Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
55
BLOG

Audiencja

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Rozmaitości Obserwuj notkę 2

Zapytał ich: A wy za kogo Mnie uważacie? Piotr odpowiedział: Za Mesjasza Bożego. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć. (Łk 9,18-24)

 

Ferdynand Vaněk, bohater Audiencji Václava Havla, nie chciał pisać donosów na samego siebie w zamian za lżejszą pracę. Autor dramatu musiał znać ten dylemat z autopsji. Przetaczając ciężkie beczki z piwem w trutnowskim browarze, niedaleko granicy z Polską, musiał zastanawiać się nad ceną wolności niezdolnej do kompromisów i nad błogim życiem pozbawionym możliwości wyboru, jakie próbował mu wpoić reżym.

Kilka lat wcześniej, w nocy z 20 na 21 sierpnia 1968 r. zza pobliskich Karkonoszy, zza Sudetów, Tatr i Karpat do jego kraju wjechało cztery tysiące czołgów, żeby spacyfikować Czechów i Słowaków, którzy pod wodzą komunisty Dubceka sprawiali tej wiosny wrażenie, jakby chcieli wybrać coś lepszego niż komunizm, a centralnie zaplanowaną równość zastąpić regułami rynku. Ćwierć miliona żołnierzy z zaprzyjaźnionych państw miało ich do tego zniechęcić. Szefowie partii, parlamentu i rządu wywiezieni wkrótce potem do Moskwy na przymusową audiencję nie byli w stanie zaakceptować pacyfikacji praskiej wiosny. Nie chcieli denuncjować swoich rodaków i samych siebie przed narzuconą ideologią. W trzech vankowych jednoaktówkach (Audiencja, 1975; Proces, 1975; Wernisaż, 1978) Václav Havel oddał im hołd.

Jezus w ciągu całego życia natrafiał na podobne kompromisy. Spotykał ludzi urodzonych w niewoli i tak do niej przywykłych, że wręcz gotowych poświęcić wszystko, łącznie z wiarą w uczciwość i życie wieczne, byle tylko nie stracić niczego, co bliskie, doczesne i swojskie. On sam wydawał się im bytem nie z tego świata, prorokiem zza grobu, nowym Eliaszem, kimś, kto być może ma prawo uzdrawiać i wytaczać beczki weselnego wina, ale nie powinien zaglądać do sumień ani do alkowy, ani tym bardziej komentować postępowania ludzi godnych i sprawiedliwych, piastujących wysokie urzędy i zasiadających dla dobra narodu w Sanhedrynie. Powiedzieć komuś takiemu, że jest niewolnikiem i że nic od niego nie zależy, jeśli wpierw nie zależy od Boga, byłoby obelgą, dlatego Jezus nie proponował nikomu tanich recept.

Swoim uczniom polecił rozważyć na serio możliwość widzialnej obecności Boga na ziemi. Zobowiązał ich przy tym do milczenia. Zamienił ich w mnichów, agentów wielkiej sprawy, studentów teologii, którzy na własne oczy mieli poznać różnicę między losem zwykłego śmiertelnika a losem śmiertelnika zjednoczonego z Bogiem. Mieli ją odkryć w codziennych zajęciach, na modlitwie, w ogniu pytań i pod krzyżem. Mieli to zrobić nie po to, żeby zaspokoić własną ciekawość, ale żeby rozmówić się z Bogiem, bywać u niego na audiencji, szukać jego śladów na ziemi i zostawić innym takie ślady.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (2)

Inne tematy w dziale Rozmaitości