Czytając polskie uwagi do Raportu MAK nabieram pewności, ze to, co się stało 10 kwietnia było zaplanowaną akcją przeciwko polskiej delegacji. Upewnia mnie w tym kilka przesłanek. Strona polska nie otrzymała żadnej ważnej odpowiedzi , dowodu, które pozwoliłyby postawić jakąkolwiek tezę, a szczególnie tezę o winie pilotów. Wystarczy przeczytać pierwsze kilkadziesiąt stron (tabele), gdzie widać jak na dłoni o jakie dokumenty, przesłuchania i dowody zwracaliśmy się do Rosjan. W większości przypadków nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi!!! A działo się to od pierwszych dni aż do końca 2010 roku, kiedy Donald Tusk zapewniał nas o wzorowej współpracy ze strona rosyjską. Było to zwykłe, podłe łgarstwo, a te tabele ze zwrotami „nie otrzymano”, „ nie podano”, „nie otrzymano odpowiedzi” są jaskrawym oskarżeniem tej ekipy!!
Szczególną przesłanką przemawiającą za zamachem na polską delegację jest umieszczenie na wieży kontroli pułkownika Krasnokutskiego, którego obecność była nie tylko zbędna, ale bezprawna!! Na stronie 13 polskich uwag czytamy pytanie skierowane do Rosjan o następującej treści:
„Ustalenia jaki był cel przebywania tak wielu osób na Stanowisku Dowodzenia dnia 10 kwietnia 2010 r w godzinach 8.40 do 10.43” Strona rosyjska nie wyjaśniła.
Strona polska zwracała się również z pytaniem jaki cel i jakie uprawnienia miał Krasnokutski, aby prowadzić proces prowadzenia samolotu, co również nie doczekało się odpowiedzi.
Zupełnie szokująca jest informacja podana na stronie 109 polskich uwag, która przesądza o roli owego pułkownika na wieży:
"Zgodnie z zapisem nagrań (szpula nr 9 kanał 4) brał on czynny udział w prowadzeniu korespondencji radiowej, jak również pomimo kilkukrotnych sugestii KL o przerwaniu podejścia samolotu Tu-154M jednoznacznym rozkazem "Doprowadzamy do 100 metrów, 100 metrów i koniec rozmowy"urywa jakiekolwiek dalsze próby KL odesłania samolotu na lotnisko zapasowe
Sprawa wydaje się jasna. Krasnokutski był na wieży w celu błędnego naprowadzenia załogi TU 154 , poprzez podawanie jej błędnych wskazań oraz sprowadzenia samolotu na dopuszczalną nawet w gorszych warunkach pogodowych wysokość decyzji.
Polscy piloci NIE ZAMIERZALI LĄDOWAĆ, co major Protasiuk obwieścił załodze, że w razie podjęcia decyzji o odejściu, odejdą w automacie. I tak się stało. Na 100 metrach piloci podjęli decyzję „Odchodzimy”, ale nagle, z niewyjaśnionych przyczyn zaczęli gwałtownie, ze zdwojoną prędkością spadać. Być może w powietrzu, na tej wysokości zalegała owa mgła, zmieszana z substancją rozpyloną przez Iła, która zadziałała na silniki Tupolewa jak pył wulkaniczny, zdławiła je, straciły ciąg. W każdym razie coś stało się na 100 metrach zupełnie niewytłumaczalnego, a determinacja Krasnokutskiego naciskającego na kontrolerów lotu, że samolot bezdyskusyjnie musi się znaleźć na 100 metrach, będąc jednocześnie w złym położeniu względem pasa, nad lasem, dowodzi celowości akcji wymierzonej 10 kwietnia w polską delegacje.
Prosta zależność – gdyby nie było żadnych planów, co do polskiego samolotu, na wieży byliby wyłącznie kontrolerzy lotów . Niewytłumaczalna obecność Krasnokutskiego, który nie był kontrolerem a jednak brał udział w błędnym prowadzeniu Tupolewa oraz dążył do sprowadzenia Polaków na 100 metrów „i koniec rozmowy”, świadczy o zamachu.
http://www.mak.ru/russian/investigations/2010/files/tu154m_101/comment_polsk.pdf
Inne tematy w dziale Polityka