Już w latach trzydziestych w Hollywood uchodziła za psychologiczną osobliwość, wręcz kalekę. Swojej prywatności strzegła obsesyjnie, wtedy też zaczęły się u niej pogłębiać stany niemożliwej do uśmierzenia bezsenności.
„Syndrom Grety Garbo” wkrótce oznaczał osobę introwertyczną, unikającą jakichkolwiek kontaktów ze światem zewnętrznym. W popularnych książkach dla parkinsoników do dziś pojawia się test: „Czy pogrążasz się w syndromie Grety Garbo i jak temu przeciwdziałać ?”
Jednak wszystko zaczęło się w roku 1919. Pod koniec tegoż roku rozchorował się Karl Alfred Gustaffson, ojciec Grety. Pielęgnowany troskliwie przez rodzinę, zmarł jednak w roku 1920. Pomiędzy latem 1920 roku, a połową 1921, coś niezwykłego przydarzyło się jego piętnastoletniej córce. Mówiono o chorobie nerwowej, co do której pewne jest tylko, że Greta na kilka tygodni musiała wyjechać na wieś. Do przyjaciółki posłała później list:„Mówiąc całkiem szczerze, nie myślałam o Tobie z tej prostej przyczyny, że nie myślę o niczym. Stałam się zupełnie obojętna na wszystko.”
W roku 1925 Greta Garbo przybyła do Berlina, aby zagrać w filmie„Zatracone ulice”. Pierwsze ujęcia pokazały nerwowe drgawki jej policzka, nie była w stanie opanować tiku. Operator Guido Seeber nie dał jej obejrzeć ani metra taśmy i zalecił krótki odpoczynek. Także po kolejnym uruchomieniu kamery Seeber ujrzał, że dziewczyna jest kompletnie rozstrojona nerwowo. Jedyny pomysł, jaki przyszedł mu do głowy, to filmowanie Grety na zwolnionych obrotach. Pomysł okazał się dobry. Dziwaczna nerwowość panny Garbo rozpłynęła się w majestatyczności ruchów i gestów.
W Ameryce jej styl życia szeroko opisują gazety. Wstawała o siódmej rano. Właściwie nie wstawała, nie budziła się, o tej porze jadła w łóżku obfite śniadanie, od końca lat dwudziestych cierpiała na permanentną bezsenność.
Na próby konwersacji najczęściej odpowiadała monosylabami. Mówiono o jej „wrodzonej apatii”, uchodziła za osobę w codziennych kontaktach kłopotliwą i dziwaczną.
W życiu towarzyskim Hollywood właściwie nie uczestniczyła. Nigdy nie zdarzyło się, aby zaproszona przybyła na przyjęcie, niekiedy jednak przychodziła bez zaproszenia. Virginia Peterson Ross w piśmie „New Yorker” opisała jej niespodziewane przyjście na raut:
„Siedziała w milczeniu, podczas gdy wszyscy wymieniali z rzadka uwagi o pogodzie i obrzucali ją ukradkowymi spojrzeniami. Była sama, odizolowana dziecinnym brakiem zainteresowania, milcząca, nieswoja, nieprzystępna. Nie chciała, a może nie potrafiła się dostosować do konwenansów życia towarzyskiego. Uczyniła wielki wysiłek, by się zjawić, i teraz niezręcznie kryła się za swoją urodą. Przyjęcie wkrótce się skończyło. Garbo zmroziła nastrój wieczoru”.
Karen Swenson, słynna biografistka aktorki, poświęciła sporo uwagi zdrowotnym kłopotom Grety. Recenzenci „Greta Garbo. A Life Apart” zżymali się jednak na „ często nieznośnie bezcelowe” dociekania autorki:
„Dla przykładu, sprowadza różnorodne sprzeczne wyjaśnienia epizodu jej choroby do jednej diagnozy, złośliwej anemii, udziela szczegółowych objaśnień medycznych, i wtedy umieszcza przypis do opinii, wedle której Garbo prawdopodobnie wcale na tę chorobę nie cierpiała [...].”
„Pernicious anemia”, czyli anemię złośliwą, znaną też jako choroba Addisona - Biermera rozpoznano w XIX wieku. Powodowała śmierć po kilku latach od zachorowania i wiązała się z niedoborem witaminy B12.
Niedobór witaminy B12 skutkuje między innymi zaburzeniami w funkcjonowaniu mózgu i układu nerwowego.
U chorych obserwuje się przewlekłe stany rozdrażnienia, irytację, lęki, depresje, zmęczenie, drętwienie rąk i nóg, trudności z chodzeniem, jąkanie się, bezwład umysłowy i fizyczny, drętwienie, mrowienie, utratę pamięci, dezorientację, zmiany w tkance nerwowej, postępującą demencję.
Brak witaminy B12 towarzyszy ciężkim schorzeniom neurologicznym, takim jak choroba Alzheimera.
Jest oczywiste, że Greta Garbo nie mogła chorować na złośliwą anemię. Już od 1926 roku wiadomo, że podawanie chorym zwierzęcej wątroby powoduje cofanie się objawów choroby Addisona - Biermera. Autorzy tego odkrycia otrzymali w roku 1934 Nagrodę Nobla. Wkrótce można ją było skutecznie leczyć nie tylko jedząc wątróbki. Greta Garbo, z dużym majątkiem i gronem oddanych, dyskretnych wielbicieli, była leczona na najbardziej wymyślne sposoby. Co ważniejsze, jej historia jest inna niż losy osób cierpiących na złośliwą anemię.
Tak jak pogrążony w katatonii Niżyński kontaktował się ze światem poprzez taniec, poza obiektywem kamery Greta Garbo zamierała. W roku 1949 roku Greta zgodziła na próbne zdjęcia do filmu „La duchesse de Langeais”, według Balzaka. Operator James Wong Howe spisał we wspomnieniach:”...gdy kamera poszła w ruch (a test był niemy i słychać było szmer motoru), ona zaś usłyszała terkot kamery – jej twarz natychmiast się zmieniła, jej siła ekspresji, jej cały emocjonalny nastrój ożył i zmienił ją kompletnie. Było to nie do uwierzenia, było to po prostu wspaniałe. Zacząłem zdjęcia, stosując ogólne oświetlenie, ale ona dodała mi bodźca i zacząłem operować światłem, zmieniać wszystko, jakby te kilkaset metrów taśmy miało przejść do historii. Ona zaś była jak koń na torze: na początku nic, potem dzwonek i wtedy coś fascynującego zaczęło się dziać. Potem zdjęcia się skończyły (...) i ona znowu była niczym.”
Inne tematy w dziale Kultura