Donośne pukanie do drzwi powoduje we mnie nagły zryw. Pukanie do drzwi, które przypomina amerykańskie filmy akcji, w których policja w środku nocy chce złapać sprawców. Uspokojony trochę myślą, że w akademiku wszędzie są kamery otwieram i widzę pracownika recepcji, który z poirytowaniem spogląda na mnie i strzela jak z karabinu kilka zdań po chińsku. Z całego ciągu zrozumiałem tylko „tajfun“. Spokojnie odpowiadam, że nie zrozumiałem. Mężczyzna wchodzi do mojego pokoju i wskazując na balkon i okna powtarza kilka zdań. Znów kiepsko, zrozumiałem tylko: „Zamknij okna i balkon“ kilka razy powtórzył też słowo „tajfun“. Zdałem sobie sprawę, że nie pomoże kolejna prośba o wyjaśnienie, a mina mężczyzny wskazywała na pośpiech, toteż odpowiedziałem: „dobra, dobra“. Pracownik wyszedł czym prędzej podążając ku następnemu pokojowi.
Wcześniej tego dnia spotkałem Chinkę, z którą uczę się, ona również wspomniała o tajfunie oraz o tym, żeby nie wychodzić z pokoju. Oczywiście w chińskich mediach (tych anglojęzycznych) niewiele dało się przeczytać o tajfunie. Inne media wspominały o nim, nazwano go „Haikui“. Wcześniej przeszedł przez Filipiny, podobno w wyniku silnych opadów oraz innych zjawisk atmosferycznych zginęło 50 osób. Chińskie media tylko ostrzegały, że ten tajfun, może być silniejszy od tajfunu z 2005 roku, w którym zginęło 7 osób.
Miasto zamarło. Głośne krzyki, dźwięk samochodów wszystko ustało. Szanghaj stracił swoją duszę. Jedyny dźwięk, który można było usłyszeć to dźwięk wiatru uderzającego o okna oraz silnych opadów. To również przypominało mi sceny widziane w amerykańskich filmach. Puste miasto, cisza, tylko dźwięk wiatru rozbijającego się o pobliskie budynki, brakowało tylko potwora, którego wszystkiego by się bali, ale nie mogłem być bardziej w błędzie, tym potworem był tajfun. Element horroru, który nawiedził mieszkańców Szanghaju. Ewakuowano ponad 40 000 osób z rejonu najbardziej zagrożonego uderzeniem tajfunu. Mimo, że najgorsze miało wydarzyć się tego dnia o 22:00, to przez dwa kolejne dni zajęcia były odwołane, loty również, część środków komunikacji nie funkcjonowało (szczególnie mosty były zamknięte). Nawet restauracje nie dowoziły jedzenia. Na akademiku wisiała pomarańczowa karta, markerem było na niej napisane „8-ego sierpnia wszystkie zajęcia są odwołane“. Kolejnego dnia dodano do kartki „9-ego również“.
Jak się czuje człowiek w czasie tajfunu w Szanghaju? Z pewnością uczuciem, które mi towarzyszyło nie było strachem. Raczej osamotnienie, nie dało wyjść się z pokoju, nawet otworzyć okna, co jakiś czas wiatr rozbijał się o moje okna, był to wystarczający powód by przypomnieć mi co się dzieje. Ludzie raczej wzięli do serca sobie ostrzeżenie i nie opuszczali pokojów, Chińczycy niemal panicznie siedzieli w domach zabezpieczając dobytek. Tajfun niemalże nie dotknął części Szanghaju, w której mieszkam. Dzięki Bogu. Mimo to pogoda była tak uciążliwa, że ciężko było funkcjonować. Wolę nawet sobie nie wyobrażać co działo się w częściach dotkniętych tajfunem. Tajfun po dwóch dniach odszedł. Lepiej niech nie wraca. Bo mimo, że wielu moich znajomych trywializowało zagrożenie, to i oni schronili się w swoich mieszkaniach. Takie chwile uświadamiają mi, jak dobrze, że w rodzimym Lublinie anomalie pogodowe się nie zdarzają.
Inne tematy w dziale Rozmaitości