W Berlinie odbywa się kolejny festiwal filmowy. Pośród wielu filmów pokazano - trwający prawie 2 godz. - dokument niemieckiego reżysera Cyrila Tuschi, pt. "Chodorkowski".
Reżyser nakreślił w nim sylwetką b.magnata przemysłowego, b. szefa Jukosu /a nawet byłego p.o. wiceministra paliw i energetyki Rosji/, Michaiła Chodorkowskiego. I podobno nie przedstawił go, tylko jako chodzącego anioła, bo ukazał jego różne "początki", po drodze do zbudowania fortuny.
Film był kręcony od 2005 r. Są w nim rozmowy z dawnym współpracownikami przemysłowca / o te było najtrudniej/, z rodziną, a także z politykami - rosyjskimi i zachodnimi. M.in. z b.szefem niemieckiej dyplomacji, Joschką Fischerem. Reżyser wykorzystał, także listy, jakie dostawał - od kilku lat - od Chodorkowskiego. Jest też krótka rozmowa - w sądzie - po rozprawie /Chodorkowski siedział za szybą, która oddzielała go od ekipy filmowej/. Sędzia z jakichś przyczyn zezwolił na nią.
Spiralę zainteresowania filmem nakręcił dodatkowo fakt, iż kilkanaście dni przed premierą, włamano się do berlińskiego biura reżysera i skradziono dwa laptopy i komputery stacjonarne, na których znajdowała się ostateczna wersja filmu. Reżysera "zamurowało", gdy spostrzegł, iż nagle znikły efekty jego pracy. Jednak - szczęśliwie - jedna z kopii dużo wcześniej została przekazana organizatorom festiwalu filmowego w Berlinie i dzięki temu premiera mogła się odbyć zgodnie z planem.
Chodorkowski narażał się Putinowi /gdy ten był prezydentem/, wielokokrotnie go krytykując. Jednak najgorszą zbrodnią popełnioną przeciwko władcy Kremla, było budowanie niezależności w biznesie, do której dążył magnat przemysłowy.
Przy okazji kradzieży, Cyril Tuschi znalazl podobno na swoim koncie internetowym wiadomość, iż kradzieży dokonano, bo premier Putin chciał pierwszy obejrzeć film. Głupi żart, albo perfidia służb...
Film - póki co - trafi do dystrybucji kinowej w Niemczech.
Inne tematy w dziale Polityka
