Nie takie wyniki wymarzyli sobie premier z prezesem. Platforma miała utwierdzić hegemonię, a Jarosław Kaczyński liczył na strzelenie gola kontaktowego. Nie udało się ani jednemu, ani drugiemu. Na miejscu Donalda Tuska sięgnąłbym teraz do doświadczeń SLD, który kilka lat temu, w podobnej sytuacji, też niby wygrał wybory. Z kolei prezes objaśnił, że na drodze do zwycięstwa PiS-u stanęła "perfidna gra" Kluzik-Rostkowskiej, którą – jak wiadomo – on sam wyrzucił z partii. Przynajmniej wie, do kogo adresować pretensje.
A teraz o wygranych. Jest nim tylko SLD, bo wynik PSL-u jest niespodzianką tylko dla tych, co święcie wierzą w sondaże. My natomiast udokumentowaliśmy trwałą tendencję wzrostową. Nasi kandydaci, w kilkunastu miastach i miasteczkach, przeszli do drugiej tury wyborów. Słowem – krok do przodu. I to jest jedyne novum na samorządowej mapie Polski. Zobaczymy teraz jak liczby przełożą się na koalicje wojewódzkie – to będzie sygnał, czy w polskiej polityce jest możliwa nowa jakość.
Inne tematy w dziale Polityka