Działo się to kilka lat temu.
Na moim osiedlu huczało. Do sąsiada-lekarza zakradał się w nocy jakiś zboczeniec. Stawał na daszku małej szopki, pod oknem nieletnich jeszcze jego córek, machał czarnym płaszczem i prawdopodobnie je podlądał. A kiedy sąsiad wychodził do ogrodu, zboczeniec się ulatniał.
Zaprzyjaźnieni z lekarzem sąsiedzi odbyli naradę wojenną i postanowili, że wezmą sprawy we wspólne ręce, aby dopaść dziada. Trochę to było karykaturalne, a szczególnie gdy sąsiadka, wdowa z czworgiem dzieci /jej mąż zginął na Alasce, w czasie wspinaczki/ stwierdziła: No tak, do młodych dziewczyn to się taki zakrada, a biednej wdowy, to już nikt nie chce podglądać. Do dziś nie jestem pewna, czy mówiła poważnie.
Ustalono, że będą sąsiedzkie dyżury, aby złoczyńcę wyśledzić i pojmać.
Przez kilka dni był spokój. Aż pewnego dnia, gdy dodatkowo wiatr dął okropnie, zboczeniec znów się pokazał i znów na daszku szopki. Sąsiad zadzwonił do "straży osiedlowej", żeby się pojawiła /akurat patrolowano inny kraniec ulicy/. "Strażnicy" przybiegli zdyszani, ale nikogo nie zastali. Tylko sąsiad-lekarz pokrzykiwal do nich z okna: No łapcie go. No przecież, dalej macha łapami. "Straż": Gdzie? Gospodarz domu: No stoi na szopce. I wtedy wszystko się wydało. Gdy było wietrznie, na szopce powiewały dwa naderwane kawałki papy. Z okna sąsiada wyglądało, jakby ktoś stał i machał.
Po akcji, śmiechu było co niemiara. No i po wielodniowych poszukiwaniach, wszyscy mogli odetchnąć z ulgą. Skończyło się na balandze, bo jakoś trzeba było tę stresującą sytuację odreagować.
Podobna komedia pomyłek została przedstawiona w filmie "II Mostro" /Potwór/, gdzie główny bohater Loris / Roberto Benigni/ zalecał się do niewłaściwej kobiety, po czym dziwny zbieg okoliczności doprowadził do podejrzeń , iż jest on seryjnym mordercą, który akurat grasował w okolicy:
Inne tematy w dziale Rozmaitości