I chyba przestanę czytać doniesienia z frontu walki z wirusem. Siedzę sama w domu i jakoś tak mi smutno, dziwnie. Czuję niepokój i ścisk w żołądku tak, jakbym miała za chwilę ważny egzamin.
Zjadłam Grześka na pocieszenie, tak mi się wydawało, jednak jakoś mój ulubiony wafelek nie zadziałał. Może to perspektywa wolnego weekendu tak mnie przymula, nie wiem? Jak jestem w pracy, to jakoś tak czuję się lepiej i bezpieczniej.
Nie chcę dopuszczać, że ogarnia mnie panika, bo raczej jestem osobą pozytywnie myślącą, to jednak tego nie ogarniam. Czy tylko ja tak mam?
Każdy na swój sposób radzi sobie z niekomfortową sytuacją, jedno żartują, wyśmiewają, inni tworzą dziwne narracje, a ja się denerwuję.
Jakieś zalecenia, byle nie alkohol, bo nie piję, choć syn podrzucił mi ćwiarteczkę spirytusu, kilka paczek gazy, a ja zaopatrzyłam się w lukrecję i w międzyczasie podjadam. Kolejne zadanie, doświadczenie, choć nie powinno być moim udziałem, to jednak się dzieje.