Jan Herman Jan Herman
1090
BLOG

Ikonowicz o demokracji…

Jan Herman Jan Herman Socjologia Obserwuj temat Obserwuj notkę 14

…wie coś więcej niż my, tylko nie chce powiedzieć. Albo nie umie, choć pióro ma jak trzeba (he-he). Skąd to wiem…? Nie, nie o piórze, o sekretnej wiedzy Piotra? Ano, z takiej uwagi, którą otrzymałem z drugiej ręki:  

>Demokracja to ustrój, w którym rządzą ludzie, gdzie władza jest odzwierciedleniem układu sił i interesów różnych grup, warstw i klas społecznych. W tym kontekście trudno mówić o czymś takim jak „demokratyczny kapitalizm”, bo tu swą wolę narzuca kapitał, a konkretnie jego właściciele. Zasadę „rządów ludu” zastępuje zasada rządów pieniądza, czyli postępująca oligarchizacja władzy politycznej<

Femomen Ikonowicza jest nie do powtórzenia. I nie powtarzajmy go, tak będzie najlepiej…

Zacznę od tego, że Piotr I. robi wciąż – nie wiedzieć czemu, za autorytet i ikonę polskiej lewicy podskakiewiczowskiej. Może nie całej, ale lwiej części.

Lewica podskakiewiczowska, przeze mnie zwana flibustierską (piracką) – to jeden z kilku polskich „sposobów” na lewicowość. Na wszelki wypadek niektóre ze sposobów wymienię:

1. Lewica kawiorowa, czyli jaśnie państwo, którzy w grze wszystkich ze wszystkimi o wszystko zyskali pozycję przywódców tytularnych, stanąwszy na czele organizacji-ugrupowań-redakcji będących z dobrego imienia lewicowymi, ale – owi państwo – z lewicowości skleili dla siebie sposób na życie salonowo-polityczne, z „konieczności” porzucając jakikolwiek lewicowy program społeczny;

2. Lewica egzaltowana, niemal w całości nadęta inteligencko, nadwrażliwa na punkcie ekologii, gender, feminizmu, wymyślająca niezliczone pojęcia mające zastąpić takie proste i wciąż aktualne słowa jak proletariat, wyzysk, klasa społeczna (ekonomiczna), rewolucja, strajk, kapitał, ucisk społeczny, samo-pogłębiająca się dychotomia społeczna;

3. Lewica związkowa (związki zawodowe i ich eksperci), pracowicie uczestnicząca (na pewno w Polsce) w budowaniu kilku „państw w państwie” (środowiska pozycjonujące się w ramach fatalnego ustroju – kosztem ogółu), skłonna do „NIE bo NIE”, ale też gotowa do wpisania się w konwencję antyproletariacką, z rzadka „podskakując”;

4. Lewica biblioteczna, wyposażona w ponadprzeciętną erudycję, znajomość dzieł klasycznych i takiejż historii lewicowości, dokarmiana przez współczesnych kontynuatorów-interpretatorów-autorów, promowanych co i raz jako „nowe gwiazdy”, najlepiej lewicowości niemarksowskiej;

5. Lewica niezłomnie nadętych, której przedstawiciele obrali sobie za wzór postacie i koncepty z okresu około-marksowskiego i zdaje się kontynuować spory z tamtego okresu, czniając współczesność, mając do tej współczesności stosunek pogardliwo-niechętny, wynikający z tego, że owa współczesność nie dorasta do obranego wzorca, tego czy tamtego;

6. Socjaldemokracja w stylu zachodnim (uwaga: zachodniość nie oznacza utożsamiania się z Marksem czy Engelsem): mowa o tych wersjach lewicowości, które przyjmują wszechrządy kapitału za punkt wyjścia, starając się na jego obrzeżach budować rozwiązania „społecznie paliatywne” albo mecenat opiekuńczy, humanitarny, interwencyjny;

7. Komuniści – których nazywam „socjalistami niecierpliwymi” (leninowskimi), a którzy chcą budować lepszy świat (różne jego wersje, zależy od osoby) na skróty, w tempie szybkoprzewijannym, co ostatecznie kończy się na socjalizmie dekretowym: cośmy uchwalili, to już jest zafiksowane, a kto tego nie widzi albo nie akceptuje związanej z tym przemocy – jest wyklęty, zsanowany, a przynajmniej wzywany do „reedukacji”;

8. Lewica społeczna, zdecydowanie i jawnie stająca po przeciwnej stronie niż „generatory wykłuczeń”, poszukująca trzech praźródeł dla swoich projektów: edukacja obywatelska (podstawa świadomości społecznej), samorządność (zdolność do zarządzania kolektywnego), spółdzielczość (materialna podstawa i „ćwiczenie z” samorządności);

Najwyraźniej widać z tego przeglądu (wyrywkowego, amatorskiego), że lewica w Polsce jest w ślepej uliczce: nie wydaje ze swego łona gejzerów intelektu, nie porywa proletariatu-elektoratu, daje się glajchszaltować kapitałowi, pomysłom roszczeniowo-opiekuńczym, politykom łże-historycznym.

Przede wszystkim albo jest niezłomnie egzaltowana „proletarianizmem”, ale równocześnie odrzuca opiekuńczość państwową, bo jej autorów uważa za „nieestetycznych politycznie” – albo skleja się z socjaldemokracją i głosi pogląd, że „aby dzielić między poszkodowanych – trzeba na to zarobić w dowolnej formule ustrojowej”.

Zwycięża – u tych pierwszych – prometeuszowska wewnętrzna sprzeczność: damy Ludowi kaganek, ale nienawidzimy władzy za to, że robi to samo w złych zamiarach. U tych drugich zwycięża pogląd, że „marksizm nie jest już inspiracją dla polskiej lewicy”, poszukuje się więc czegoś „celniejszego”, co oznacza taktyczno-pragmatyczne ględzenia o wartościach przy produkcji antywartości.

Piotr Ikonowicz – niegdyś apostoł flibustierskiego sprzeciwu wobec Transformacji – najpierw „utrupił” PPS, wiodąc to ugrupowania na manowce budżetowe, a potem ku komunizmowi, przegapił „lepperiadę” (wskoczył do niej w akcie straceńczym, a nie z przekonania), przegapił też – jak cała lewica – „kukizonadę”, brzydząc się „narodowymi” uwagami muzyka. Swoimi własnymi inicjatywami (Nowa Lewica, Unia Lewicy, Kancelaria-Ruch Sprawiedliwości Społecznej) zarządza(ł) bez umiejętności menedżerskich, a przede wszystkim „wyciskając” z tych inicjatyw wszystkich podejrzewanych o „ambicje” (konkurencyjność wobec niego).

Przede wszystkim jednak przeszedł z pozycji proletariackich na pozycje socjaldemokratyczne: w warstwie werbalnej nadal „dobrze gada”, ale czyni dokładnie odwrotnie. Ominęli go – z różnej strony - zarówno Sierakowski (koncepty socjalizmu), Miżejewski (spółdzielczość socjalna), Okraska (samokształcenie), Podrzycki-Ziętek (związki zawodowe), Ilka (nieustająca debata samokształceniowa), Szyszkowska (moralny koncept lewicowości), jak też tacy trybuni jak Zandberg, Nowacka, Biedroń. Nie chcą z nim rozmawiać – chyba że „okazyjnie” – ani Gadzinowski (Trybuna), ani Wiśniowski (Strajk), ani Urban (NIE), ani Domański-Dybicz (Przegląd), ani inne redakcje: jego skłonności autorytarne i nieuczciwość wobec proletariatu są coraz bardziej przeszkodą. Wszystkich potencjalnych apostołów-sojuszników albo sam wygubił, albo machnęli na niego ręką.

Piotr – jak ostatni łach polityczny – nie podjął miliona leżącego na ulicy, podarowanego przez wywiady amerykańskie: siedzącego bez wyroku trzy lata za „szpiegostwo” Dra Mateusza Piskorskiego. Wpisał się tym samym w tę socjaldemokratyczna garstkę „trusiów”, którzy wola tematu nie ruszać, choć na nim mogliby ugrać niejedno, a i człowiekowi i proletariatowi pomóc.

Jeszcze działa jego niegdysiejszy feromon polityczny, ale jest on cały przechodzony, więcej w nim piżma i staro-potu niż dopingu do działania dla aktywu.

Przytoczony powyżej cytat – nie znam źródła, ale znam Piotra wystarczająco, by ocenić, iż pochodzi od niego – jest pełen sprzeczności. Słusznie kwestionuje sens pojęcia „demokratyczny kapitalizm”, bo pojęcie to wgryzło się w socjaldemokratyczny żargon jako nosiciel idei rywalizacji-różnorodności, ale podstępnie wnosi do mózgów ideę monopolizacji, zawłaszczania racji (ekonomicznych-ideowych) przez dysponentów kapitału (kto płaci lub ma moce – ten rządzi). Zarazem nie rozróżnia między fenomenem kapitału (tytułu do dochodu nie związanego z pracą własną) a kapitalistami (wyznawcami fetyszyzmu pieniądza), więc nie rozumie (tak myślę), że moc łże-tytułów do dochodu bierze się z gry o władzę, a nie o racjonalność ekonomiczną. Władzę kosztem proletariatu, czyli podopiecznych lewicy. I kosztem samej racjonalności ekonomicznej, bo Kapitał żyje dziś bardziej z eksploatacji Budżetów niż z efektywności ekonomicznej.

Ikonowicz wtapia się w socjaldemokratyczne ględzenie. Gdyby napisał w pierwszych słowach cytatu: demokracja to SAMO-rządzenie (się) Ludu – byłby dla mnie nadal socjalistą. Bo ja socjalizm – na roboczo – rozpościeram między Obywatelskość, Samorządność, Spółdzielczość, a przede wszystkim na formule takiej oto: jeśli jesteś w czymś lepszy niż inni – to nie zawłaszczaj tego „pod siebie”, nie dyskontuj, nie kapitalizuj – tylko zrób wszystko, by pozostali stali się równie jak ty dobrzy.

Niestety, Piotr od co najmniej trzydziestu lat zawłaszcza, monopolizuje, zazdrośnie strzeże jak oka, dyskontuje, kapitalizuje, wygryza i „pacyfikuje” innych – zamiast budować „świadomą awangardę”. Przez to jest bardzo atrakcyjny zarówno dla socjaldemokratów (oto skąd dziś kandyduje), jak też dla obecnej władzy, która go tylnymi drzwiami wpuszcza do mediów.

Szkoda…

/na wszelki wypadek dodam: powyższe napisałem „bez ambicji” politycznych, raczej ze złości, że ten zapleśniały feromon nadal działa na niektórych jak afrodyzjak – JH/


Jan Herman
O mnie Jan Herman

...jaki jestem - nie powiem, ale poczytaj blog... Więcej o mnie znajdziesz w książce Wł. Pawluczuka "Judasz" (autor mnie nie zna, ale trafił w sedno). O czym jest ta książka? O zmaganiu się człowieka z własnym losem, wiecznością, z Panem Bogiem. O miłości, zdradzie, rozpaczy i ukojeniu. Saszka, prosty chłopak z białoruskiej wioski, po rewolucyjnej zawierusze, podczas której doświadczył wszystkiego, wraca w rodzinne strony i próbuje żyć tak jak inni. Ale kiedy spotyka samozwańczego proroka Ilię, staje się jego najwierniejszym uczniem i apostołem... Opowieść o ludzkich głodach - seksualnym i religijnym - o związkach erotyki i polityki, o tłumionej naszej prawdziwej naturze, o nieortodoksyjnej, gnostyckiej i prawosławnej religijności, tajemnicy i manipulacji wreszcie.................................................... UWAGA: ktokolwiek oczekuje, że będę pisał koniecznie o sprawach, które są "na tapecie" i konkurował na tym polu ze znawcami wszystkiego - ten zabłądził. Piszę bowiem dużo, ale o tym najczęściej, co pod skorupą się dzieje, a widać będzie za czas jakiś.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Społeczeństwo