Prezydent Bronisław Komorowski postanowił uhonorować trzech polityków byłej opozycji oraz biskupa Orszulika Orderami Orła Białego. Nie podoba mi się ta decyzja.
Nie chodzi tylko o skład odznaczonych, choć jest bardzo niejednorodny. Dla mnie zasługi Adama Michnika są bezdyskusyjne, a podwładny premiera Jan Krzysztof Bielecki, mąż minister edukacji Aleksander Hall i emerytowany biskup nie dorównują zasługami naczelnemu Gazety Wyborczej. Zostawmy skład, tu prezydent ma wolną rękę. Jednak po raz pierwszy wręczając odznaczenia w Święto Niepodległości mógł zadbać o uniknięcie wrażenia, że wyróżnia swoich. Chcąc nie chcąc, jego decyzja wygląda na lustrzane odbicie zachowania poprzednika. On też eksponował swoich.
I drugi powód mojego braku akceptacji. Kapituła Orderu Orła Białego jest po to, aby była traktowana poważnie. Nieprzychylnych sobie członków Komorowski mógł przekonać albo wymienić. Nie powinien jednak nikogo lekceważyć, a tak zrobił. Zaświadczają o tym jego "srebrne usta", minister Nowak, który z właściwym sobie wdziękiem poinformował, że Kancelaria pisemnie zapytała Kapitułę o opinię. Członkowie Kapituły dysponują najbardziej elitarnym orderem w Polsce. Jest ich niewielu i zasługują na coś więcej niż obiegowe pismo w sprawie zamiarów prezydenta. Niezależnie od prezentowanych poglądów, mieli prawo się obrazić.
To prawda, że Aleksander Kwaśniewski miał wielką ochotę odznaczyć Adama Michnika. Powstrzymał się, gdy był dekorowany Kuroń, a potem czekał na bardziej odpowiedni moment. Za czasów prezydenta Kwaśniewskiego były liczne kontrowersje w Kapitule. Na przykład przetrzymywano wnioski, ale nigdy nie było publicznej awantury wokół odznaczonych. Zaistniała sytuacja okopuje prezydenta we własnym obozie i będzie mu długo wypominana. Szkoda.
Inne tematy w dziale Polityka