Okazuje się, że niewinne wyrażenie emocji za pomocą znaku graficznego, może wkurzyć pracodawcę i ten sięgnie po drastyczną metodę - zwolnienie pracownika. Nie tylko słowne wyrażenie negatywnego stanowiska naraża na sankcje, więc lepiej ugryźć się w "język", niż narazić.
Sprawa dotyczyła pielęgniarki i jej profilu na fejsbuku
"W jednym z kwietniowych wydań „Przeglądu” opisano przypadek {TU} pielęgniarki, która miała zostać zwolniona dyscyplinarnie z pracy w związku z aktywnością w mediach społecznościowych. Nie przypadła ona bowiem do gustu pracodawcy. Konkretnie chodziło m.in. o wstawienie na Facebooku ikonki „zdziwionej buźki” pod informacją o wznowieniu budowy bloku operacyjnego szpitala i o polubienie artykułu o przywróceniu przez sąd do pracy zwolnionych pracowników szpitala."
W sumie nic zdrożnego, a jednak można ponieść konsekwencje za sprawą uczynnych znajomych. Nie sądzę, że pracodawca tak wnikliwie śledzi pracowników, by wiedzieć co, gdzie i kiedy ktoś napisał, czy zareagował negatywnie, nie mówiąc już o polubieniu jakiegoś artykułu.
Skrajność zaczyna gonić skrajność i nadgorliwość, bo jednak waga takiej zdziwionej buźki, czy lajk jest, co tu dużo mówić niczym w porównaniu z paszkwilami, które serwują nam różni ludzie i jakoś nikt ich z pracy nie zwalnia.