bufon bufon
91
BLOG

Opowieść szpitalna

bufon bufon Społeczeństwo Obserwuj notkę 0

Pobyt w szpitalu to zawsze wizyta w innym świecie. Inne problemy, inne perspektywy, inni ludzie, inne dylematy i inne tempo życia. Szpital w Polsce, to zawsze łóżko w kilkuosobowym pokoju. A w nim kilka różnych osób.

Pod oknem z lewej facet w moim wieku. Leżał bez słowa z takim gniewnym wyrazem twarzy. Obok, na fotelu, całymi dniami, siedział przy nim jego siedemdziesięciokilkuletni ojciec. Zwykle zatopiony w gazecie, czasami wykonujący lub odbierający telefony. Od czasu do czasu rzucał synowi jakąś wiadomość, informację, czasami o coś pytał, albo przekazywał jakieś wiadomości od dzwoniących. Natomiast syn, z nieruchomości budzony, niezmiennie na ojca szczekał. Szczekał, bo inaczej nie można nazwać tych krótkich, gwałtownych, gniewnych odpowiedzi. Jakby chciał za każdym razem podkreślić ojcu, że nie prosił się o to łóżko w szpitalu. Nie prosił się o powód, z jakiego tu trafił. I że ktoś, a zapewne właśnie ojciec, jest temu winien.

 

Łóżko dalej sześćdziesięciolatek. Leżał albo siedział. Zwykle wpatrzony w jedno miejsce. Potrafił tak bez ruchu trwać kwadrans, dwa albo i dużej. Póty, póki ktoś go nie poruszył. Czasami jednak sam nagle wstawał i szedł po coś do swojej szaf. Po drodze z uśmiechem rzucał jakąś uwagę do któregoś z nas, jakieś nic nie zobowiązujące pytanie albo stwierdzenie. Raz normalne, a raz… takie od czapy. Po czym siadał na swoim łóżku, z niemym wyrazem przerażenia na twarzy i siedział tak długo, aż coś go nie wytrąciło ze stuporu.

Siostra przyszła do niego w południe.

- Chodź, idziemy na spacer

- Nie…

- Chodź, musisz chodzić, żeby dobrze się zrastało i goiło.

- Nie! Ja nic nie muszę!

- Chodź, lekarz kazał…

- Nie! Tam będą mnie śledzić ! Oni mnie złapią i zabiją…

- Chodź, musisz się ruszać

- Nie…

Wstaję i podchodzę.

- Panie sąsiedzie, ja tu nowy. Pan mi pokaże gdzie tu można spacerować.

I pacjent i siostra patrzą na mnie zdezorientowani.

- Mnie tu dopiero przyjęli. Pan pójdzie i mi pokaże gdzie tu toaleta

Siostra już chwyciła:

- Widzisz, pan potrzebuje twojej pomocy

- Nie wiem, gdzie tu jest wyjście do ogrodu. Proszę, pan mi pokaże.

Pacjent zdezorientowany patrzy to na mnie, to na siostrę, która już podnosi go do góry. Bez protestu pozwala sobie założyć porannik i razem wychodzimy z pokoju. Parę kroków dalej zwalniam, pozwalając by razem się oddalili. Siostra odwraca się i przesyła promienny uśmiech. Idą na spacer.

Po powrocie dziękuje i mówi.

- To zawał go tak zmienił. Niedotlenienie mózgu. Czasem można z nim normalnie porozmawiać, czasem plecie głupoty, zwykle nie wie gdzie jest. Najpewniej czuje się tylko w domu.

 

Do sali wszedł w koszulce z białym orłem i krwawym napisem Żołnierze Wyklęci. Odprowadziła go narzeczona, z którą żegnał się długo i namiętnie. Godzinę później odwiedzała go już inna dziewczyna, której również nie żałował ust i wędrujących dłoni. Gdy potem się nieco rozgadaliśmy, zadałem mu żartem pytanie, czy dziewczyny wiedzą o sobie.

- Jasne, że nie. I nie muszą.

- A tobie nie przeszkadza… ?

- Że dwie ? Nie… - uśmiechnął się - Mnie to nie przeszkadza. A zawsze będę mógł wybrać, z którą być.

 

- O której dzisiaj lekarz będzie chodził ? – z sąsiedniej sali dobiega głos jednej z pacjentek.

- Pytam się, o której dzisiaj będzie wizytował lekarz? – ten sam głos nieco donośniej.

- Może mi pani powiedzieć, o której będzie chodził lekarz z wizytami? – pacjentka pyta po raz trzeci, jeszcze głośniej, a w głosie słychać już jej podenerwowanie.

- Ja nie znaju… – w odpowiedzi poznaję głos ukraińskiej salowej, która od nas wyszła kilka minut temu.

- Cha, cha, cha, cha! Już nie mogłam wytrzymać ! Cha, cha, cha, cha! – śmiechem wybucha druga pacjentka. – To głupia Ukrainka! To tylko głupia Ukrainka! Ona nic nie wie! Cha, cha , cha, cha!

- Hi, hi, hi, hi! – do śmiechu dołącza pierwsza pacjentka, ta co pytała – Rzeczywiście głupia! Hi, hi, hi, hi! – teraz śmiechem zanoszą się obie razem.

Przez drzwi widzę, jak czerwona na twarzy ukraińska salowa szybko wychodzi ciągnąc za sobą wózek ze sprzętem do sprzątania. A za nią goni perlisty śmiech polskich pacjentek. Pań.

 

- Dwadzieścia pięć lat nie chodziłem do lekarza, nie chorowałem, ani nie brałem zwolnienia. I, panie, nagle zaczęło boleć. A co zjadłem, to wyrzygałem. Do naszego szpitala zawieźli, badali, kłuli, USG zrobili. Ze dwa tygodnie tam leżałem, cały czas kroplówki. Ale powiedzieli, że teraz urlopy i tomograf nieczynny. Że oni nic nie widzą, żeby mi coś było i mam do domu wrócić. A na tomograf mam się zapisać za dwa tygodnie, jak urlopy się skończą. Ale ja ciągle, panie, rzygałem i nic nie mogłem jeść. Więc żona mnie do samochodu wzięła i prosto z tego naszego, powiatowego, do tego tutaj szpitala przywiozła. Najpierw tu na ogólnym leżałem, i też robili USG, i prześwietlali, i dopiero jak mi po tygodniu zrobili tomograf, to powiedzieli, że guz zamknął jelito i dlatego nic nie mogę jeść. To mnie, panie, od razu po tym tomografie na stół wzięli. Bo to operacja ratująca mi życie była. A ten młody lekarz, co go moja żona zna, powiedział, że jak mnie rozkroili, to jeden chciał od razu zaszyć. Że nie ma co operować. Ale drugi powiedział, że spróbuje. I guza wycięli, a z nim całe jelito. Worek teraz mam, o tu. Tylko że od tego guza, co to tak się rozrósł, to teraz i woreczek, i wątroba, i coś tam jeszcze, źle funkcjonują. Nie chcą pracować. Zobacz pan, cały żółty jestem i napuchnięty. To przez tą wątrobę. I ja tu w szpitalu, panie, wszystkiego już prawie półtora miesiąca leżę. Kroplówka za kroplówką, czasami po pięć naraz. I zastrzyki. Dwadzieścia pięć lat, panie, nie chorowałem, a od dwóch miesięcy nic tylko kroplówki i z łóżka nie wstaję. Już mogę trochę jeść, ale czasami nie mam siły nawet wstać. A teraz, panie, miałem już być na urlopie. Na ostatnim urlopie. Bo ja, panie, na emeryturę właśnie miałem iść. Za tydzień w piątek miałem być już emerytem. Wreszcie z żoną byśmy zaczęli… Jest taka miejscowość koło Żywca, taki dom… Jakie tam pierogi robi gospodyni… Jakie tam są pstrągi… A jakie grzyby… Myśmy tam już byli. A było tak, że nic tylko co rok wracać. We wrześniu mieliśmy jechać. Obiecałem żonie, że na pierwsze wakacje na emeryturze tam pojedziemy. Ja dla Niej muszę stąd wyjść. Wiem już, że w tym roku nie pojedziemy, ale w przyszłym… Bo ja to Jej obiecałem, panie, że na emeryturze zaczniemy… Ja dokumenty zdążyłem złożyć jeszcze przed szpitalem. Za tydzień już będę emerytem. Dwadzieścia pięć lat… Za tydzień będę emerytem… Dla Niej muszę wyjść… Dla Niej… 

bufon
O mnie bufon

kontestator bolszewizmu, wróg nazizmu, antagonista faszyzmu, tępiciel hipokryzji, nieprzyjaciel pisizmu, krytyk klerykalizmu, sympatyk rozsądku, powściągliwości, zrównoważenia, trzeźwości, racjonalizmu, humanizmu, panenteista, Namolna bolszewia będzie banowana

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo