Jakiś czas temu wpadła mi w ręce nowa powieść Agnieszki Peszek - autorki, o której to już wspominałam tutaj. "Krew na rękach" zrobiła na mnie duże wrażenie, dlatego też z ogromną ciekawością sięgnęłam po "Paprotniki" - i nie rozczarowałam się. Książka wciąga tak na prawdę od pierwszych stron.
To co urzekło mnie najbardziej to umieszczenie akcji w dwóch wymiarach czasowych. Z jednej strony mamy wydarzenia z przeszłości - które niewątpliwie ukształtowały głównych bohaterów, a także mają wpływ na teraźniejszość, z drugiej zaś to co dzieje się dziś. I to co podoba mi się u Peszek najbardziej - że nic nie jest do końca takie oczywiste.
Autorka stworzyła żywych (z krwi i kości), niebanalnych bohaterów - czyli to co tygryski lubią najbardziej. Nic mnie tak nie męczy w książkach (i filmach) jak płaskie, jednowymiarowe i nudne postacie - u Agnieszki Peszek na pewno tego nie ma. Każda z postaci mogłaby być kimś z naszego otoczenia - znajomym, kolegą z pracy czy sąsiadem- co może przyprawić o gęsią skórkę... szczególnie gdy ma dość nietypowy sposób rozładowywania frustracji i napięcia jakim jest krzywdzenie ludzi...
Książka, jak wspomniałam wcześniej wciąga od pierwszych stron, a historia powoli i niebanalnie rozwija się zaskakując czytelnika niespodziewanymi zwrotami akcji. Tytułowe Paprotniki to małe miasteczko w pobliżu Warszawy, w którym dzieje się dominująca część akcji. Spokój mieszkańców burzy niespodziewane morderstwo młodej dziewczyny... Nie zamierzam jednak spojlerować tutaj fabuły - gdyż liczę, iż sami zapragniecie sprawdzić jak potoczyły się losy Basi Domańskiej i jej rodziny oraz kto był mordercą.
Tych z Was, którzy czytali wspomnianą na początku "Krew na rękach" zaręczam, iż "Paprotniki" nie są po prostu nudnym sklonowaniem fabuły, a zupełnie odrębną historią napisaną z pazurem. Z racji jesiennej aury za oknem zachęcam zatem do sięgnięcia po tę pozycję :)
Inne tematy w dziale Kultura