Jestem blogerem. Solidnie zapracowałem na ten „zawód wykonywany”. I wiele mnie jeszcze pracy czeka.
Za najważniejsze w blogowaniu uważam pilnowanie, by zawsze mówić „własnymi słowami”, nawet wtedy, kiedy przytaczam cytaty. Bo żaden blog nie jest własnością blogera, a już na pewno nie redakcji portalu, jeśli blog uczestniczy w jakiejś większej debacie. Blog jest własnością wspólną użytkowaną przez każdego, kto się dosiądzie.
A użytkownicy – wiadomo. Jedni czytają tekst (niektórzy starają się nawet czytać ze zrozumieniem), inni przeszukują tekst w poszukiwaniu słów-wytrychów albo w poszukiwaniu potwierdzenia swoich sympatii-uprzedzeń, a jeszcze inni reagują na tytuł albo pierwsze zdanie.
I może się bloger szarpać, może się napinać – nie „wychowa” Czytelnika poza wyjątkami. Są, co prawda, tak zwani wzięci blogerzy (niektórzy z tego czerpią całkiem realne korzyści), i tacy mają względny komfort w pisaniu. Ale większość – w tym ja – każdym kolejnym testem walczą o nieśmiertelność, a choćby o szczyptę uznania.
No, może ja już nie muszę być taki skromny. Czytelnicy wiedzą mniej-więcej, że interesuje mnie najszerzej pojęta polityka (sprawy publiczne), że mam poglądy rozpostarte między konserwatyzm (Człowiek, Wspólnota, Wiara, Przywództwo, Tradycja-Historia) i lewicowość (Dobro wspólne, Samorządność, Wykluczenia, Spółdzielczość, Systemy-Ustroje), że z dwojga złego wybieram Chiny a nie Amerykę, że Europę Środkową uważam nie tylko za odrębny „kontynent polityczny” (rozpostarty między Rosję, Orient i Europę „właściwą”), ale też za swoją ojczyznę, której polskość jest najbliższym mi wymiarem, ale ona, ta ojczyzna, jest wielowymiarowa.
Jednak Czytelnika nie obchodzą zawiłości mojej mózgoczaszki, sumienia, umysłu, serca i duszy, i czy mam co jeść – bardziej go ciekawi, dlaczego piszę tak rozwlekle, językiem trudnowatym niekiedy. Moja odpowiedź – kiedy ktoś mnie wprost zapyta – jest taka: kiedy zacznę kandydować na cokolwiek – to może też zacznę używać języka Elektoratu, jego słownictwa, jego sposobu kojarzenia, jego „ilorazu”. Na razie jednak o nic nie zabiegam – poza wspomnianą nieśmiertelnością – więc piszę co rano tak, jakbym pisał po raz ostatni. Zresztą, lata lecą…
* * *
Moje blogowanie (poprzez kilka e-adresów kieruję je do całkiem różnych środowisk) jest częścią integralną mojej realnej działalności społecznikowskiej. W ostatnich trzech latach, na przykład, dałem się (zapewne) zauważyć jako konsekwentny „walecznik” o sprawę młodego jeszcze polityka-naukowca-publicysty-społecznika, który został spośród wielu podobnych sobie „wytypowany” jako ofiara polskiej Inkwizycji-Opryczniny-Maccartyzmu. W tej sprawie odniosłem współ-sukces, polegający na tym, że sprawa Mateusza jest coraz bardziej rozumiana. Pewnie, że to nie moja zasługa, po prostu praca wielu ludzi i instytucji-urzędów akurat owocuje, a ja jestem jej sprawozdawcą zaangażowanym. I coś-tam-coś-tam dłubiącym przy sprawie., że wspomnę o inicjatywie uczestnictwa Mateusza w głosowaniach zwanych wyborami samorządowymi w roli kandydata.
Pilnuję bardzo – tu zwracam się do Czytelnika bezpośrednio – aby nie być jak ten przysłowiowy polityk: taki czujnie patrzy, gdzie jest najgłośniej i „w którą stronę to idzie” – i biegusiem ustawia się na czele pochodu. A kiedy pochód dojdzie do skraju i gubi lemingów – on spokojnie udaje, że w ogóle się tylko przyglądał…
Większość Czytelników tworzy takie pochody, albo daje się podpuszczać. Ileż jest poręcznych tematów, w ramach których można zrobić z Czytelnika – idiotę. Tym zajmują się mediaści, w tym redakcje portali. Nie wskazuję żadnego, każdy kto rozumny – dojdzie.
Nie kraczę jak większość wron – nie dlatego, że jestem przekorny, ale dlatego, że lubię tylko wyrobione chóry, czujące wyrafinowanie uprawianej sztuki.
I tego życzę braci blogerskiej. Wliczając do tej braci niezwykle czasem ożywionych Komentatorów.
...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.
Nowości od blogera
Inne tematy w dziale Rozmaitości