Na Mszę św. do Nowego Portu wybierały się setki wiernych z różnych zakątków Polski. Z dotychczasowego "domu" zakonnika - Torunia miały wyjechać aż 4 autokary ludzi, pragnących kontynuować swoje uczestnictwo w nabożeństwach. Wśród nich było wiele osób z poważnymi problemami zdrowotnymi.
- Jeszcze dzisiaj rano dzwonił do mnie Maksymin i prosił, abym zrobił na sobotę oświetlenie do nowej monstrancji. Przed chwilą otrzymałem wiadomość, że jednak Mszy nie będzie. Prowincjał chciał wpłynąć na Gwardiana z Nowego Portu, ale ten nie ugiął się i zezwolił na Mszę. Tyle, że załatwiono go w inny sposób - mówi Mirosław Ślęzak ze wspólnoty "UFNOŚĆ".
Wierni do tej pory nie otrzymali odpowiedzi na list, jaki skierowali do biskupa w tej sprawie. - Mamy wiele świadectw ludzi, zarówno spisanych, jak i nagranych, gdzie słyszymy, jak ojcowie oczerniali na kolędzie Maksymina. Nikt nie chce mam pomóc. Działanie prowincjała przechodzi wszelkie granice - tłumaczy mieszkaniec parafii świętych Piotra i Pawła w Toruniu.
Nieprzyjemna atmosfera, jaka panuje na Podgórzu, wywołuje zrozumiałą frustrację wiernych, którzy mają poczucie bezsilności. Dla wielu cierpiących osób, sobotnie nabożeństwo było jasnym światełkiem w tunelu. Nie potrafią znaleźć odpowiedzi na pytanie: "Co teraz?". Gdy niedawno poinformowałem o planowanej Mszy św. w Gdańsku, dostałem liczne maile i telefony od czytelników naszego portalu, którzy pragnęli wziąć w niej udział. Zdecydowali się opowiedzieć mi swoje dramatyczne historie, wytłumaczyć trudną sytuację w jakiej znaleźli się oni sami bądź ich bliscy. Choroby, kalectwo, kłopoty osobiste, depresje... Katalog problemów jest dosyć spory, a sobotnie nabożenstwo dawało tym ludziom nadzieję.
Niestety wierni ze wspólnoty "UFNOŚĆ", jak i sam zakonnik znaleźli się w matni. Chociaż przedstawiciel Watykanu poinformował jednego z członków wspólnoty, że grupa modlitewna ma prawo do prowadzenia dalszej działalności, prowincjał o. Filemon Janka jest nieugięty. Cui bono?
Artykuł ukazał się na portalu Fronda.pl