Tak się składa, ze ostatnie tygodnie już kilkakrotnie przyniosły nam wieści na temat jakości i rodzaju więzi łączących Polskę z USA. Sprawa o tyle istotna, że po katastrofie smoleńskiej, której szczegóły spowija mgła tajemnic i matactw, szczególnie dużą wagę należy przywiązywać do naszych sojuszy i układów bezpieczeństwa. Kto tego nie rozumie ten powinien odrobić sobie lekcje z historii. W połowie listopada doszło do wizyty Antoniego Macierewicza i Anny Fotygi w USA, celem aktywizacji opinii międzynarodowej do podjęcia działań w kierunku powołania międzynarodowej komisji śledczej do wyjaśnienia katastrofy i śmierci polskiej elity z 10 kwietnia. Inicjatywa jakże słuszna, zasługująca na słowa najwyższego uznania, spotkała się ze strony rządowej z ogromną, wręcz skandaliczną krytyką. Oto bowiem mogliśmy się dowiedzieć z ust rzecznika rządu Pawła Grasia, że ta wizyta ociera się o zdradę stanu, a USA są obcym mocarstwem. Póki, co mogliśmy odetchnąć z ulgą – na razie obce, jeszcze nie wrogie (jeszcze). Słowa Sikorskiego o „zażenowaniu” inicjatywa Macierewicza dopełniły obrazu - obrazu skandalu, ale i groteski. Tylko ludzie mający luźny związek z rzeczywistością mogą opowiadać o zdradzie stanu, w sytuacji, gdy sami, bez żadnego przymusu (przynajmniej oficjalnego) oddali w 100% śledztwo w najważniejszej sprawie ostatniego stulecia w ręce tych, co robili Katyń, ze sparafrazuje Nałęcza. To doprawdy wyjątkowa buta, że użyję delikatnych słów. Wizyta okazała się owocna, zrealizowano w zupełności cele stawiane przez Macierewicza I Fotygę.
Kolejnym momentem, w którym mogliśmy zobaczyć , jak wyglądają nasze relacje ze Stanami, podejrzeć politykę „od kuchni” , były szeroko komentowane przecieki portalu WikiLeaks. Spośród wielu wyławianych przez dziennikarzy informacji mogliśmy się dowiedzieć miedzy innymi co nieco o Rosji, której tak ufa nasz rząd, a więc, ze jest to państwo mafijne, o anachronicznej strukturze społecznej, a Putin to samiec alfa. W sumie żadne to rewelacje dla przeciętnego homo sapiens, no może było to zaskoczeniem dla pana Tuska, uznającego i próbującego nam wmawiać, że Rosja jest perłą w koronie demokracji światowych. Przeciekające przecieki pokazały także negocjacje Polski z USA w sprawie tarczy antyrakietowej, które jak wiemy zakończyły się fiaskiem. Z depesz wynika, że USA nas wykiwały, a my biedaki znowu dostaliśmy po pupci. Jednak kto pamięta okres negocjacji rządu Tuska z USA przypomina sobie słowa premiera, mówiącego, ze de facto tarcza jest w interesie USA nie naszym. Rząd w nieskończoność przedłużał negocjacje, rozgrywając przy tym wewnętrzne wojenki z prezydentem Kaczyńskim. Tusk zachowywał się jak panna na wydaniu, która chcac pozbyć się niewygodnego kawalera (majac już innego na oku), stosuje różne triki mające zniechęcić delikwenta. Sensacje z WikiLeaks wyzwoliły wśród rządców Polski skowyt zawodu i wielkiego rozczarowania. Sam premier rzekł, łamiącym się głosem, ze teraz już wiemy, ze nie można ufać sojusznikom zza oceanu, bo to krętacze. Chciałoby się rzec – któż nam zatem pozostaje, skoro sojusznik zawiódł??
I tak oto nastał 6 grudnia 2010 roku. Polskę nawiedził sam władca Kremla, ku uciesze polskich mediów, które przebierały nogami, chichotały z wrażenia, niczym nastoletni fani Madonny przed koncertem. Ach ile to było radości, uśmiechów, słodkich i czułych słówek, gestów pełnym miłości i wzajemnego zrozumienia. Nareszcie rząd i świeżo upieczony prezydent mogli się pochwalić gawiedzi: patrzcie tak się robi politykę!!! Pojedli, popili i ocieplili stosunki. Przeciętny zjadacz chleba mógł nawet nabrać przekonania, ze skoro mamy już tak wspaniałe, wzorcowe wręcz stosunki z Rosja, to w zasadzie po co nam inni sojusznicy, jakieś zbrojenia, rakiety, tarcze. Przecież Rosja już nam przyjacielem, a cementem owej przyjaźni stał się 10 kwietnia i pierwszy uścisk Putina z Tuskiem.
W tej pojednawczej atmosferze prezydent Komorowski udał się 9 grudnia do Stanów Zjednoczonych. Jak powiedział jego doradca Roman Kuźniar:
„To jest wizyta, która dzieje się na zaproszenie prezydenta Obamy tak a'vista troszeczkę . Trzeba jąprzeprowadzić.”
Po prostu Kuźniar w zawoalowany sposób dał do zrozumienia, ze prezydent leci do Waszyngtonu tak na „odczepnego”, Obama zaprosił no to trzeba odbębnić, ale cudów nie będzie, takie zło konieczne. Kuźniar jeszcze dorzucił: „podczas wizyty będziemy obśmiewać Amerykanów i z nich szydzić”. Nie wiem jak odebrali te słowa Amerykanie, ale ja jako gospodarz obraziłabym się na takich gości, którzy wchodząc przed drzwiami obwieszczają wszem i wobec, ze idą się ze mnie ponabijać, poszydzić. Jak widać takie nowe standardy. Sama wizyta Komorowskiego u Obamy to także temat rzeka: zachowanie polskiego prezydenta, który nawet na kilkuminutowe kondolencje Obamy dotyczące tragedii 10 kwietnia, nie potrafił powiedzieć dziękuję, mówią same za siebie. O innych gafach nawet nie chce mówić. Natomiast z tego obrazu wyłania się coraz dobitniej pewien nowy rys – powolne odwracanie się od USA i zwracanie się ku Rosji. Widać to na każdym kroku – takie uszczypliwości wobec USA, a jednocześnie przymilanie się do Rosji, nawet w sytuacji ewidentnych matactw i zafałszowań w sprawie śledztwa Smoleńskiego. Przekaz płynący z tych działań jest jeden – nie wierzymy już Stanom, wierzymy Rosji, która jest od teraz naszym najlepszym, najuczciwszym partnerem. W tej sytuacji powiedzenie Komorowskiego o wyjściu z NATO nie wydaje się być wyłącznie przejęzyczeniem. W dniu wizyty delegacji z Polski w USA, ambasador Rosji przy NATO Dmitrij Rogozin zażądał od sojuszu rezygnacji z planów obrony państw bałtyckich i Polski. Zadał wprost pytanie, podszyte cynizmem:
„Przed kim NATO chce bronić Polskę?”
Fakt, ma rację, przecież już nam nikt nie zagraża, a Rosja jest najbardziej pokojowo nastawionym państwem. To w imię tej miłości wycelowała w kierunku Polski pociski nuklearne w Kaliningradzie wiosna tego roku.
Dzisiaj kolejny „kwiatuszek”. Otóż jak donosi PAP nie wiadomo, czy myśliwce F-16, których stacjonowanie Polsce zaproponowano podczas wizyty Komorowskiego u Obamy, będą uzbrojone. I znowu do boju ruszył Roman Kuźniar, który w ostrych słowach tak podsumował owe wieści:
„Spodziewamy się wielu lat negocjacji na temat tego, czy F16 będą uzbrojone, czy nie.
My już im(USA) po prostu nie wierzymy”.
Pytanie retoryczne – jak można współpracować w ramach sojuszu wojskowego, nie darząc się wzajemnym zaufaniem??
Mam dziwne wrażenie, ze nastąpiło całkowite przekierowanie polityki zagranicznej Polski. Dzisiaj najlepszym naszym sojusznikiem i gwarantem bezpieczeństwa staje się Rosja . Dzieje się tak pomimo skandalicznych zaniedbań i celowych działań w sprawie katastrofy z 10 kwietnia ze strony Moskwy. Kompromitujące i poniżające Polskę działania, jak choćby ostentacyjne ignorowanie próśb o przykrycie wraku Tupolewa, trzykrotne zgrywanie nagrań z czarnych skrzynek, które i tak są nie do odczytania, zabuczane przez rosyjski prąd. Kpienie sobie w żywe oczy z Polaków, z rodzin ofiar w sprawie sekcji zwłok, anulowanie zeznań kontrolerów lotu po 8 miesiącach!! I wiele, wiele innych spraw, o których aż ciężko pisać. Jednak zadziwiające jest postawa polskich władz, pana Kuźniara, doradcy prezydenta – oni potrafią wykrzyczeć Amerykanom: nie wierzymy wam, śmiejemy się z was. Jednak Rosjanom już tak nie powiedzą. Boja się. Czują respekt.
„ Co wolno wojewodzie…..”
Inne tematy w dziale Polityka