maia14 maia14
399
BLOG

Teatr mój "maleńki"

maia14 maia14 Rozmaitości Obserwuj notkę 13

Chyba każdy przechodził w swym życiu okres, gdy usiłował ciągnąć wiele srok za ogon. Ja też tak miałam. I nawet, gdy byłam już w pewien sposób zakotwiczona, to gdy coś interesującego spływało na mnie,  starałam się próbować.

W czasie jednej z  towarzyskich rozmów, ktoś zapytał mnie kiedyś:

- A ty nie chciałabyś zagrać w prawdziwym teatrze, na prawdziwej scenie?

Przyznam, że nie spodziewałam się takiego pytania, więc pokrętnie tłumaczyłam, że raczej nie. Wolę być widzem.

Po jakimś czasie otrzymałam telefon od znajomego, który przekazał mi, iż umówił mnie na rozmowę z pewną panią reżyser, która chciałaby się ze mną spotkać. Byłam trochę wściekła na to, że ktoś chce mnie pchać w coś, do czego nie byłam przekonana. Ale cóż, szanowałam osiągnięcia artystyczne pani reżyser, więc zgodziłam się na spotkanie.

Gdy stawiłam się w jej mieszkaniu, poczułam zapach starych mebli i wdzięk starych koronek. Zauważyłam też stosy książek.Gospodyni była już wtedy bardzo dojrzałą kobietą, z niezwykle misternie upiętymi włosami. A całość rozświetlały krwistoczerwone usta. Na pierwszy rzut oka była osobą władczą, która nie znosiła sprzeciwu, więc pomyślałam: no to wpadłam. Jednak po bliższym poznaniu i przy mieszance jej herbaty /taką tylko u niej piłam/ przekonałam się, że było w niej wiele ciepła i uroku, który zjednywał jej ludzi.

W wyniku naszej pierwszej rozmowy, kiedy to mój "aparat" wymowy i powierzchowności został oceniony pozytywnie, umówiłyśmy się na popracowanie nad interpretacją kilku tekstów, abym później mogła spróbować zaprezentować je w teatrze przed komisją, która ewentualnie zadecydowałaby o przyjęciu mnie na staż teatralny.

Trwało to około miesiąca. W tym czasie poznałam wszystkich aktorów z teatru, którzy wpadali do pani reżyser, aby się wypłakać /bo ktoś rzucił/, aby poprosić o pomoc /nagły atak padaczki/, napić się herbaty /schizofrenik, który tylko na scenie funkcjonował prawidłowo/ itd.

Nadszedł wielki dzień mojego debiutu. Podchodziłam do niego całkiem na luzie, bo coraz bardziej byłam przekonana, że to nie dla mnie.

Komisja była chyba zadowolona z tego, jak zaśpiewałam, zatańczyłam i wyrecytowałam.

Po dwóch dniach od tego wiekopomnego wydarzenia spotkałam się z panią reżyser, która stwierdziła, że jest ze mnie dumna, a jej koledzy chcą mnie zatrudnić w teatrze, tylko muszę miesiąc lub dwa poczekać na etat.

Zadzwonili po trzech miesiącach, ale się wyłgałam.

Dziś pani reżyser już nie ma pośród żywych, a ja mam wciąż w głowie teksty, przy których razem pracowałyśmy i które czasami wykorzystywałam w teatrze życia: "Beniowskiego" Słowackiego z fragmentem: " O! mój Zbigniewie! nie miej ty obawy - Pisała panna.../ czasami wystarczyło zmienić imię/; "Szelmostwa lisa Witalisa" Brzechwy /gdy zauważyłam, że pewien chytrus: "miał na prawym oku bielmo i był szelmą, strasznym szelmą"/ ; "Ostatniego husarza" Mrożka , opowiadanie o Lucusiu, którego orężem w czasach głębokiej komuny był ołówek. Wpadał z nim do miejskich toalet i wypisywał: "precz z bolszewizmem" czy "Generał Franco wam pokaże". Po czym wracał do domu i przed lustrem rosły mu skrzydła bohatera /spotykałam i takich bohaterów/.

Jutro zapalę świeczkę za Panią Reżyser.

 

maia14
O mnie maia14

"Uśmiech wędruje daleko"

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (13)

Inne tematy w dziale Rozmaitości