W dzisiejszej Polsce – wiadomo – do dobrego tonu należy egzaltowane nosicielstwo filantropii żebraczej, ale wystarczy zapytać, dlaczego tak naprawdę nędzarz nie ma pracy, domu, opieki lekarskiej – aby narazić się na epitet „komunista”, nawet jeśli się nie podejmuje starań na rzecz ustrojowej emancypacji tych, co są „skazani na ubożyznę”.
Świat latynoski, z wyspiarską Kubą na północnych krańcach i Trapalandią (legendarne „Ciudad de los Césares”) na krańcach południowych – imponuje kulturowo-cywilizacyjnym amalgamatem (patrz: L. Gumplowicz), który łączy w jedną niesprzeczną całość starodawne marzenie emancypacyjno-egalitarystyczne z pokorą wobec Opatrzności pojmowanej po chrześcijańsku. Konkwistadorskie doświadczenie owocuje tam projektami wpatrzonymi w przyszłość, choć nie brakuje tam pieśni rozpamiętujących.
Ja na przykład często sobie pobrzdąkuję „lewacką” piosenkę „Tylko o jedno proszę Pana” (Sólo le pido a Dios), rozpowszechnioną przez nieżyjącą już „Indiankę” Haydée Mercedes Sosa (przezywaną serdecznie La Negra).
Teologia Wyzwolenia – ruch „powszechnej debaty ludowej” – jest nad Wisłą (i do niedawna nad Tybrem) kojarzona z lewactwem. Równie dobrze amerykańską skłonność do totalnej inwigilacji „swoich i obcych”, nacisk na hura-patriotyzm i oczywistą dyktaturę prawników-sztukmistrzów można kojarzyć z faszyzmem. Ani jedno, ani drugie nie grzeszy rozumnością.
Ruch ten wcale nie zrodził się w Kościele Katolickim, jak podają kompendia słownikowe. Po prostu Kościół był – powszechnie – nieuchronnym towarzyszem i świadkiem tego nurtu, skoro jest tam wszędzie. Same idee zrodziły się w ludzkich „pretensjach” egalitarnych dominujących w świecie latynoskim. W żadnym z wyobrażalnych sensów ruch ten nigdy nie był „parafialny”.
* * *
Gdyby nie było „pod ręką” legendy Jezusa z żydowskiej krainy okupowanej przez Rzymian – pewnie sięgnięto by po jakąś mityczną postać wziętą żywcem z latynoskiej kultury ludowej (Amerykanie używają sformułowania „folk society”). Podręczniki opisują taką kulturę w następujący sposób:
1. Tradycjonalizm – pokoleniowy przekaz treści kulturowych (umiejętności, wiedzy, przekonań) drogą ustną, niechęć do innowacji, znacząca rola lokalnego lub „bohaterskiego”autorytetu, przede wszystkim ludzi starszych i ludzi bezkompromisowych w walce przeciw uciśnieniu;
2. Ludowa religijność – charakteryzująca się m.in. swoistym synkretyzmem, który pozwalał wiązać w spójną całość relikty wierzeń pogańskich z elementami doktryny chrześcijańskiej; skłonnością do sakralizacji świata, np. przez utożsamianie postaci świętych z ich materialnymi wyobrażeniami, manifestowaniem religijności w obrzędach, regularnym uczestnictwem w nabożeństwach, pielgrzymkami, kultem świętych, tych „kościelnych” i tych „ludowych”;
3. Izolacjonizm – wynikał z prawnego i ekonomicznego położenia ludności wiejskiej. Była to izolacja horyzontalna (przestrzenna) i wertykalna (odgrodzenie od warstw wyższych i ich kultury). Rezultatem była izolacja świadomościowa. Swoje było lepsze i piękniejsze, obcy podejrzani i niedobrzy. Czasami przybierało to formy ksenofobiczne;
4. Myślenie mityczne i odporność na empiryczną weryfikację przekonań, chętne pozostawanie w zupełnej abstrakcji od oczywistych „dowodów rzeczowych” na rzeczywistość nieco odmienną niż ta wyobrażona;
5. Patrymonializm – znany zresztą przez Słowian – polegający na odruchowym, bez wnikania w „teorię”, powierzaniu losów Kraju i Ludności osobom i grupom zdobywającym „opiekuńczą” przewagę polityczną w drodze uzurpacji;
Antropolog Robert Redfield znalazł w tej kulturze takie cechy jak: swojszczyzna lokalna małego terytorium, bezpośrednia znajomość wszystkich członków wspólnoty, wyłącznie ustna komunikacja, brak właściwego podziału pracy i niezmienny ład moralny.
Właśnie te cechy kultury ludowej przeciwstawiają Teologię Wyzwolenia wszelkim racjom „jankeskim”: Jankes (ang. Yankee lub Yank) – to posiadające wiele znaczeń określenie Amerykanina, zbója-łupieżcy-aroganta, w którym dominuje emocja pejoratywna.
* * *
Podstawą „doktrynalną” Teologii Wyzwolenia jest absolutna świętość „prostego człowieka” (pequeño), którego opisuje się nie w „liczbie pojedynczej”, tylko jako członka-uczestnika żywiołu wiejskiego lub wielkomiejskiego (pequeños). Słowo „kolektyw” (w jego rosyjskim znaczeniu jako wspólnota działająca) tłumaczy się wprost jako „colectivo” i nikomu nie przyjdzie do głowy angielski odpowiednik „team”, prędzej „mancomunidad”.
Sam koncept Teologii Wyzwolenia jest – uwaga – stroniącym od burzycielskiej rewolucyjności straceńczej projektem zasługującym na przydomek „alterglobalistyczny”: wychodząc z bezwzględnego poszanowania godności ludzkiej i dosłownie rozumianych praw człowieka – nurt ten stawia na dobrosąsiedzki solidaryzm wzajemniczy, a jedyna forma „internacjonalizmu” – to równie ludowa empatia dla „takich jak my” .
Zresztą, na kontynencie europejskim najlepszym odpowiednikiem „wdrożenia” Teologii Wyzwolenia jest La Corporación Mondragon – multi-spółdzielnia z Kraju Basków założona przez katolickiego duchownego, mająca charakter spółdzielni socjalnej i zarazem „municypalno-komunalnej korporacji dobra wspólnego”.
Orędzie Chrystusa – da się wyczytać już w inicjatorskiej publikacji z 1968 r. ks. Gustavo Gutiérreza o tym właśnie tytule: „Teologia wyzwolenia” – jest również wezwaniem do solidarności przeżywanej tu, na ziemi, oraz do przemieniania świata, by uczynić go bardziej ludzkim. Papież urodzony w Polsce promował – zamiast „teologicznego marksizmu” – kulturę ubogiego Latynosa, który nie jest człowiekiem bez kultury. Człowiek ten nie jest proletariuszem, o którym pisał Marks, ale osobą ubogą, głęboko naznaczoną ewangelizacją, która dała mu godność i sens życia (narodzin, pracy, śmierci). Ten latynoski ubogi prowadzi walkę o wyzwolenie - ponieważ mamy do czynienia z ugruntowaną sytuacją niesprawiedliwości - ale czyni to w ramach orędzia chrześcijańskiego, z sercem chrześcijańskim.
Myślę, że w takim (papieskim niegdyś) pojmowaniu Teologii Wyzwolenia tkwi drzazga doktrynalnego antykomunizmu (czytaj: anty-radzieckości w wydaniu stalinowskim, PRL-owskim). W tym kontekście dyskusji i nacisków na Stolicę Apostolską w 1983 r. została wydana instrukcja „Libertatis nuntius” Kongregacji Nauki Wiary na temat pewnych aspektów teologii wyzwolenia - przygotował ją kard. Joseph Ratzinger, prefekt Kongregacji, na prośbę Jana Pawła II. Instrukcję tę odczytano jako całkowite potępienie teologii wyzwolenia. Jednak z teologią tą związany był wielki ruch społeczny, dziesiątki tysięcy wspólnot podstawowych, szeroka działalność charytatywna Kościoła... Wydało się wszystkim, że to wszystko zostało potępione, i spowodowało to pewne oszołomienie w Ameryce Łacińskiej, szczególnie pośród duchowieństwa „trzymającego z Ludem”. Wraz z grupą przyjaciół: ks. Francesco Riccim, Guzmánem Carriquiry, Alberto Metholem, Lucio Gerą, Pedro Morandé miałem swój udział w przygotowaniu drugiego dokumentu – mówi w wywiadzie prof. Rocco Buttiglione. Grupa ta, której pracę koordynował Alberto Methol, szef komitetu ekspertów CELAM, zajmowała się pozytywną teologią wyzwolenia. W ramach naszej działalności założyliśmy w Montevideo czasopismo „Nexo”, z którym współpracował też jezuita Jorge Mario Bergoglio, wówczas rektor seminarium w San Miguel, a wcześniej prowincjał Jezuitów w Argentynie.
Od siebie dodam, że te wszystkie działania podzieliły nurt na „marksistowski” i „ewangeliczny” – a „ciemny lud” został oszwabiony, nie rozumiejąc subtelności.
Wielki wpływ na Amerykę Łacińską, jeszcze przed upadkiem bloku komunistycznego – kontynuuje w wywiadzie profesor Buttiglione – miało powstanie w Polsce związku zawodowego „Solidarność”. Staraliśmy się w owych czasach stworzyć „pomost” między „Solidarnością” i Ameryką Łacińską. Wszyscy byli rozentuzjazmowani, że powstał ruch robotniczy, nie marksistowski, lecz chrześcijański, dążący do wyzwolenia. Nadzieje z nim związane nie spełniły się całkowicie, nawet w Polsce, ale był on wówczas wielkim bodźcem. Jeżeli Ameryka Łacińska wyzwoliła się z dyktatur, to nie dzięki działalności partyzantki - lewica rewolucyjna poniosła tu klęskę, podobnie jak faszyzująca prawica. Ameryka Łacińska wyzwoliła się z dyktatury dzięki wielkiemu ruchowi w obronie praw osoby ludzkiej. I tak upadają po kolei dyktatury generałów w Argentynie, Chile i Brazylii. W latach pontyfikatu Jana Pawła II - między 1978 a 1989 r. - upada nie tylko komunizm, ale upadają również wszystkie dyktatury Ameryki Łacińskiej.
* * *
Dziś jest tak, że ani Solidarność nie przyznaje się do swoich lewicowych korzeni (ta lewicowość objawiała się w postawie zdecydowanie przeciwnej lewicowości odwróconej, przepoczwarzonej, a’rebours, socjalizmowi realnemu lub – jak twierdzę od lat – domniemanemu), ani Kościół nie weźmie na siebie odpowiedzialności za „kastrację” Teologii Wyzwolenia do postaci antymarksowskiego projektu ewangelizacyjnego.
Dlatego polską specjalnością coraz bezkarniej będzie „antykomunistyczna” inkwizycja-oprycznina-maccartyzm. Aż ktoś ważniejszy niż ja pojmie, w czym rzecz, kto knuje, i co jest grane (J. Kleyff: „W telewizji pokazali”).
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Polityka