Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel
875
BLOG

Modlitwa za Polskę

Krzysztof Mądel Krzysztof Mądel Polityka Obserwuj notkę 39

"Nie powiedzą: Oto tu jest albo: Tam.
Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was"
(Łk 17,20-21).

"Nie ma przyszłości człowieka i narodu bez miłości, która przebacza, choć nie zapomina, jest wrażliwa na niedolę innych, nie szuka swego, ale pragnie dobra dla drugich; miłości, która służy, zapomina o sobie i gotowa jest do wspaniałomyślnego dawania"
(Jan Paweł II, Sopot 1999).

 

Modlitwa w intencji Ojczyzny to ważny składnik polskiej religijności. Na przestrzeni wieków Polacy wszystkich wyznań składli na ołtarzach swoje prośby, a często również życie, z  myślą o  Najjaśniejszej. W tej modlitwie zazwyczaj byli zgodni. A dzisiaj? Poczucie zagrożenia bytu narodowego, będące istotnym motywem naszego religijnego patriotyzmu, dzisiaj prawie nie dochodzi do głosu. Najmłodszemu pokoleniu Polaków obce jest doświadczenie wojny, ale i stanu wojennego z grudnia 1981 roku. Młodzi Polacy bez obaw uczestniczą w procesach kulturowych wynikających z globalizacji i integracji europejskiej. Czy wobec tego modlitwa za Polskę jest nam nadal potrzebna?

Refleksja nad religijnym wyrazem naszych postaw obywatelskich wydaje się dzisiaj konieczna jeszcze z innego powodu. Badania opinii publicznej, a także przebieg ostatnich kampanii wyborczych dowodzi, że preferencje polityczne Polaków podlegają dość gwałtownym zmianom — nadal silniej motywowane są emocjami niż racjonalną argumentacją. Uliczne protesty i demonstracje nadal stanowią standardowe narzędzie publicznej debaty, to zaś świadczy o poważnej niewydolności istniejących instytucji demokratycznych lub zgoła o braku takich instytucji. Nie tylko ton wielu publicystycznych wypowiedzi, ale również codzienne domowe rozmowy Polaków zdają się potwierdzać, że ogromna ilość naszych politycznych emocji nadal trafia w próżnię bezradności i niezrozumienia. Jeśli zatem spodziewamy się rzeczywistej poprawy losu Polski i jej mieszkańców, to praca nad duchową kondycją narodu wydaje się konieczna.

W czasach minionego reżymu modlitwa za Ojczyznę zazwyczaj opierała się na stereotypach. Niezależnie od tego, czy była to modlitwa prywatna, czy modlitwa wznoszona w uroczystej liturgii, zawsze jej istotny wątek obejmował tamatyę niepodległościową i zmierzł do ocalenia najgłębszej kulturowej tożsamości Polaków przed jakimś zagrożeniem. Paradoks polegał na tym, że od niepamiętnych czasów znacznie łatwiej było nam zdefiniować to zagrożenie niż samą tożsamość, która wszakże miała być głównym przedmiotem tej modlitwy. Zagrożeniem był najeźdźca, okupant, wróg. Nie trzeba go było wymieniać z imienia (uwłaczałoby to zresztą godności samej modlitwy), a i tak wszyscy byli w stanie go rozpoznać. Ta niepodległościowa modlitwa za Ojczyznę ogromnie ułatwiała nam rozpoznanie świata, w jakimś żyliśmy, oraz pułapek, jakie nas otaczały. Akcent padał jednak na owe "pułapki". W sytuacji zagrożenia już samo nazwanie zła po imieniu jest wielką pomocą. Jeśli zatem modlitwa za Ojczyznę pomagała nam tylko w tym jednym, to była czymś naprawdę wielkim. A przecież dawała nie tylko to. Ludzie modlący się za Polskę w noc stanu wojennego nie tylko dowiadywali się, że nogi wroga są gliniane, ale przede wszystkim czuli, że oni sami stanowią wspólnotę. Są razem niezależnie od zagrożeń.

Dzisiejsza sytuacja jest w niczym nie przypomina tamtej. Epatowanie zagrożeniami nie ma najmniejszego sensu i na dobrą sprawę nie jest już praktykowane niemal w żadnej dziedzinie życia. Główny społeczny problem współczesności jest w pewnym sensie odwróceniem problemów, jakie generowało totalitarne państwo. Wtedy rzeczywistość społeczna uwierała nas jak kamień w bucie, była wszechobecna i wszędobylska niczym agent tajnej policji. Dzisiaj jest dokładnie odwrotnie: to, co społeczne i publiczne, wydaje się mało realne, wirtualne, wręcz nierzeczywiste. Przeciętny obywatel odczuwa dotkliwy brak państwa i jego elit. Chce, żeby państwo było bliżej niego i wzięło go w opiekę. Swoje oczekiwania w jakiejś mierze lokuje w idolach kultury masowej, ale także w instytucjach państwa. Trudno mu się pogodzić z tym, że wielu ważnych kompetencji i możliwości powinien szukać gdzie indziej — już to na niższych szczeblach administracji publicznej, już to w stowarzyszeniach, już to w sobie samym. O ile jednak w czasach dwnego reżymu wiele spośród tych oczekiwań mógł kierować en block  ku najwyższym organom władzy (oficjalna propaganda gorąco do tego zachęcała, a inicjatywy obywatelskie były limitowane bądź zwalczane), o tyle dzisiaj rzeczywistość społeczna jest po wielokroć bardziej skomplikowana. Jest normalna i podmiotowa, ale tylko w potencji. Potrzeba nam zatem nowego typu wrażliwości, nowej duchowości patriotycznej i nowej modlitwy za ojczyznę. To, co moglibyśmy nazwać "argumentacją na rzecz heroicznego sprzeciwu wobec zła w obronie godności osoby i narodu", dzisiaj powinna zastąpić kompetentna analiza społeczna poparta pozytywnymi przykładami działań na rzecz dobra wspólnego i zaopatrzona w konkluzję o charakterze praktycznym.

W czasach kłamstwa i pogardy modlitwa za Ojczyznę przywracała siłę naszym myślom m.in. poprzez demaskowanie kłamstw oraz rozbrajanie niskich, agresywnych emocji za pomocą postaw i ideałów ewangelicznych. Nazwać prawdę po imieniu i kochać bardziej, to były największe cele ówczesnej modlitwy za dobro wspólne. Tymczasem dzisiaj ta sama modlitwa musi mieć charakter mniej formalny, a za to znacznie bardziej praktyczny, materialny, konkretny, przedmiotowy. Oczywiście, również dzisiaj idzie o wielkie uczucia i o wielkie sprawy, jednak dzisiaj te wielkie sprawy mają twarz konkretnych problemów konkretnych ludzi. A ponieważ modlitwa nie miejscem na rozwiązywania problemów, a raczej miejscem dzielenia tych problemów z innymi, dlatego celem każdej społecznie zaangażowanej modlitwy nie jest wyjaśnianie, zrozumienie czy rozwiązywanie problemów, ale po prostu wydobycie ich z niepamięci (często obolałej) oraz powierzenie ich wspólnocie braci i sióstr w wierze oraz Bogu.

Dzisiejsza modlitwa za Polskę nie może zatem ograniczać się modlitwy Gedeona przed bitwą (por. Sdz 6,11nn), ale powinna być przede wszystkim spełnianiem Chrystusowego przykazania "jedni drugich ciężary noście" (por. Gal 6,2). Tak, jak kiedyś nadawała imię bezcennym narodowym pamiątkom, o które nikt poza Kościołem nie chciał pamiętać, tak dzisiaj powinna wydobywać z mroków inne, ważniejsze jeszcze skarby — wartości ukryte na dnie ludzkich sumień, zapoznane w gorączkowej debacie, zepchnięte na margines społecznej świadomości. Prawdziwie współczująca modlitwa za bliźnich jest w stanie przekształcić nawet ludzkie niedole w rzeczywisty skarb — właśnie dlatego, że owe niedole odbiera tym, których one dotknęły, czyniąc je własnością tych, którzy przez pamięć na krzyż Chrystusa nie mogą ich przyjąć obojętnie, ani też nie mogą pozostać wobec nich bezczynni. Modlitwa za Polskę naszych czasów to modlitwa, która dole i niedole pojedynczego człowiek a traktuje jak prawdziwy narodowy skarb. Jeśli ten skarb zginie, to my wszyscy staniemy się mniejsi, popadniemy w niewolę egoizmu, większą i dotkliwszą od tych, jakie znamy z historii.  Dostrzeżony, rozpoznany i z pomocą Boską ocalony skarb jednostkowego ludzkiego losu, tylko on, może i nas ocalić, uczynić ludem niepodległym i wolnym.

Niegdyś modląc się za Polskę, przypominaliśmy sobie, że jeden może uratować wszystkich. Sławiliśmy jego wiarę i czyny. Każdy chciał nosić jego imię. Być nowym Hektorem, Walenrodem, Rolandem. Wystarczyło wstąpić w jego ślady. Dzisiaj modlitwa za Polskę powinna nas uczyć, że wszyscy muszą ratować choćby jednego. Jeśli stracił pracę, jeśli pozostaje na marginesie życia zawodowego, jeśli, co gorsze, jest skorumpowanym urzędnikiem, policjantem, wykładowcą, lekarzem, to nie tylko my, ale i on sam już dawno stracił wiarę w to, że kiedykolwiek będzie skarbem dla innych. Tę wiarę jemu i sobie musimy przywrócić. Zrobić to na tyle skutecznie, żeby bezradność, indolencja i autorytaryzm ustąpiły miejsca zwykłej, rzetelnej pracy. Dla niektórych będzie to oznaczać konieczność nabycia nowych kwalifikacji, a dla innych -- pożegnania się z funkcjami publicznymi.

Niewyczerpanym źródłem analiz społecznych jest Ewangelia. To w niej ma swój początek chrześcijańska medytacja o człowieku i o dobru wspólnym. Nasze homilie i modlitwy w intencji Ojczyzny powinny zatem naśladować Jezusa Chrystusa, który nie przechodził obojętnie wobec nikogo, żadnego człowieka, żadnej grupy społecznej, żadnego stanu ludzkiej duszy. Od Chrystusa możemy się uczyć umiejętności rozpoznawania prawdziwej ludzkiej biedy, umiejętności rozmowy z bratem lub siostrą o ich i naszym losie, a wreszcie umiejętności budowania drogi ku dobru, którego źródłem i celem jest Bóg. Poprawna analiza społeczna jest w rzeczywistości umiejętnością słuchania i rozpoznawania konkretnego, najbliżej stojącego mnie człowieka. Czy chrześcijanie nie są najbardziej predestynowani do nabycia tej umiejętności? A czy nabywszy ją, mogą nadal mylić się w swoich wyborach politycznych i zaangażowaniach społecznych? Nie są nieomylni, ale mają wiele danych ku temu, by patrzeć uważniej i życzliwiej, i nigdy bezradnie.

Krzysztof Mądel SJ


Tekst zmieniony. W pierwotnej wersji ukazał się w "Wiadomości KAI" n. 43, 19 października 2000.

Strona domowa

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (39)

Inne tematy w dziale Polityka