Aleksander Majewski Aleksander Majewski
1345
BLOG

Papieżyca Hennelowa, czyli Kościół wg Wiśniewskiej

Aleksander Majewski Aleksander Majewski Polityka Obserwuj notkę 9

Niezawodna Katarzyna Wiśniewska znowu atakuje. Tym razem pretekstem do kolejnej ofensywy publicystki "Gazety Wyborczej" jest nowa książka Józefy Hennelowej "Otwarty, bo powszechny. O Kościele, który może boleć". Szkoda, że Wiśniewska, zapatrzona w nobliwą redaktorkę, przeczy własnym słowom, a w swoich szarżach, coraz bardziej przypomina jeźdźca bez głowy.

 
 
Artykuł Katarzyny Wiśniewskiej "Kościół głuchy, bo nie słucha", którym uraczyła nas dzisiejsza "Gazeta Wyborcza", to bardziej apologia wieloletniej dziennikarki "Tygodnika Powszechnego", niż recenzja czy nawet rzetelna analiza dorobku Hennelowej. Ot, znów mamy do czynienia ze starą śpiewką środowisk katolewicowych, że Kościół po latach prześladowań za czasów PRL, aż do przeady odrobił stracone lata.
 
I co najbardziej boli w Kościele? Ano to, że gdy Sejm w grudniu 1989 r. zmieniał w Polsce godło, posłowie Marek Jurek, Jan Łopuszański i Stefan Niesiołowski (tak, ten sam Stefan Niesiołowski!) zażądali, aby koronę orła zdobił krzyż. Podobnie bolesnym przeżyciem dla dziennikarek było wprowadzenie religii do szkół. "W pośpiechu, bo Kościołowi zależało na czasie. Wedle Hennelowej zabrakło w tej kwestii namysłu, czy Kościół i szkoła są przygotowane na taką zmianę. I czy to dobrze, że katecheta jest niemal wyjęty spod kontroli władz świeckich" - pisze rozżalona dziennikarka.
 
Kolejnym bólem jest to, że konkordat dał Kościołowi poczucie bezpieczeństwa. "Ma jednak rację Hennelowa, twierdząc, że gdybyśmy go nie podpisali, Kościołowi paradoksalnie mogłoby to wyjść na korzyść. Zwykli katolicy czuliby się bardziej odpowiedzialni za Kościół, skoro nie wyręczałoby ich w tym państwo" - pisze Wiśniewska. Co ciekawe, ta sama publicystka z podobnym namaszczeniem powtarza dramatyczne pytanie Hennelowej: "Dlaczego mój Kościół musi być aż tak po świecku zapobiegliwy?". To jak: musi umieć sobie radzić czy - w swojej nieporadności - liczyć na pomoc państwa? Czytelnik powoli zaczyna się gubić w meandrach myśli Józefy Hennelowej i jej uczennicy - Katarzyny Wiśniewskiej.
 
Podobnie mętnie przedstawiają się poglądy dziennikarek ws. zabijania nienarodzonych dzieci. "Hennelowa była na straconej pozycji. Hierarchia i tzw. porządni katolicy nie chcieli rozwiązać problemu aborcji, ale pokazać, że stoją po jasnej stronie mocy. W końcu od Marka Jurka usłyszała wtedy, że trzeba "być za życiem", nawet jeśli ustawa nie będzie działać. A pewna lekarka, matka szóstki dzieci, z troską pytała w liście, czy władza uderzyła jej do głowy" - rozpacza Wiśniewska, pochylając się nad biednym losem swojej mistrzyni.
 
Doprawdy, straszne! Jak katolicki poseł mógł powiedzieć, że trzeba "być za życiem"? Jak on mógł? Wstyd, Panie Marszałku! Podobnie wstydzić się powinna wspomniana matka i lekarka, przez którą publicystka "Tygodnika Powszechnego" była na "straconej pozycji". Wstyd, Pani Doktor! Nie wiem tylko, co Wiśniewska rozumie przez określenie "porządni katolicy", podobnie jak nie rozumiem określenia "jasna strona mocy". Albo nazywamy się katolikami i respektujemy zasady Kościoła albo nie. Droga wolna, nikt do niczego nie zmusza. Najbardziej jednak zaskakuje mnie określenie "rozwiązanie problemu aborcji". Co Wiśniewska rozumie przez to, że hierarchia i "porządni katolicy" nie chcieli "rozwiązać problemu aborcji"? Ich sprzeciw wobec swobodnego zabijania nienarodzonych dzieci?
 
Używanie takich sformułowań, wzbudza jednoznaczne skojarzenia z nazistowskim "rozwiązaniem kwestii żydowskiej". Zwolennicy zabijania ludzi zawsze używają delikatnych sformułowań. Mam nadzieję, że nie o to chodziło p. Wiśniewskiej...
 
 
Artykuł ukazał się na portalu Fronda.pl
 

Robotnik słowa, autor książek. Kontakt: alekmajewski@wp.pl Aleksander Majewski Utwórz swoją wizytówkę

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (9)

Inne tematy w dziale Polityka