Co roku od kilku lat planuje majowe wypady Bałtyk. W założeniach miał być rejs flotyllowy: trzy jacht płynące za legendarnym Zawiszą Czarnym na Bornholm. Jak mawiają starzy żeglarze: na morzu się nie planuje.
Zacznijmy od początku!
Ofertę rejsu otrzymałem od zaprzyjaźnionych żeglarzy ze Stalowej Woli. Wraz z moją lepszą połówką Ewą po krótkiej chwili zastanowienia zdecydowaliśmy się na rejs, niebaczni zimowych zapowiedzi. Tym bardziej że kwiecień był naprawdę ciepły.

dziki w Górkach Zachodnich
Górki Zachodnie witają nas stadem dzików które nic sobie nie robią z samochodów, ludzi i spokojnie żerują na na śmietniku. . Na przystani odbieraaaaaaaaaaaaamy jacht, S/Y Rzeszowiak od armatora i ta czynność przedłuża się do 6 godzin, o tym pod koniec relacji. Razem z nami w flotylli płynie z młodą , ale już doświadczoną załogą, jacht Chiron.
Po zamustrowaniu się, przed zmierzchem wypływamy w kierunku Helu. Kurs kompasowy 000 i po dwóch godzinach piłowania silnika stajemy w porcie. Wieczorem, a jakże uderzamy do słynnej tawerny Capitan Morgan.

Autor za sterem Rzeszowiaka
Rano wyruszamy do portu w Gdyni aby spotkać się z Zawiszą Czarnym i z jego załogą złożoną z mieszkańców Tarnobrzega, której przewodził Tadzio, komandor Jacht Klubu Kotwica. Deszcz pada i jest przenikliwe zimno, do tego wieści z żaglowca nie są pomyślne. Jacht ma kłopoty ze sterowaniem. Po zamiennemu kilku słów wracamy na Rzeszowiaka bo tym jachtem pływamy.

Helski port rybacki z przystanią jachtową.
Krótka odprawa i kurs z powrotem na Hel. No i się zaczęło. Wieje nieźle, fala pokład zalewa, i sternika, którym był w piszący te słowa. Płyniemy na samym foku. W końcu po trzech godzinach ciężkiej harówy osiągamy helski port. Gdy już się zacumowaliśmy przestało padać. Prognozy pogody nie są zachęcające do płynięcia na Bornholom. Decyzje odkładamy do rana. Zwiedzamy Hel na którym jestem pierwszy raz w życiu. Muzeum rybackie, fokarim i bełna bibelotów tawerna Capitan Morgan.

Leniwe foki

pełna bibelotów tawerna Capitan Morgan.
W południe następnego dnia zapada decyzja że płyniemy w kierunku litewskiej Kłajpedy. Decyzji pomogła informacja że awaria na Zawiszy jest dużo poważniejsza. Pogoda znośna, stawiamy pełne ożaglowanie, czyli foka, grota, i bezana Kłajpedę osiągamy po 20 godzinnym rejsie i wpływamy do portu około godz. 16.

Port w Kłajpedzie
Idziemy zwiedzać miasto, pożywić się trudno, wymienić pieniądze na miejscową walutę trudno. "Uże abmien nie rabotajet"Wracamy dosyć szybko do portowej restauracji, na obiad (palce lizać). Ceny umiarkowane za obiad dla 6 osób płacimy 130 litów.

portowa twerna w porcie miejskim w Kłajpedzie
Rano drobne zakupy i z powrotem w drogę do Gdańska, mamy od przebycia około 105 mil morskich. 1 mila =1952 m. Wiatr od rufy w porywach osiągający do 33 węzłów, zimno i deszcz. Temperatura wody 5.

Kłajpeda centrum miasta - ohyda znana z naszych miast.
Nad ranem gdy wpływamy do Zatoki Gdańskiej uspokaja się, wiatr ale za to deszcz się wzmaga. Cumujemy naprzeciwko Gdańskiego Żurawia. To już ostatnia noc na jachcie. Idziemy poszaleć w „miasto” impreza kończy się tradycyjnie z gitarą na zaprzyjaźnionym jachcie.

nad ranem zameldował się na pokładzie mały ptasek rudzik - razem z Rzeszowiakiem "dociągnął" do brzegu. Gdy już był pewien że ląd stały jest blisko pożegnał się z nami, lecąc w swoją sobie wiadomą stronę

towarzyszący nam jacht Chiron

Motława i Stare miasto wita nas deszczem i chłodem

Gdański żuraw w pełnej krasie
Rano pogoda trochę lepsza i płyniemy w kierunku Górek Zachodnich na silniku. Koniec rejsu. Ale nie koniec przygody. Tak samo jak długo trwało przekazanie jachtu kapitanowi, tak samo dluuuuuuuuuuuuuuuuuuugo odbierano do nas jacht, według schematu. Zardzewiały otwieracz bo puszek z piwem szt. 1 gdzie jest? Pokazać. Wyłysiała szczotka do pokładu szt. 1 pokazać. Nie wiem ile było tych pozycji, ale stron protokołu zdawczo-odbiorczego było 6.

No i gdzie się zapodziała ta szczotka do pokładu?
Dziesięć godzin własnego urlopu poświeconego na sprawy zdawczo odbiorcze uważam za dużą przesadę.

Uff po czterech gdzinach wreszcze uśmiech na twarzy
Za miedzą w niemieckiej firmie czarterowej Mola cała procedura związana z przekazaniem łodzi w obie strony trwa niespełna 2 godziny. Najważniejsza jest część podwodna i ta jest dokładnie sprawdzana przez nurka. Stan steru, śruby. Nikt nie liczył kubków, łyżeczek.
Kuriozalna była chęć liczenia krawatów* 31 szt. Stłukły nam się kubki w liczbie 5 szt. Od razu zgłaszamy ten problem
O 16 opuszczamy przystań, a jeszcze przy obiedzie kapitan ma telefony w sprawie stanu jachtu. To już koniec rejsu 280 mil morskich 84 godziny stażu. I co najważniejsze kompletne odcięcie od jakichkolwiek wiadomości.
* Krawat krótki odcinek liny
Inne tematy w dziale Rozmaitości