Jeden z klasycznych schematów kryminału przewiduje, że dobry agent popada w konflikt ze swoją firmą, a ta ściga go po świecie używając wszelkich możliwych sztuczek, technologii, telekomunikacji, satelitów i innych agentów.
Losy Juliana Assange'a, redaktora naczelnego WikiLeaks, wyglądają podobnie. Podpadł Wielkiemu Brata i ma kłopot. Nagle okazało się, że gwałcił i oszukiwał. Jego legalna firma wyrzucana jest z kolejnych serwerów, rzecz jasna nie za przeciek, ale z innych, "biznesowych powodów". Zmówili się też anonimowi hakerzy, którzy blokują odradzające się strony WikiLeaks.
Do akcji oczywiście nikt się nie przyznaje. Gdyby jednak zadać pytanie – cui bono?(komu to służy?) odpowiedź jest jednoznaczna. Wyeliminowaniem Assagne’a najbardziej zainteresowani są Amerykanie, a chętnie pomagają im inne potencjalne "ofiary" przecieków.
Jest więc ofiara, nagonka i pościg. Nikt nie mówi o prawie, racjach i sprawiedliwości. Jeśli to rzeczywiście Amerykanie, to kompromitują się właśnie po raz drugi. Najpierw nie byli w stanie upilnować swoich tajemnic, a teraz prawdopodobnie podejmują działania nielegalne i nieskuteczne.
P.S. Jutro o 10:55 zapraszam do programu Bogdana Rymanowskiego "Kawa na ławę" w TVN24.
Inne tematy w dziale Polityka