Przed Świętami w mojej szkole zorganizowane zostało wydarzenie pod hasłem „ Dwóch rzeczy, których nie potrzebujemy – bomby i prezenty.” Bomby nie budziły moich zastrzeżeń, ale prezenty... W tym haśle zawarta została intencja wyrażenia przekonania, że nasze nadmierne konsumowanie dóbr przyczynia się do głodu w innych częściach Świata. Jeśli więc Święty Mikołaj rozdał swoje dobra ubogim, to obecny festyn konsumpcjonizmu pod hasłem „Ho, ho, ho! Marry Christmas!” jest idealnym wypaczeniem tej pierwotnej idei. Dobrym przykładem mogą być tu skarbonki, które widziałam ostatnio w jednym ze sklepów, a które po prostu ścięły mnie z nóg:
Powiedzieć, że nie potrzebujemy prezentów, jest jednak według mnie zbytnim uproszczeniem. Nie wszystkie prezenty są takie same. Nigdy nie zapomnę, jak kiedyś na studiach koleżanka życzyła mi przed Świętami drogich prezentów. Prezent zaś może być drogi, kupiony na chybcika i bezmyślnie, a może być tani, ale wyrażający chęć wczucia się w potrzeby obdarowywanej osoby. Prezenty mogą być wyrazem zachłanności i braku rozsądku. Mogą jednak być też wyrazem troski o innych, wzajemności. Prezenty mogą być zrobione w braku wiary albo w dobrej wierze i teraz, wracając do domu z tego festiwalu przesady zwanego świątecznymi zakupami, oddycham z ulga i wrażeniem, że jedynym czego chciałam w prezencie, to właśnie ten dom.
W Tym Szczególnym Dniu
Prezentów od Drogich Sercu
Wszystkiego Najlepszego!
Życzy
Magda Zena
Komentarze