Marcin Wiśniewski Marcin Wiśniewski
216
BLOG

Absurdalne zmiany w Kodeksie Drogowym, czy potrzebne???

Marcin Wiśniewski Marcin Wiśniewski Polityka Obserwuj notkę 12

Kiedy pierwszy raz usłyszałem o tym, że w planach jest zwiększenie mandatów za szybką jazdę, wzamian za zniesienie punktów karnych, traktowałem to jako brednię napisaną w gazecie, bardziej z uwagi na brak wydarzeń minionego dnia do opisywania, aniżeli plan, który ma wejść w życie już niedługo.

 Z uwagi na to, że za zdjęcia z fotoradarów "nie przyznaje" się punktów karnych policjanci też nie powinni tego robić. Bo wygląda to tak, że za ten sam czyn jest inna kara. Czy dobrą drogą jest pójście w stronę wysokich grzywien kosztem punktów?

 Nie sądzę.

 Coraz więcej ludzi ma gdzieś to, czy zapłacą 200 zł grzywny czy 1000, ponieważ ich dochody są na tyle wysokie, że tego nie odczują. Ktoś może powiedzieć: "jak dostanie 4 takie mandaty w miesiącu to się nauczy". Uwazam, że to błędne myślenie, gdyż wtedy taki człowiek pomyśli, no spotkał mnie pech. Po chwili sobie przypomni, że w swoim życiu dostał może kilka mandatów. Zawsze kiedy się spieszył ktoś mu mrugnął światłami, czy dał znać przez CB Radio. Wtedy ów jegomość jest już pewny - to tylko PECH. Mandat, który ma być lekcją raczej tyczy się klas mniej zamożnych, a szybkie fury częściej raczej mają ci, których na to po prostu stać. Omijam tutaj kwestie związane z lepszymi hamulcami, przyczepnością itp. bo nie o to tu w tym momencie chodzi. Może tutaj nie jest tak do końca, bo i autem za 3000zł można się mocno rozpędzić, ale fakt, że na bogatych taka kara nie zadziała jest raczej nie do obalenia. Jeśli mamy do czynienia z punktami - tutaj wszyscy kierowcy są równi.

Drugim ważnym argumentem jest korupcja. Wysokie kary to większe możliwośći dla lewego załatwienia sprawy. Kiedy kierowca ma możliwość ryzykownego wspomożenia policjanta kwotą 100zł, a bezpiecznym wspomożeniem Skarbu Państwa kwotą 200zł, raczej wybierze to drugie. Kiedy różnice będą mniej więcej na poziomie 200zł : 1000zł tutaj pewność też jest, tyle że raczej po drugiej stronie. Znowu ktoś może powiedzieć: "I co myślisz, że przełożeni się nie zdziwią, jak nagle policjant wróci z postoju z wielokrotnie niższą skutecznością, jeśli chodzi o wystawienie mandatu??" Tutaj też jest rozwiązanie. Dajmy na to ktoś ma zapłacić 1000zł grzywny za przekroczenie prędkości o 50 km/h. Co można zrobić? Poprosić policjanta niech wypisze mandat na 400zł (20 km/h), dając mu 100 czy 200zł do kieszeni.

Nie chcę wskazywać, ze wszyscy policjanci to łapówkarze, ale nowe przepisy będą na pewno bardziej korupcjogenne.

Wydaje mi się, że możliwość utraty prawa jazdy jest bardziej bolesna, niż nawet te kilka stówek, więc nowe przepisy raczej bezpieczeństwa nam nie poprawią, a  tylko pogorszą.

 W niektórych krajach płaci się mandaty w zależności od dochodu. Wg mnie jest to również niezdrowe rozwiązanie, bo im mniej urzędników wie, ile zarabiamy tym lepiej. Poza tym kwestie biurokracji rozrastają się w tym przypadku.

 Przed chwilą wpadł mi do głowy pomysł, że przy proponowanych zmianach (zniesienie punktów) możnaby płacić mandaty w zależności od tego, jaki samochód się poprawi. Jest to w jakiś sposób pochodna dochodów, bez zbędnego patrzenia w portfel obywatela. Policjant brałby dane z dowodu rejestracyjnego dotyczące marki i rocznika samochodu (ew. przebiegu), co przekładałoby się na mandat.

Jeśli ktoś biedny pożyczyłby auto bogatego wujka, wtedy się po prostu chłopaku pilnuj na drodze.

Ktoś powie: "To głupie, bogacze będą specjalnie kupować tańsze auta". - Może i głupie, ale na pewno nie głupsze, niż proponowane zmiany.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka