Jarosław Kaczyński udzielił obszernego wywiadu, w którym pełno gładkich słow, a żadnych konkretów. Co ciekawe, nawet kiełbasą wyborczą niespecjalnie zanęcił. Ot, będzie pracował, aby Polska była nowoczesna. Co to znaczy? Nic. Panuje nastrój pojednania i gotowości do kompromisów (nie Jarosław jest gotowy, ale taka atmosfera panuje, rozumiecie) do pracy w strefach niemożności. Co to znaczy? Znów nic.
Ot, komunały.
Nie ma zapowiedzi, czy podpisałby taką, a taką ustawę, że zawetowałby inną. Nie mówi o stanowisku wobec tej, czy innej reformy, czy zamiarach wobec jeszcze innej decyzji.
Ale z drugiej strony po co?
Żadnej zmiany przecież nie było. Może nie będzie już słów o "ZOMO", bo Jarek wyciągnął wnioski, ale poglądów przecież nie zmienił. Wciąż nie ufa obywatelom i jest przeciw odpowiedzialności obywatelskiej i wolności gospodarczej, więc stosunek do reform i zmian ma dokładnie taki sam, jak miał. Jak ma PiS.
Przejdźmy do Bronka. Ten w ogóle nic nie mówi. No ale i też nic mówić nie musi - u niego tak samo z poglądami, jak u Jarka, tyle że związek przyczynowo-skutkowy jest nieco inny. Tam Jarek decyduje o poglądach PiS, tutaj PO decyduje o poglądach Bronka (może to i bardziej skomplikowane, ale dla celów tej dywagacji to uproszczenie wystarczy).
Stoję więc przed wyborem dwóch kandydatów - o jednym wiem, co będzie robił, bo się nie zmienił, a mimo rezygnacji z prezesury, partia pójdzie za nim, jak w dym. Co do drugiego jednak sam nie wiem. Teoretycznie PO chce reformować kraj z grubsza (bardzo grubsza) w kierunku pożądanym przeze mnie, ale póki co, nic z tego specjalnie nie wynika. Do tej pory tłumaczyli się prezydentem, który wetował, bądź zapowiadał weto wszystkich odważniejszych ruchów.
Ruszą z tymi reformami, czy nie ruszą, jak Bronek będzie podpisywał wszystko, jak leci? No i czy te reformy będą na tyle odważne, żeby faktycznie cokolwiek zmienić?
Czas powiedzieć do Tuska: SPRAWDZAM!