marcins marcins
168
BLOG

Amerykańskie wzorce? Tak, ale niekoniecznie te dobre

marcins marcins USA Obserwuj temat Obserwuj notkę 3

Wczoraj na Twitterze napisałem, że amerykanizujemy naszą politykę, ale bierzemy z niej  tylko to, co złe. Mam sąsiada, którego córka mieszka w USA i on dość chętnie opowiada o tym, co się dzieje za oceanem. W dużym uproszczeniu (bo łatwiej jest nam rozmawiać o tym co się dzieje w naszych przydomowych ogródkach, niż o politycznej nawalance, choć obaj mamy podobne poglądy) powiedział mi, że w USA albo jesteś republikaninem albo demokratą, ze wszystkimi konsekwencjami swoich politycznych wyborów. Na szczęście poziom „debaty publicznej” w Polsce nie jest jeszcze tak niski jak tam. W Stanach za sympatyzowanie lub przynależność do określonej grupy politycznej można w biały dzień oberwać na ulicy, a odzywki w stylu „republikanina / demokraty tu się nie obsługuje” są na porządku dziennym. Bardzo fajnie ujęto to w serialu „Good Fight”, gdzie czarnoskóry adwokat miał problemy w firmie, bo głosował na Donalda Trumpa (serial się zaczyna właśnie od zaprzysiężenia obecnego prezydenta). Polityczna naparzanka w życiu przeciętnego Amerykanina jest gdzieś zawsze w tle, choć często nie jest to dostrzegalne. I jeszcze jedno: każdy określający się mianem „niezależnego” jest w rzeczywistości postrzegany, jak przysłowiowa „baba z brodą”, czyli jako swoiste dziwadło.


Podobnie zaczyna się robić u nas. Niestety, morderstwo na tle politycznym już mieliśmy (nawet dwa, licząc zabójstwo prezydenta Narutowicza). Nic jednak nie nauczyło to polityków, którzy dzień w dzień, program w program, cały czas rzucają pod swoim adresem oskarżenia, kłamstwa i niewybredne „żarciki”. Społeczeństwo to widzi i… robi to samo, co politycy. Tyle tylko, że zaczyna się to przekładać na relacje rodzinne i sąsiedzkie, a często także biznesowe. Temu zbiorowemu szaleństwu poddają się i sprzątaczki i ludzie legitymujący się tytułami profesorskimi. I o ile sprzątaczki możemy zrozumieć, bo osoby zajęte swoją ciężką pracą mogą nie „łapać” pewnych niuansów (choć też przecież mają swój rozum), o tyle naparzanka w wykonaniu profesorów zaczyna już zadziwiać. Dodatkowo sytuację podkręcają mediaworkerzy, którzy z każdej sytuacji potrafią zrobić polityczne „z igły widły”. Całość schodzi na nas wszystkich, a my – chcąc nie chcąc – brniemy w polityczne szambo.  Dochodzi do tak kuriozalnych i strasznych zarazem rzeczy, że za poglądy wyrzuca się spod opieki osoby niepełnosprawne (przykład pani Derewienko), czy rezygnuje się z konkretnych usług (przypadek pana Pellowskiego). A miliony Polaków, korzystając z wolności słowa i anonimowości w sieci, obrzucają się nie tylko błotem, ale wręcz czymś, co pachnie jeszcze gorzej, traktując swojego oponenta jak rzecz, a nie jest równą sobie osobę. Skala politycznego hejtu i naparzanki w ogóle zwiększa się w okolicach wszelkiej maści wyborów i osiąga swój punkt kulminacyjny nie tyle w ich dniu, co przez kilka kolejnych dni po nich. Zaczynają się akcje typu deklaracje „wyjeżdżam stąd!”, „to nie mój prezydent!”, zrywanie kontaktów towarzyskich, tylko dlatego, że druga osoba ma inne poglądy, czy wręcz nawoływanie do bojkotu konsumenckiego produktów krajowych lub regionalnych. Brakuje chyba tylko wysyłania przeciwników do obozów koncentracyjnych, czy wręcz do komór gazowych.


Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie można tego zatrzymać. Nie zjednoczyły nas ani śmierć Jana Pawła II (to był moment przełomowy, bo do tego czasu dziwnym trafem Polacy trzymali się jakoś razem, dopiero potem było gorzej), ani katastrofa smoleńska (która – po chwilowym otrzeźwieniu – raczej pogłębiła podziały), ani nawet pandemia. Polityczna nienawiść jednych do drugich postępuje wręcz wykładniczo, i nie ma nikogo mądrego, który by to szaleństwo zatrzymał. Cala nadzieja jest w nas samych. Ktoś wreszcie musi dostrzec, że ma do czynienia z politycznym teatrzykiem dla ludności. Inaczej śmiem przypuszczać, że prędzej czy później jako naród i państwo tak bardzo będziemy wewnętrznie pęknięci, że żadna siła tego nie poskleja. Jak to się skończyło wiemy z przeszłości. Na to, żeby się obudzić jest już naprawdę ostatnia chwila.

PS. Chętnym polecam do poczytania:
http://cbu.psychologia.pl/uploads/f_bulska/Polaryzacja%20polityczna%202.pdf


marcins
O mnie marcins

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka