Nikt spośród nas nie ma chyba wątpliwości z jakiej jakości prawem mamy do czynienia w Polsce, którego prostactwo, jest tuż obok głodnych dzieci jest największą hańba IV RP. Niestety wybitne umysły jak Czabański, Ziobro czy poseł Mularczyk nie rodzą się na kamieniu, a nawet jakby się rodziły (z nas przecież papież i matka Boska) to i tak mielibyśmy problem, bo nigdy do końca nie wiadomo co robili ich rodzice i czy dzieci powstały nas skutek miłości czystej czy też na skutek używania prezerwatyw lub tabletek śmierci zwanych nieopatrznie antykoncepcyjnymi. Mnogość zajęć na rozmaitych frontach walki w Ubekistanie oraz powolne odzyskiwanie urzędów z rąk rozmaitych bredzących śmieciuchów nie pozwala na dokładniejsze przyjrzenie się kolejnym gnidom , który IV RP wciąż atakują.
I tak już w 1964 roku (a więc gdy bracia Kaczyńscy mieli lat 15 – co zapewne nie jest przypadkiem) wszedł w życie bolszewicki kodeks cywilny, w myśl którego własnością nie było to co władza solidarnie odbierze wykształciuchom, ale grunty oraz budynki i części budynków trwale z gruntem związane i co najważniejsze stanowiące odrębne od gruntów prawo własności. Zagadnienia prawa własności podobnie jak prawo konstytucyjne czy karne z racji tego, że nigdy nie stanowiło przedmiotu szczególnej ciekawości na wydziałach prawa (nie to co np. renta socjalna) przez lata przetrwały zahibernowane i niepodziewanie przed kilkoma godzinami zaatakowały Pana Ministra Ziobro.
Otóż okazało się, że aby developer mógł sprzedać mieszkanie (pewnie oligarachokomunowykształiciuchom) to zgodnie z bolszewickim kodeksem musi najpierw ustanowić odrębne prawo własności lokalu, gdyż inaczej zgodnie z prawem nie istnieje niestety owa odrębna od gruntu część budynku, zwana przez nas popularnie mieszkaniem. Te zabagnione prawo, dotychczas nigdy jeszcze niestosowane, zostało słusznie pominięte w rozporządzeniu ministra dotyczącym obniżenia stawek notarialnych, czego konsekwencją było to, że dziś notariusze i deweloperzy mają niższe stawki notarialne tam gdzie premier ugryzł Żubra.
Wyjścia z tej sytuacji są dwa. Pierwsze, wydawałoby się oczywiste - zmienić rozporządzenie. Jednakże jak pamiętamy, Pan minister z zagmatwaną, 4 stronnicową materią rozporządzenia zmagał się przez około dwa lata, toteż kolejne dwa lata musielibyśmy czekać na ewentualną poprawkę. A przecież 3 miliony mieszkań stoi gotowe pod kluczem.
Prościej jest więc zamknąć wszystkich deweloperów tudzież spółdzielców (od czego sądy 24 godzinne?), mieszkania rozdać potrzebującym (wedle zasług, w pierwszej kolejności redaktorzy z Gazety Polskiej, potem Gość Niedzielny), a potem słusznie oskarżyć Ryszarda Krauzego o to, że nie skomputeryzował Ministerstwa Sprawiedliwości i dziś zaplątany w dyktafonach Pan Minister sam musi po nocach pisać skomplikowane akty prawne.
I na tym chciałem zakończyć relację gdyby nie fakt, że przez przypadek włączyłem telewizor i popadłem w głęboką zadumę, gdyż Pan premier powiedział, że Prawo i Sprawiedliwość jest Partią zwykłych ludzi, a nie ludzi pochodzących skądkolwiek.
Cokolwiek to znaczy…