Tym razem załamuje ręce nad Lepperem
"Fakt", słynący z prezentowania na swoich łamach wysokich standardów moralnych, oburza się spotkaniem z Andrzejem Lepperem w jednej z warszawskich szkół (w dodatku liceum):
Po takim koszmarze niejeden rodzic mógłby się zbudzić z krzykiem: na lekcji wiedzy o społeczeństwie jego dorastające dziecko jest uświadamiane przez człowieka skazanego za molestowanie. Tylko, że to wcale nie sen!
Taka lekcja naprawdę odbyła się w warszawskim liceum. Prowadził ją Andrzej Lepper (56l.), bohater słynnej seksafery w Samoobronie. - He, he, rajcuje was to - mówił do dzieci, opowiadając o swych perypetiach.
To brzmi jak kiepski żart, ale to niestety prawda. Leppera zaproszono do I Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie. – Pan przewodniczący Lepper gościł u nas w ramach organizowanej debaty z politykami – mówi Aldona Bałazińska-Lazur, dyrektorka szkoły.
Pani dyrektor sama przywitała lidera Samoobrony, zaprowadziła do sali na wykład i… wyszła. Najwyraźniej nie interesowało ją, co ma do powiedzenia jej młodzieży Lepper – człowiek skazany za seksualne wykorzystywanie partyjnych działaczek na dwa lata i trzy miesiące więzienia.
A pan przewodniczący wśród uczniów jak ryba w wodzie. Nie zraziły go nawet ich pytania, czy nie przeszkadza mu brak wykształcenia. – Nie wstydzę się swego wykształcenia, mądrość od niego nie zależy – odpowiadał im filozoficznie.
Opowiedział też krótko o swoich poglądach politycznych. Ale ożywił się dopiero gdy z sali padło pytanie: – Jak to było z tą seksaferą?
– Młodych to bardzo rajcuje, no nie? – uśmiechnął się do dzieci. I zaczął się przedstawiać im swoją wersję wydarzeń. – Że ja mogłem być o 17 w biurze poselskim w Tomaszowie, odległym od Warszawy o 120 kilometrów, tam miało dojść, do pewnego, zjawiska powiedzmy, z panią Krawczyk i ja miałem zdążyć na 18:00 do telewizji publicznej do programu? O 17 być, załatwić sprawę i i o 18 do telewizji… To jest nie realne! – tłumaczył Lepper.
Zadowolony z siebie przysłuchiwał się wybuchom śmiechu z sali. Na koniec zrobił sobie kilka fotek z dziećmi, pogawędził na boku z ciałem pedagogicznym i wyjechał.
P. Andrzej Lepper to żaden mi brat, ani swat, ale język jakiego używa "Fakt" wobec tego wydarzenia śmieszy. Gazetka, która aby poprawić sprzedaż, umieszcza zdjęcia roznegliżowanych dziewczyn, załamuje ręce nad demoralizacją licealnej młodzieży (w artykule nazywanej maniakalnie "dziećmi"). Hipokryzja redakcji tym podobnych, mówiąc Adenauerem, "g***ych pisemek" nie zna granic. /am/
Inne tematy w dziale Polityka