Jan Herman Jan Herman
240
BLOG

Pełno ich, a jakoby...

Jan Herman Jan Herman Polityka historyczna Obserwuj temat Obserwuj notkę 4

W Polsce wolno wyznawać dowolne poglądy. Wolno wierzyć, że taki czy inny system ustrój jest dobry, zły, nijaki. Wolno wierzyć, że Ziemia jest płaska (bo przecież jest), że ewolucję wymyślili kolesie napruci winem i dragami (spożycie wszak wzrasta), że Ameryka jest gwarantem bezpieczeństwa Europy Środkowej (stąd takie duże u nich robimy zakupy), że każdy wyznawca Allaha to nasz terrorystyczny wróg, że Żydzi są rudobrodzi i pejsaci.

Ale nie wolno w tych sprawach się spierać. Bo spór – to konieczność użycia argumentów, a przynajmniej niektóre z argumentów są pochwałą totalitarnych praktyk nazistowskich czy stalinowskich.

W Pobierowie, pod egidą pisma Nowa Krytyka ukazującego się od niepamiętnych czasów, zebrali się doktrynerzy marksistowscy. Czyli tacy, którzy najpierw marksizmowi biją pokłon, a dopiero potem rozważają ten nurt polityczno-filozoficzny.

Wczoraj miałem rano rozmowę z jednym z konferencyjnych uczestników, a moim wieloletnim „mistrzem”. Założycielem Kolegium Otryckiego i pisma Colloquia Communia, inicjatorem i budowniczym „Chaty Socjologa” (środowiskowego schroniska na Otrycie), człowiekiem do szpiku „uniwersyteckim”, który metodą majeutyczną (patrz: Sokrates) z niejednego matoła wy-akuszerował geniusza.

Otóż skarżył mi się Henryk, że kiedy – jak to on – z fajką w zębach i serdecznością w duszy skomentował kilka referatów – poczuł na sobie ciężkie spojrzenia, a sympatia doń gospodarzy skurczyła się do rozmiarów główki od szpilki. Wiem, co mówi, bo miałem to samo na wieczorze autorskim Prof. J. Kochana, kilkadziesiąt miesięcy temu, w sprawie jego książki „Socjalizm” (Profesor uważa socjalizm za niedoskonałą wersję komunizmu, a ja za projekt konkurencyjny wobec komunizmu).

Henryku – użyłem słów terapeutycznych – ty jesteś tam gościem, co oznacza prawo pobytu, ale też obowiązek wysłuchania z powagą wszystkiego, co oferuje gospodarz, Bo się na cudzych imieninach bąków nie puszcza.

Po czym na uniwersytecką konferencję naukową wkroczyła policja. Przypuszczam, że nie machano tam pałami, wystarczyło, że „weszli” i „było ich widać”. Kto zna procedury, ten wie, że „była sygnalizacja” (zwana kiedyś donosem), a głupek z tytułem prokuratorskim wykazał się Piszczykową nadgorliwością, bo wie, jak „ma działać” polski maccartyzm-inkwizycja-oprycznina.

Tak kończy się milczenie w sprawach dużo poważniejszych. Przypominam, że Dr Mateusz Piskorski siedzi w areszcie dwa lata, bo jest „antyamerykańskim lewakiem”, a na władzę nijak nie działa nawet jasno wyrażona opinia Grupy Roboczej z ONZ, która tę opresję nazywa po imieniu i „rekomenduje-zadysponowuje” uwolnienie, zaprzestanie, zadośćuczynienie.

Przypomnijmy: grzywny dla członków zarządu KPP za to, że mają „komunizm” w nazwie. Przedtem dzikie lustracje. Potem pomniki i nazwy ulic. Potem odmowa rejestracji lewicowo-patriotycznej partii i areszt dla Dra Mateusza Piskorskiego. Teraz „frekwencja policyjna” na konferencji filozoficznej.

Znaczy: wolno być lewicowcem, ale wolno też lewicowcom uprzykrzać życie. Lincz i nagonka jako sposób na zniechęcanie „młodzieży i osób starszych” do „niektórych” zainteresowań. Napisałem, że chyba tylko szczególnej okoliczności nie odbiera się ludziom tytułów naukowych i magisterskich osobom, które w swoich dysertacjach dawały PRL-chwalcze wstępy i przypisy (https://publications.webnode.com/news/zyg-zyg-marchewka-szanowni/ ). Napisałem niejedno, na przykład dwie godziny temu – apel o opamiętanie (https://publications.webnode.com/news/w-granicach-tego-co-konieczne/ ).

Durniów pełno, a jakoby żadnego nie było. Znacie piosenkę Okudżawy o tym, jak to mądrym stempelki na łeb przybijano, by ich wyróżnić, i przykro by im nie było, ale wyszło na to, że ich obwołano durakami, a głupich jak zwykle nie widać...?

Nie, nie „wyjdę na ulicę”. Nie będę bałwanom dawał powodu. Zacznę po prostu robić to, co zawsze starałem się robić: starannie oddzielać bałwaństwo od racji. To zawsze trwa, jest żmudne i niewdzięczne. Ale ktoś musi…


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka