Rys. 1 Trajektoria wg. komisji Millera
Rys. 1 Trajektoria wg. komisji Millera
Martynka Martynka
5251
BLOG

OSTATNIA PROSTA TU 154 M

Martynka Martynka Polityka Obserwuj notkę 117

 

 

Wydawać by się mogło, że tak podstawowa sprawa, jak ustalenie rzeczywistego toru samolotu TU 154 M, który w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach uległ katastrofie 10 kwietnia 2010 roku, powinna stanowić priorytet badań komisji technicznej mającej zbadać przyczyny i okoliczności zdarzenia. To właśnie ostatnie sekundy tragicznego lotu powinny być przedmiotem szczególnego zainteresowania ekspertów, zaś zarejestrowane dane winny zostać tak zbadane, aby nawet najmniejszy element nie umknął ich uwadze. Stało się jednak inaczej. Eksperci wchodzący w skład komisji Millera wielokrotnie podkreślali, ze przyczyny skończyły się na 100 m, a później to po prostu „jak walnęło, to urwało”, co stawia wiarygodność ich prac pod dużym znakiem zapytania, a nawet je dyskwalifikuje. Jednak nie przeszkadza im to w kontynuowaniu swojej działalności tym razem pod szyldem rządowej komisji pod przewodnictwem pana Macieja Laska. Dzisiaj miała miejsce kolejna odsłona przedstawienia realizowanego przez grupę pana Laska, której celem była próba obalenia i zdezawuowania ustaleń Zespołu Parlamentarnego Antoniego Macierewicza. Niestety, jak to w życiu zwykle bywa, kto pod kim dołki kopie sam zazwyczaj w nie wpada.

Panowie usiłowali dowieść, że eksperci ZP źle odczytali dane z rejestratorów, co doprowadziło ich do błędnych wniosków. Linia obrony zespołu Laska pozostaje niezmieniona: samolot zszedł za nisko, a całą winę za katastrofę ponoszą polscy piloci, którzy popełnili szkolne błędy w pilotowaniu samolotu, na którym wylatali tysiące godzin. Na dowód swoich tez zaprezentowali przetworzone dane z tak zwanej polskiej czarnej skrzynki firmy ATM, a także wyrysowaną przez komisję Millera trajektorię lotu samolotu, zamieszczoną w  raporcie KBWLLP. Problem jednak polega na tym, czego najwyraźniej nie są w stanie pojąć panowie z grupy Laska, że pokazana przez nich linia mająca odzwierciedlać tor lotu TU 154 M została wykonana  „na kolanie”, a zastosowana metodologia pozostawia wiele do życzenia. Eksperci Millera przy rekonstrukcji trajektorii oparli się wyłącznie na wysokościach podawanych przez radiowysokościomierz i dopasowali je do uszkodzeń smoleńskich drzew. Zupełnie zignorowano nie tylko wysokości barometryczne, ale także zapisy jedynych wiarygodnych urządzeń TAWS i FMS, które rejestrowały z dużą dokładnością, dużo większą niż czarne skrzynki,  pomiary zarówno z wysokościomierzy barometrycznych, radiowych, a także prędkość i położenie samolotu według GPS. Dlaczego komisja Millera zignorowała te dane i przyjęła sobie tylko znaną metodologię? Zapewne dlatego, że odczytując dane zapisane w TAWS trudno byłoby trafić w „pancerną brzozę” i skosić smoleńską botanikę.  Niezwykle celnie opisał ten problem Marek Dąbrowski na portalu wpolityce.pl, gdzie można przeczytać:

„W ekspertyzie firmy ATM zawarto m.in. pochodzące z polskiego rejestratora QAR wykresy wysokości barometrycznej (czyli wysokości nad pasem) oraz wysokości radiowej (nad terenem) na jakich znajdował się w końcówce lotu Tu-154M „101”. Niestety, podobnie jak w przypadku rosyjskiej „czarnej skrzynki” MSRP-64, wykresy z ATM QAR pokazują wysokości barometryczne wprawdzie z częstotliwością 2 razy na sekundę, ale z dokładnością tylko ok. 62 metrów- stąd też sam zapis wysokości barometrycznych z „czarnej skrzynki” jest absolutnie niewystarczający, aby określić, na jakiej wysokości w danym momencie końcówki lotu znajdował się samolot. Potrzebne są dane z TAWS, pokazujące wysokości w kilku punktach, ale za to z dokładnością do pojedynczych metrów, i wreszcie obliczenia, aby wyznaczyć rzeczywisty tor lotu. Tych informacji jednak biegli nie wykorzystali.

Na pierwszy rzut oka nieco lepiej od wysokości barometrycznych wygląda dokładność zapisu wysokości radiowej- ta jest rejestrowana przez „czarne skrzynki” 2 razy na sekundę z dokładnością ok. 3 metrów, a więc teoretycznie mogłaby być bardziej przydatna do wyznaczenia toru lotu i wysokości, na jakich znajdował się samolot. Niestety, tupolew leciał nad pagórkowatym terenem, dlatego też prosta próba wyznaczenia jego trajektorii wyłącznie z wysokości radiowej musi zakończyć się tak spektakularna klęską, jak wysiłki KBWL LP, która, pisząc raport, nie uznała za stosowne obliczyć toru lotu, lecz po prostu dodała wysokości radiowe do wysokości terenu nad którymi maszyna miała przelatywać. Efekt okazał się miażdżący dla wiarygodności „analizy” komisji. Ponieważ nie podała ona metodologii swojej rekonstrukcji, możemy tylko przypuszczać, że dopasowała wysokości radiowe do wysokości terenu korzystając z odczytów nawigatora, zaś odległości samolotu od progu pasa w kolejnych sekundach wykoncypowała w sobie tylko znany sposób.

W związku z faktem, że Komisja Millera najwidoczniej „na wyczucie” dopasowywała kolejne wysokości do miejsc, w których miał znajdować się samolot- otrzymała linię, która w ogóle nie przypomina trajektorii (rys. 1)”.

Okazuje się również, że choć eksperci ATM nie powtórzyli błędu komisji Millera, to również postanowili dopasować tor lotu przede wszystkim do smoleńskiej botaniki. Przyjęta metodologia spowodowała, że nie skonfrontowano odtwarzanej trajektorii z danymi zapisanymi w TAWS, ani też, jak się okazuje, z ekspertyzą CVR wykonaną przez IES. Jakie to miało konsekwencje dla całości obrazu ostatnich sekund lotu?

„Eksperci z firmy ATM, lokalizując swoją trajektorię nad terenem, nie zweryfikowali otrzymanych przez siebie wysokości samolotu z innym dowodem, znajdującym się w posiadaniu Prokuratury Wojskowej: stenogramem z rozmów z kabiny samolotu, opracowanym przez krakowski Instytut Ekspertyz Sądowych. Nie sprawdzili, na jakiej wysokości na ich trajektorii był samolot, gdy nawigator odczytywał kolejne wysokości i włączał się alarm radiowysokościomierza- a tak się składa, że w końcówce lotu były odczytywane właśnie wysokości radiowe. Gdy porównałem dane ATM z odczytami IES, okazało się, że gdy samolot znajdował się 100 metrów nad ziemią, trajektoria obliczona przez ATM właśnie według radiowysokościomierza przebiegała za nisko o ok.12-20 metrów, na wysokości 70 metrów była zaś zaniżona o 17 metrów. Im niżej, tym ta różnica była mniejsza (na wysokości 60 metrów- zaniżenie o 16 metrów, na 40m – o 8 metrów, dopiero na wysokości 20 metrów trajektoria obliczeniowa pokryła się z odczytaną wysokością z różnicą 2 metrów).

Dla 11 porównanych punktów trajektoria obliczeniowa ATM była zaniżona w dziesięciu, w tym w ośmiu punktach o ponad dziesięć metrów! Te różnice to kolejna przesłanka do stwierdzenia, że sztuczne obniżenie obliczonego toru lotu przez biegłych, tak, aby trafiła w przycięte drzewa, generuje więcej pytań, niż odpowiedzi(rys. 2)”.

Nadal niezwykle zagadkowym, a zarazem kluczowym punktem dla wyjaśnienia tragedii punktem pozostaje ostatni TAWS#38, który został mało sprytnie pominięty przez komisję Millera. W tym właśnie punkcie z samolotem stało się coś na tyle dramatycznego, co spowodowało, iż system TAWS zapisał po raz pierwszy wzajemnie sprzeczne dane o wysokości maszyny: ok. 36 metrów wysokości barometrycznej, ale tylko 12 m wysokości radiowej. Biegli z firmy ATM dopasowali swoją trajektorię w TAWS#38 do mniejszej zapisanej wysokości. Jednak w tym momencie pojawia się dość duży problem, o którym mówił dzisiaj szef ZP Antoni Macierewicz. Oto bowiem w załączniku 4.4.13 do raportu Millera na stronie 22 została zamieszczona rosyjska ekspertyza, z której niezbicie wynika, iż  w tym miejscu radiowysokościomierz generował już błędne dane z powodu pierwotnych i wtórnych uszkodzeń. Jakie wydarzenie spowodowało te uszkodzenia, w chwili, gdy samolot był jeszcze w powietrzu? Najprawdopodobniej doszło wówczas do eksplozji, która doprowadziła  do oderwania końcówki lewego skrzydła, a rejestratory przyspieszeń zapisały gwałtowne wstrząsy. Wówczas też doszło do wyłączenia się wszystkich trzech generatorów prądu.

Ciekawym zabiegom poddano też zapisy parametrów lotu po minięciu TAWS#38, na co zwrócił dzisiaj uwagę Antoni Macierewicz. Okazuje się, ze w związku z tym, iż zapis skrzynki ATM skończył się 1,5 sekundy przed uderzeniem samolotu w ziemię, eksperci postanowili „dosztukować” brakujące sekundy, posiłkując się danymi z rosyjskiego rejestratora MŁP 14-5, o czym napisali w swojej analizie. Wycięto ostatni kadr (0,5 s) i dodano wyekstrahowane z MŁP 14-5 cztery kadry. Dzięki temu zabiegowi rozpoczynające się jeszcze przed miejscem, w którym rosła „pancerna brzoza” wibracje silnika zniknęły w końcówce lotu, gdyż rosyjski rejestrator nie zapisywał tych parametrów.

Zwolennicy „pancernej brzozy” zapewne zapytają w tym miejscu w prześmiewczym tonie: co zatem zniszczyło smoleńską botanikę? Jeśli nie tupolew, to co?

Ja mam za to inne pytanie: czy ktoś zbadał trajektorię lotu IŁ – a 76, który  10  kwietnia 2010 roku wykonywał zadziwiające akrobacje nad Smoleńskim lotniskiem? Czy ktoś wykluczył kluczowa rolę tego samolotu w zniszczeniu smoleńskich drzew? Gdzie można o tym przeczytać? 

Może cała trudność w odtworzeniu rzeczywistej trajektorii TU 154 M, z którą borykali się i nadal borykają członkowie b. komisji Millera, obecnie zasiadający w zespole pana Laska, usiłujący dopasować tor lotu do przyciętych drzewek, w sytuacji, gdy dane z TAWS pokazują, iż samolot było dużo wyżej i przeleciał nad drzewami,  polega na tym, że z dwóch trajektorii, dwóch różnych samolotów, chcą zrobić jedną?

 

 

http://wpolityce.pl/wydarzenia/55744-komisja-laska-i-trajektorie-z-mchu-i-paproci-tylko-u-nas-marek-dabrowski-o-ekspertyzie-atm

http://niezalezna.pl/42341-macierewicz-zawiadamia-prokurature

http://fakty.interia.pl/polska/news-macierewicz-eksperci-laska-dostana-odpowiedz-na-pismie,nId,981920

 

Zobacz galerię zdjęć:

Rys. 2 Porównanie wysokości z ATM i CVR
Rys. 2 Porównanie wysokości z ATM i CVR
Martynka
O mnie Martynka

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka