Egipt wrze. W Kairze, Aleksandrii czy Suezie odbywają się demonstracje.
Prócz ludu egipskiego, swoją pieczeń teraz chcą upiec: Liga Państw Arabskich /jej przewodniczący jest w Kairze na manifestacji/ , zadymiarze z Hamasu i Hezbollahu /już są w Egipcie i mieszają się z tłumem prawdziwie protestujących/ czy duchowni muzułmańscy /twierdzą, że rewolta egipska jest ruchem wyzwolenia islamu/.
Polka mieszkająca w Kairze, stwierdziła, że dziś już trudno dojść, z kim faktycznie trzymają poszczególne grupy protestujących.
A Zachód jest zaskoczony i zdumiony. I nawet trudno powiedzieć, co można - w okolicznościach tego chaosu - zrobić. Wszelkie ruchy przywódców USA - jak i UE - są spóźnione.
Jednak Europa zaczyna się lekko budzić.
W Luton - w Anglii - zapowiadana jest manifestacja przeciw islamizacji. Tam jest nieciekawie, ponieważ Anglicy stanowią 60% ludności, a muzułmanie już 15% i tendencja jest wzrostowa. Ci ostatni nie chcą się integrować z resztą społeczeństwa. Dochodzi do utarczek, a zdarzało się też opluwanie i obrażanie żołnierzy angielskich, którzy wracali do domu np. z Iraku. I, jak wczoraj w tv powiedział jeden z Anglików, ludzie mają dosyć panoszenia się muzułmanów i nawet nie ma pewności, czy ci przechodzący obok nie są terrorystami.
Włosi - natomiast - zaczęli wzmacniać kontrolę swego wybrzeża, ponieważ obawiają się napływu nielegalnych uciekinierów z Bliskiego Wschodu. Dmuchają na zimne.
Może i w innych krajach europejskich obudzi się wreszcie instynkt samozachowawczy, bo jeśli nie, to za jakiś czas może się okazać, iż rdzenna ludność poszczególnych państw, stanie się marginesem we własnych ojczyznach. Wielki islam zrobi z nich obywateli drugiej kategorii, bo niewiernych.
Inne tematy w dziale Polityka
