Od kilkunastu dni bardzo intensywnie jesteśmy bombardowani informacjami o planowanych czy wręcz już wprowadzanych przez rząd oszczędnościach.Ja natomiast zastanawiam się czy zapowiadane działania rządu spełniają takie wymogi aby nazwać je oszczędnościami.Na mój prosty rozum oszczędzanie polega na dokładnej analizie wydatków i ograniczeniu ich w wybranych dziedzinach czy wręcz rezygnacji z wydatków w innych.Jak dotąd dostajemy jedynie zapowiedzi zwiększenia akcyzy na różne towary czy nośniki energii, nałożenie nowych czy zwiększenie istniejących podatków.Co to ma wspólnego z oszczędnościami?Trudno mi się doszukać informacji o zmniejszeniu wydatków na Kancelarię Sejmu lub Kancelarię Prezydenta RP, nie usłyszałem wiadomości o obniżeniu diet parlamentarzystów czy wynagrodzeń urzędniczych przynajmniej tych najwyższych.Wiem usłyszę, że to niewielkie oszczędności w skali budżetu.Ale czy nie liczy się też gest,sygnał wysłany do społeczeństwa?My też oszczędzamy, my też poczuwamy się do obowiązku i rozumiemy jakie czasy nadchodzą a właściwie są już od dawna.Podobnie dzieje się też w administracji samorządowej.Samorządy tną kolejne wydatki na inwestycje albo instytucje kulturalno/oświatowe(najczęściej)nie słychać jakoś o obniżaniu wynagrodzeń marszałków województw,prezydentów,burmistrzów,wójtów czy diet radnych różnego szczebla.W ten sposób na pewno nie poprawi się zaufania przeciętnego Polaka do państwa jako instytucji raczej podkreśli się dystans między zwykłym obywatelem a państwem i umocni się stereotyp(nie wiem czy na pewno stereotyp?),że"oni"poszli tam czyli do;Sejmu,samorządu itp.tylko dla"kasy"
