jedynie informacje, a praktycznie nie pojawiły się żadne komentarze i dyskusje. Czy rzeczywiście nic się nie stało? Czy była to tylko jedna z wielu manifestacji zakończonych burdami, co zdarza się w każdej demokracji? Czy doprawdy nikogo nie zainteresowało, skąd się w Polsce pojawiła "antifa" i dlaczego chciała zniszczyć atmosferę święta polskiej niepodległości? Czy tylko dlatego, że manifestowała Młodzież Wszechpolska i ONR? Na drodze uczestników Marszu Niepodległości skandujących "Bóg, Honor, Ojczyzna!" stanęła zamaskowana polska młodzież, którą ktoś wcześniej kształcił, przygotował i zwołał, aby wysłać na ulicę. Grupa ta podobno nie ma nic wspólnego z popieraną przez "Gazetę Wyborczą" inicjatywą "Porozumienie 11 listopada", skupiającą kilkadziesiąt pozarządowych grup (anarchistów, feministek, homoseksualistów, lesbijek, organizacji żydowskich), także aktywnych w czasie manifestacji 11 listopada. Tym bardziej powinniśmy wiedzieć, skąd się u nas wzięła "antifa", skoro wielki zwolennik kontrmanifestacji przeciwko ONR i Młodzieży Wszechpolskiej Seweryn Blumsztajn z "Gazety Wyborczej" zapewnia, że niewiele wie o "antifie", ale jest zaniepokojony tym, że ktoś "zbiera i kształtuje ludzi do bicia". Czy wolne polskie społeczeństwo nie powinno wiedzieć, jakie szkoły, jakie środowiska wychowywały i kształtowały postawy tych młodych ludzi, i kto się za nimi dziś kryje? Czy nie jest to też zadanie dla służb specjalnych niepodległego państwa, skoro licząca prawie 2 tysiące osób grupa młodzieży łamie prawo i zakłóca najważniejsze patriotyczne święto w Polsce? Czy nie powinien budzić poważnego niepokoju fakt, że wraz z absurdalną treścią transparentu "Faszyzm nie przejdzie" pojawiły się w tej grupie flagi z sierpem i młotem? Wygląda na to, że nie są to zwykłe lewackie bojówki. Uczestnicy Marszu Niepodległości skandowali "Precz z komuną!". To wydaje się właściwa reakcja na oskarżenie o "polski faszyzm". Jeżeli Polacy mają coś wspólnego z faszyzmem, to tylko w tym sensie, że o faszyzm byli oskarżani i za faszyzm skazywani przez naszych wrogów - komunistów sowieckich i polskich. Więzienia ubeckie w czasach stalinowskich wypełnione były polskimi "faszystami", bo takie wtedy wyroki ferowały ówczesne komunistyczne sądy. Polski patriota, a już szczególnie członek Armii Krajowej czy organizacji walczącej po wojnie z sowiecką dominacją, był oskarżony i skazywany za "faszyzm". Sowiecka i polska komunistyczna propaganda nazywała polskich patriotów, tych, którzy walczyli w AK z niemieckim okupantem, sojusznikami nazizmu i faszystami. Taka jest prawda o "polskim faszyzmie". Młodzież z "antify" nie czytała chyba książki Kazimierza Moczarskiego "Rozmowy z katem". 27 września tego roku minęła 35. rocznica śmierci tego wielkiego polskiego patrioty. Przedwojenny prawnik, uczestnik Powstania Warszawskiego (odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi z Mieczami), w 1945 roku szef BIP w Delegaturze Sił Zbrojnych na Kraj, po wojnie w 1952 roku został skazany przez Sąd Wojewódzki w Warszawie na karę śmierci na podstawie art. 2 dekretu PKWN "O wymiarze kary dla faszystowsko-hitlerowskich zbrodniarzy winnych zabójstw i znęcania się nad ludnością cywilną i jeńcami wojennymi oraz zdrajców narodu polskiego". Trzeba pamiętać, że PKWN, czyli tzw. rząd polski, został powołany do życia przez Józefa Stalina. Absurdalność hasła "walki z faszyzmem", pod jakim w czasie minionego Święta Niepodległości demonstrowała w Warszawie tajemnicza i niepokojąca "antifa", jeszcze bardziej uzmysłowił widok kilkudziesięciu uczestników manifestacji przebranych w obozowe pasiaki, jakie nosili więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. Czy to też miał być protest przeciwko "polskiemu faszyzmowi"? Takie zachowanie jest nie tylko obrazą tych wszystkich, którzy w takich właśnie drelichach byli ofiarami hitleryzmu, ale obrazą Narodu Polskiego, który poniósł w czasie wojny jedne z największych strat wśród ludności. Dlatego używanie dziś w Polsce epitetu "faszysta" powinno być przez sądy penalizowane, podobnie jak zaprzeczanie holokaustowi, a organizacje, które "walczą" z "polskim faszyzmem" rozwiązane i powszechnie potępione. Osobną sprawą jest wyciągnięcie konsekwencji prawnych w stosunku do bojówek "antify", które zakłóciły polskie święto narodowe.
Wojciech Reszczyński
Jeszcze gwoli uzupelnienia:
W imię prawdy: polscy narodowcy mają tyle wspólnego z obozami koncentracyjnymi, że w nich ginęli. Tysiącami
Tak przed wojną, w czasie jej trwania, jak i po wojnie komuniści i kolaborująca ze Stalinem lewica faszystami nazywała wszystkich, z PSL-owcami i niepokornymi PPS-owcami włącznie. Trudno więc dziwić się, by teraz miała się odciąć od dziedzictwa kominternowskiej propagandy.
( ... )
Jan Mosdorf- publicysta, doktor filozofii, działacz Obozu Wielkiej Polski, prezes Młodzieży Wszechpolskiej oraz przywódca Obozu Narodowo-Radykalnego, więzień niemieckiego obozu koncentracyjnego Auschwitz. Jest kilka wersji przyczyn śmierci Mosdorfa; według jednej z nich donosicielem był jeden z Białorusinów - volksdeutsch i kapo, antysemita, który informował Niemców o osobach zaangażowanych w pomoc niesioną Żydom. 25 września 1943 Mosdorf został osadzony w bloku XI, a 11 października w wyniku donosu wraz z innymi więźniami rozstrzelany przez Niemców w zbiorowej egzekucji.
I fragment felietonu Michalkiewicza
link
Oddajmy głos Sewerynowi Blumsztajnowi, redaktorowi „Gazety Wyborczej”, która – w myśl wskazań Lenina o organizatorskiej funkcji prasy - tych wszystkich aktywistów zmobilizowała. Z obfitości serca usta mówią, a ponieważ red. Seweryn Blumsztajn nigdy nie odznaczał się specjalną lotnością umysłową, to nie potrafi ukryć swoich prawdziwych myśli i mówi szczerze. I cóż następnego dnia napisał w swojej gazecie, to znaczy – w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków? „Krakowskim Przedmieściem za wielkim transparentem „Faszyzm nie przejdzie” ruszył ponad dwutysięczny pochód. Antyfaszyści wołali: „Krakowskie jest nasze!”. To symboliczna scena, bo Krakowskie Przedmieście w latach 30-tych było królestwem ONR. Żyd w jarmułce nie bardzo mógł się tam pokazać”. No proszę – i od razu wiadomo, o co chodzi. Nie o żaden „faszyzm”, bo faszyzm dopiero w Unii Europejskiej znalazł odpowiednie warunki rozwoju, toteż rozwija się w tempie stachanowskim, przy zachwyconym cmokaniu zarówno „Gazety Wyborczej”, jak i żydowskich gazet dla innych tubylczych europejskich narodów. Chodzi o to, by „Żyd w jarmułce” nie tylko mógł się „pokazać” na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie – ale żeby decydował, kogo tam wpuścić, a kogo nie. Red. Adam Michnik nigdy by takiej nieostrożności nie popełnił, no ale on jest od red. Seweryna Blumsztajna nieporównanie inteligentniejszy i przebiegły. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło i oto dzięki szczerości red. Blumsztajna, wiemy o co z tym całym „faszyzmem” chodzi naprawdę. Dopiero na tym tle możemy ocenić skalę manipulacji biednymi, głupiutkimi polskimi dziećmi, które w przekonaniu, że z tym „faszyzmem” to wszystko naprawdę, własnymi ciałami torują drogę „Żydowi w jarmułce”, który – tylko patrzeć – jak zacznie od nich i od ich potomstwa pobierać myto za prawo wstępu na Krakowskie Przedmieście i w inne, atrakcyjne miejsca. Niezależnie od irytacji, widok tych biednych, ogłupionych przez cwaniaków polskich dzieci budzi litość aż do łez.
A skoro jak wiemy od Rzymian, godzi sie uczyc od wroga, to podejmijmy haslo red. Blumsztajna i wygwizdajmy Gazete Wyborcza!
Nie za to, ze jest gazeta zydowska, bo do takiego np. “Midrasza” nikt nie ma pretensji, ani nawet za to, ze jest “zydowska gazeta dla Polakow” ( czyli przedstawiajaca swoj wasko rozumiany interes jako prawde obiektywna, bo uwazam, ze volenti non fit iniuria i skoro nadwislancy irokezi lubia byc oszukiwani, to sami sa sobie winni ). Wygwizdajmy GWno za konsekwentny antypolonizm, za zaklamywanie naszej historii i opluwanie naszych imponderabiliow.
Abraham Lincoln mial rzekomo powiedziec:
Można oszukiwać wielu ludzi jakiś czas, a niektórych ludzi cały czas, ale nie można oszukiwać cały czas Narodu.
Poki co, narod polski wydaje sie byc odstepstwem od tej zasady.
Inne tematy w dziale Polityka